Wszystko zepsuł front atmosferyczny, przy mocnym wietrze dawałem radę i kierowałem się już do domu bez żadnych przekleństw w głowie. Gdy pojawił się deszcz i nagły spadek temperatury musiałem odpuścić. Utknąłem w centrum pod halą sportową w Jaworznie, nie wiem czemu natychmiast nie dzwoniłem po transport tylko tyle czekałem by mocno wymarznąć (strój jak w lato, krótkie spodenki i rękawy)
Trasa wyglądała dziś tak: Giszowiec (staw Janina), Lędziny, Urbanowice, Tychy, Czułów, ul. Bielska - do połowy lewy skręt w las, Wesoła, Krasowy, Kosztowy.
Jadąc lasem na Lędziny z naprzeciwka jechało dwóch bajkerów z Amorkami Lefty, raz tylko spotkałem kogoś na tym widelcu; A tu proszę, Lefty występuje w przyrodzie również w parach ;)
Niby słonko i dodatnia temp. A zimno jak skur... No :D że aż tacza hymny grała ;)
Tempo było równe, bez gwałtownych zrywów. Na podjazdach też nie dawałem całej mocy przez co lekko pokonywałem dziś podjazdy i jeden spory podjazd (z Byczyny na Jeziorki).
A u dołu zjazdu bagno sprytnie skryte pod warstwą liści. Wpierw czułem jak przednie koło cudownie uślizguje bokiem, potem brak przekazania napędu aż sam pływałem w tym bagnie.