Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2011

Dystans całkowity:1154.54 km (w terenie 436.00 km; 37.76%)
Czas w ruchu:55:39
Średnia prędkość:20.75 km/h
Maksymalna prędkość:59.00 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:72.16 km i 3h 28m
Więcej statystyk

Sosina, Ryszka, Krzykawka, Sławków

Poniedziałek, 31 października 2011 · Komentarze(0)
Wyruszam i już na ulicy spotykam Krzyśka który mnie mnie jechał, dzwoni do Zetora i daje mu znać aby się już zbierał na Sosinę bo tam się spotkamy. Jedziemy ścieżką rowerową na Park Lotników, wbijamy na jakiś szlak i jedziemy na kamieniołom, płytami dojeżdżamy do Pieczysk i kierujemy się obok bazy nurków na Sosinę. Podjeżdżamy pod ulicę Bukowską i czekamy na przyjazd Dominika. Za jakiś czas ruszamy mu naprzeciw, około kilometr od Sosiny zatrzymujemy się na poboczu i wypatrujemy go z daleka, dojeżdża do nas i ruszamy w bok w teren gdzie jeszcze nie miałem okazji jechać. Początkowo asfalcik a potem piach i jeszcze więcej piachu. Przekopaliśmy się na górę skarpy, chwilę torami i zjechaliśmy do Ryszki. W okolicach Miedawy przyszła kolej na błoto, poobklejane koła czyściły się długo aż do Przymiarki. Na górce przed Sławkowem przerwa i pamiątkowe zdjęcie.
Test aparatu © Kysu

Takich dwóch jak nas trzech nie ma ani jednego © Kysu

Potem zjechaliśmy do Sławkowa, w pobliżu stadionu się zagadaliśmy na całego. Dominik jedzie do domu a ja z Krzychem kierujemy się na rynek i w stronę Niwy. Krzychu się odłącza i jedzie do siebie, a mnie opisuje jak mam jechać na Maczki. Raz już jechałem tą drogą i nie miałem problemu by teraz trafić. Jeszcze jadę sobie czarnym szlakiem na Jaworzno, potem przez park lotników i ścieżką rowerową.
Przed Wysokim Brzegiem przejazd kolejowy zamknięty, ale nadarzyła się okazja..
Podczas postoju za tirem © Kysu

Zrodziła się myśl by ekspresowym tempem zajechać do domu. Wielka naczepa, spory silnik i prosta droga zaowocowały prędkością 59km/h Jeszcze nigdy tak szybko nie przejechałem tego odcinka :0

Zamek Lipowiec

Niedziela, 30 października 2011 · Komentarze(0)
Ruszam na spotkanie pod Placem Papieskim. Jechałem pierwszy raz na to miejsce ale przestudiowałem googlemaps i nie było problemów z trafieniem. Przyjechałem pierwszy co mnie zdziwiło, ale to dobrze bo nie chce więcej drażnić Andrzeja swoim spóźnialstwem. Za chwile przyjechał Andrzej do którego podjechałem z drugiej strony placu, za kolejną chwilę Tomek a potem jeszcze Jacek by się przywitać bo też rusza o tej porze, ale ma dla siebie mniejsza wycieczkę z racji mniejszej ilości czasu. We trójkę zjeżdżamy w dół do Niwki, obok Fashion-house jedziemy na Jaworzno, które jest ostatnio remontowane i do centrum trafiamy objazdem. Andrzej chce dostać się na Chrzanów drogą krajową 79, ale delikatnie wybijam mu to z głowy proponując troszkę dłuższą (o czym nie mówię) drogę gdzie natężenie ruchu będzie bardzo małe. Jest to droga przez Jeziorki i Balin, pokonujemy ją nie spiesząc się z jedną przerwą. W Chrzanowie wszyscy jesteśmy zdezorientowani, ale gdy dojechaliśmy do DK79 Andrzej już wiedział jak jechać. Wyjeżdżamy z tego miasta i tu nie pamiętam jaki kierunek został obrany (czy to były Pogorzyce?) Trafił się spory podjazd, który pokonywałem najwolniej. Na górze chwila na złapanie tchu i czekoladę. Jedziemy dalej i już bardzo szybko trafiamy do celu gdyż mamy długi zjazd.
Pod wzgórze zamkowe jedziemy asfaltem, a końcową część terenem, wchodzimy na teren zamku i rozkładamy się przy stoliku, wykonujemy fotografie a potem jemy.

Wracamy zjeżdżając z innej strony wzgórza. Zarówno Tomek i ja dajemy wycisk tylnym hamulcą, jemu kopci się z zacisku a mnie tarcza zmieniła kolor. Ale najistotniejsze jest to, że w końcu hamulec się dotarł i nie ma już żadnego szarpania i dziwnych dźwięków. Jadziemy asfaltem cały czas prosto na Żarki, potem Chełmek. W Chełmie Małym proponuję mój skrót przez górę do Chełmu Śląskiego. Potem Imielin, Kosztowy, i na Brzęczkowicach w locie żegnam się i jadę do Buczków pogadać. Adam i jego tata czyszczą sprzęty na ogrodzie, rozmawiamy sobie a Adam wspomina że na następny rok będę z nimi jeździć na maratony bo widzi że jestem już przygotowany na taką zabawę. Jestem łącznie około 25 minut i wracam do domu na obiad.

Fotki Tomka

Pyrzowice, Przeczyce, Błędów, Sławków

Sobota, 29 października 2011 · Komentarze(0)
Ruszam na Balaton z lekkim opóźnieniem ale nadrabiam na trasie. Gdy już wszyscy w komplecie i jedziemy przez hałdę do parku Leśna (całkiem ładny ten park). Jedziemy na Pogorie. W trakcie drogi ciągle co jakiś czas czuję na korbie jakieś drgania/drobne przeskoki, cykliczne ale nie co obrót korbą ani nie co obrót koła. Wreszcie nie wytrzymuje i rozporządzam przerwę z serwisem. Prostuję hak bo krzywy, po wczorajszym jaworznickim pechowym szlaku (już mnie tam nie zobaczycie). Przeglądam jeszcze łańcuch i jestem zaskoczony bo czegoś takiego się nie spodziewałem - pękła tulejka w jednym ogniwie, ale nie na pół tylko rozszerzyła się i to ona stukała co czułem pod stopami. Z użyciem skuwacza wywalam ten odcinek łańcucha. Po robocie chciałbym tylko wyczyścić ręce ale nie ma gdzie. Pojawia się też pies, pies złodziej! Podszedł do mnie i czując się niepewnie odsunąłem się bo nie znałem jego zamiarów. Poniuchał mi rękawiczki a gdy chciałem je przydepnąć by mi ich nie zabrał, to właśnie to zrobił. Tak mi ciśnienie skoczyło że zabrałem leżącą obok skrzynię na piwa i chciałem w niego przywalić gdy stał pod ogrodzeniem. Ale uciekł na posesję przez otwór w siatce. Przeszedłem za nim i aby oddał mi moją własność musiałem się z nim pobawić, pomachałem parę razy rękawiczką i w końcu tą z paszczy wypuścił. Pojawił się też właściciel ale nie miał pretensji czy coś, jedynie przeprosił że pies zrobił co zrobił bo się chciał bawić. Jedziemy wreszcie przy Pogorii 4 znaną drogą. Wbijamy na asfalt i przekraczamy S1, potem jedziemy obok tej ekspresówki szutrową drogą i dojeżdżamy pod Terminal.

Humory dopisują a najlepsze przed nami. Ruszamy teraz na początek płyty lotniska jadąc przez stary wojskowy teren, potem przy samym odgrodzeniu lotniska gdze jeszcze zatrzymujemy się na kilka fotek.

Za chwile jesteśmy już przy opuszczonym budynku na który wspinamy się by coś zjeść i oglądać lądujące samoloty. Robi się śmiesznie gdy Tomek napotyka problemy z wspinaczką na dach tego budynku.

Chcemy ruszyć dalej ale znów atak śmiechu skutecznie powstrzymuje nas od tego. Tomek nie potrafi się zdecydować jak dostać się na ziemię z budynku, zeskoczyć czy opuścić się? Trudna decyzja (zobaczcie film na dole wpisu). Gdy już wszyscy twardo stali na ziemi ruszyliśmy na Przeczyce, ledwo co odjechaliśmy od lotniska a słyszymy lecący samolot, zatrzymujemy się, odwracamy i widzimy jak na tle pięknego jesiennego lasu przelatuje maszyna Wizzer (jestem zły że nie wyciągnąłem aparatu a był na to czas - miałbym naprawdę świetne zdjęcie). Jedziemy asfaltem a potem jak deklaruje Krzychu na swoim blogu ile się dało terenem choć zupełnie nie pamiętam tej części wycieczki. W Przeczycach jedziemy sobie płytami po zaporze, potem brzegiem zalewu po piasku. Następnym punktem wycieczki jest Dębowa Góra, Krzysiek prowadzi na czuja ale wie gdzie musimy się kierować, konieczne było też przekroczenie ekspresówki i podjechanie kawałek jej skrajem. Po drodze mamy Zawarpie i Trzebiesławice, przez pole podjeżdżamy pod górę i możemy już dojrzeć naszą Dębową Górkę.

Krzychu pojechał swoją ścieżką a my z Tomkiem swoją, równoległą do tej od Krzyśka. Teraz jedziemy wspólnie w dół pola i spoglądam na Krzycha, bardzo ładnie to wygląda gdy odległości między nami się nie zmieniają a całe otoczenie: pole pomiędzy nami i lasy w dalszym planie przemieszczają się. Niewiele czasu mija i jesteśmy już na górze.

Troszkę dalej mamy dobry zjazd, dość długi bo trochę minęło zanim znaleźliśmy się na dole, trochę wymagający bo nawierzchnia nie była równa a ścieżka trochę kręta, czasem pozwalałem sobie na dokręcanie jeśli było prosto i mało szybko ;) W Tucznawie odnajdujemy sklep i robimy zakupy, dla siebie biorę 2 drożdżówki z budyniem, banana i rogala z nadzieniem, po wyjściu od razu biorę się za zjedzenie tego zostawiając jedynie drożdżówkę z budyniem.

Ruszamy teraz na Błędów, kręcę troszkę materiału na film i robię zdjęcia w trakcie jazdy.

Trafia się odcinek w którym się świetnie relaksuję, zapominam że w ogóle jadę, nie odbieram żadnych sygnałów bólu czy zmęczenia tylko spoglądałem ciągle przed siebie i w lewo na jesienny las. Okradzionków, Błędów, Laski..

Tak leci nam droga, napotykamy przeszkodę terenową o wilgotności 100% czyli wodę i nie wiadomo jak ją przekroczyć. Krzychu zobaczył kładkę i bez wahania po niej przejechał, za nim Tomek próbuje i daje nura w bajoro aż po główkę ramy. Śmiejemy się z nieszczęścia kolegi ale nie dało się powstrzymać, Tomek ochrzcił swój nowy amortyzator fundując mu wodowanie.

Alternatywnie to zdarzenie mogę opisać tak: "Po nieudanej próbie przejazdu przez kładkę Tomek musiał się wynurzyć z wody a Krzychu opanować śmiech"
Wycieczka się powoli kończy, Krzykawka, Sławków (zamknięta ścieżka rowerowa z powodu meczu), Miedawa (terminal), jedziemy w stronę Ryszki, obok chatki wróżbity i dojeżdżamy do Maczek. Żegnam się z towarzyszami i jadę do domu przez czarny szlak.

Pętla wokół Sosiny

Piątek, 28 października 2011 · Komentarze(0)
Z Krzyśkiem spotykamy się na pograniczu Szczakowej i Maczek, wjeżdżamy na czarny szlak by poszukać pancerza który prawdopodobnie wypadł mi wczoraj z sakiewki. Nie znaleźliśmy i wracamy się do Maczek, przy Białej Przemszy wskakujemy w teren i jedziemy na betony/płyty prowadzące do Sosiny. Gdzieś za połową tej drogi spotykamy Andrzeja jadącego z naprzeciwka, wracał właśnie z Sosinki. Chwilę pogadaliśmy i pojechaliśmy w swoje strony. Objazd zalewu w tej fajniejszej, bardziej suchej części wykonaliśmy szybko. Na przeciwnej stronie było mokro i błotniście, że aż Krzychowi koło uślizgiwało. Nie chcąc się brudzić jechaliśmy spokojnie. Wracamy i kierujemy się na płyty jadąc w stronę Maczek, za torami mały wredny piesek uczepia się Krzyśka i nie daje mu spokoju. Postanowiłem się zabawić z pieskiem i rozpędziłem się, przejeżdżając z dużą prędkością obok niego głośno krzyknąłem by go wystraszyć, a on prawie mi wskoczył pod kółko bo nie wiedział co się szykuje. Po tym zabiegu odpuścił sobie. Na Maczkach się pożegnaliśmy i ruszyłem do domu, wskoczyłem na czarny szlak, wyjechałem nim obok cmentarza. Zechciałem dojechać na osiedle Stałe niebieskim, co się okazało wielkim błędem. Rok temu gdzieś w tym samym okresie jechałem tam i wpadły mi badyle w szprychy, dziś powtórka z zeszłego roku i dodatkowy przerzutka zaczęła rzegotać :/ Szybka kontrola wykazała skrzywienia haka, więc chwyciłem w łapę i jednym ruchem wyprostowałem to jak należy, jeszcze potem baryłką popuściłem troszkę linki i nic mi już nie przeszkadzało. Wróciłem ścieżką rowerową.

Jaworzno z Brosem

Czwartek, 27 października 2011 · Komentarze(0)
Umówiliśmy się na Niwce pod kościołem, zajechałem tam z rekordowym czasem około 17 minut. Zaproponowałem by ruszyć się tak jak na pierwszym spotkaniu - w stronę Jaworzna obok DB Shenker ulicą Plażową.
Widok na linie kolejowe w okolicach Boru © Kysu

Następnie jechaliśmy wzdłuż torów wąską ścieżką, potem przez piaski przedostaliśmy się pod tunel w nasypie kolejowym, przez który przejechaliśmy na drugą stronę. Kawałeczek płytami by za chwilę skręcić w piaszczystą ścieżkę na czarny szlak w Jaworznie. Szlak przejeżdżamy do końca i jeszcze prowadzimy pogawędkę na Maczkach. Jest już całkowicie ciemno ale wcale się tym faktem nie przejmujemy. Ja zawracam i jadę sobie czarnym szlakiem, a potem przez osiedle Stałe najkrótszą drogą do domu.

Dwie pętle w okolicach Krzycha

Środa, 26 października 2011 · Komentarze(0)
Krzysiek wyjechał mi naprzeciw i spotkaliśmy się na Ostrowach Górniczych, podjechaliśmy na remontowany most nad S1 gdzie mieliśmy się spotkać z Brosem. Swoją drogą dawno się z nim nie widziałem. Ruszyliśmy na ścieżki, które niedawno Krzysiek mi prezentował, praktycznie spora część była mi już znana, lecz nie zawsze zapamiętana. W sumie wykonaliśmy dwie fajne pętle z maksymalną ilością terenu.
Ślad GPS naszej trasy

Nowe tereny w Krzyśkowych okolicach

Piątek, 21 października 2011 · Komentarze(0)
Do Krzyśka jechałem nieco zmienioną drogą, na terenowej górce w Jaworznie skręciłem w lewo, tam chwilę pokręciłem się lasem i trafiłem na czarny szlak którym dojechałem do Maczek. W Ostrowach Górniczych zadzwonił i przekazałem gdzie jestem, więc wyjechał naprzeciw a spotkaliśmy się na ulicy Sztygarskiej. Tak jak kiedyś pojechaliśmy na Hałdę, a za torami w prawo wzdłuż nich. Wyjechaliśmy na asfalt w Pekinie, podjechaliśmy drogą pod most nad S1, który przez wakacje był remontowany. Jedziemy wzdłuż ekspresówki do lasu, potem obok parku Leśna, wyjeżdżamy z lasu i przez pole do torowiska, którym jedziemy też kawałek. Jedziemy jeszcze na Wapiennik gdzie jest górka z niewielką trasą do zjazdu. Stąd kierujemy się na Ostrowy Górnicze i każdy już jedzie do domu. Wracam czarnym szlakiem a na Długoszynie asfaltem podjeżdżam do Niedzielisk skąd dalej jadę na park Lotników przez las. Ścieżką rowerową do domu.

Mroźna Jura

Niedziela, 16 października 2011 · Komentarze(3)
Z domu wychodzę o 7:00 zakładam świeżo nasmarowany łańcuch i ruszam do Krzyśka. Jest strasznie zimno około -3 stopni i czuję ten mróz po buzi i nogach, ale szybko się zagrzewam i jadę równym tempem. Punktualnie na 8:05 jestem u Krzycha, pompujemy całe zawieszenie i jest problem z damperem, bolec z pompki jest za krótki więc.. trzeba dorobić jakąś podkładkę która otworzy zaworek. Dopiero któreś z rzędu próby dają oczekiwany efekt i startujemy z grubo ponad pół godzinnym opóźnieniem. Gdzieś w okolicach huty szkła jesteśmy już w całości (czekali tam Andrzej i Tomek). Przywitanie i opieprz od Andrzeja za spóźnienie. Jedziemy asfaltami, Tomek prowadzi nas przez Okradzionów, Rudy,Łazy Błędowskie, Błędów do Chechła. Tu wbijamy na czarny szlak a Andrzej wspomina o fajnym podjeździe, który zalicza jako lider od początku do końca zostawiając nas w tyle - faktycznie lubi ten podjazd skoro tak wyrwał do przodu ;) Droga wiedzie przez leśne ścieżki, często z dużą ilością piachu. Rzadko się zdarza, ale spotkaliśmy jedną grupkę rowerzystów która minęła nas z naprzeciwka. Dojeżdżamy do czerwonego rowerowego szlaku i jedziemy nim kawałek pod wiatę gdzie posilamy się. Nie dysponowaliśmy całym dniem więc zdecydowaliśmy się na powrót (będzie okazja by znów tu przyjechać i zaliczyć Ogrodzieniec) Zawracamy i tym samym czerwonym szlakiem rowerowym jedziemy do Rabsztyna. Droga podobna a nawet ciekawsza niż czarny szlak, wszak tu już jechaliśmy i mimo mokrej pogody ostatnim razem po dzisiejszym dniu nie mam złych wspomnień. Odcinkami było też trochę asfaltu, był jeden postój przy sklepie i sporo innych bajkerów, których jak nigdy widzieliśmy na szlaku. Pod zamkiem w Rabsztynie chwila na wyrównanie oddechu i jedziemy do Olkusza pokonując asfaltem kilka wzniesień. Następnie szutrem skracamy sobie drogę do Bukowna gdzie w naszym zwyczaju zatrzymaliśmy się pod fontanną. Jadąc na Jaworzno widzimy szosowca, Tomek został podpuszczony przez Krzyśka i ruszył w pościg za nim, pokazał mu co to jest szybki młynek i prowadził nas z prędkością 35km/h i większą prawie pod samą Sosinę. Szosowiec włączył się w nasz peleton jadąc w środku, a po kilku kilometrach gdy chciał dać zmianę zrobił lukę i ja z Andrzejem oderwaliśmy się od peletonu zostając w tyle, próbowałem dogonić ale bez skutku. Pod Sosiną łączymy się już w całości i betonami kierujemy się na maczki, przy lokomotywowni żegnam się i jadę skrótem pod przejazdy kolejowe na Szczakowej. Wracam drogą, którą nazywam już chlebem powszednim, od wakacji gdy spotykałem się z Krzyśkiem by wspólnie pojeździć, zawsze dojeżdżałem i wracałem tą trasą. Na ostatnim leśnym odcinku przed ścieżką rowerową wyciągam aparat i robię mała sesję.

Fotki Tomka

Pierwszy postój - Andrzej traci ciśnienie w kole © Kysu


Krzysiek zaciesza - nie wiadomo z czego ;) © Kysu


Zadowolony bo przyjechał z nami i nie pada © Kysu


Zbieramy się w drogę powrotną © Kysu


Droga do domu usypana liśćmi © Kysu


Powrót do domu - ja też chcę być na zdjęciu © Kysu

Coś nowego

Sobota, 15 października 2011 · Komentarze(0)
Zamiast lansu na Pogorii wybraliśmy się naszą trójcą (Tomek, Krzysiek i ja) na coś terenowego. Na Maczkach spotkanie i wjeżdżamy do lasu, rozpędzony Krzysiek wystraszył psa - fajnego wilczura. Przejechaliśmy kawałek płytami na sosinę, a przy torach jedziemy wzdłuż nich i kręcimy w lewo. Tam spory kawałek prosto przed siebie, do czasu gdy nie zachciało się szukać nowych ścieżek, no to kręcimy w bok. W pewnym miejscu mieliśmy trzy możliwości, i dopiero trzeci wybór drogi nie wpędził nas w przysłowiowe maliny. Ale i tak ten ostatni wybór zakończył się przedzieraniem przez wycinany las, więc pełno patyków i gałęzi plątało się pod kołami. Wyjechaliśmy na górce przy "dywanowym moście" Zajechaliśmy na Ryszkę, potem w stronę Bukowna, zjechaliśmy po piaszczystym nasypie, przedarliśmy się przez teren rekultywowanej kopalni piasku - między drzewami, czasem kopiąc się w piaszczystym podłożu. Przechodzimy na drugą stronę rzeczki i jedziemy szutrowo-kamienistą drogą. Za kopalnią jest strasznie błotnista drogaz powodu triów, jedziemy nie więcej niż 12km/h by się do końca nie uwalić tym syfem. Przyspieszamy dopiero gdzie droga jest bardziej sucha. Wyjeżdżamy na asfalt, żegnam się z kompanami i jadę do domu obok Sosiny, przed Długoszyn i osiedle Stałe.

Teścik czapki z Lidla

Piątek, 14 października 2011 · Komentarze(2)
Wracając z uczelni wskoczyłem do Lidla kupić czapkę dla biegaczy, która z powodzeniem może być używana pod kaskiem. Chwilę po powrocie do domu przyjechał Krzysiek, ja jeszcze bez obiadu i nieogarnięty napęd. Miało być szybko a to całe czyszczenie i smarowanie łańcucha strasznie się dłużyło. Ruszyliśmy na stawki w Wysokim Brzegu, wzdłuż torów zajechaliśmy pod Fashionhouse. Chwilę asfaltem w stronę Jaworzna i w lewo do lasu. Ciekawy teren którym jedziemy pod linią wysokiego napięcia, żółte trawy wpadające w złoto-pomarańczowy kolor, niskie krzaczki i krzewy oraz kolorowe liście na drzewach. Dojeżdżamy na nie wysoką, ale rozległą hałdę, jest na niej wyjeżdżona droga i kierujemy się nią przed siebie, a gdzieś pod koniec hałdy zjeżdżamy w prawo do lasu. Droga w lesie wysypana cegłówkami i rożnym gruzem, tutaj Krzysiek łapie kapcia. Szybka wymiana dętki i jedziemy dalej, okazuje się że trafiamy na znamy mi czarny szlak w Jaworznie. Dojeżdżamy nim do Maczek i dalej terenem jedziemy na parking pod Balatonem. Stąd wracamy do domów, ja asfaltem do Maczek by tam wskoczyć sobie na ten czarny szlak, podjeżdżam kawałeczek zielonym i niebieskim przez Długoszyn na Park Lotników i stąd najprostszą drogą do domu.

Czapka z Lidla całkiem ok, można nią głęboko nałożyć na głowę i zakryć całe uszy. Początkowo nawet za mocno grzała i musiałem lekko ją odkrywać by mieć mały przewiew. Nie jest gruba przez co dobrze leży na głowie wraz z kaskiem.