Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:705.16 km (w terenie 261.00 km; 37.01%)
Czas w ruchu:31:58
Średnia prędkość:22.06 km/h
Maksymalna prędkość:64.30 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:64.11 km i 2h 54m
Więcej statystyk

XXII Bytomska Rowerowa Masa Krytyczna

Piątek, 29 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Wszystkie kilometry łącznie z trasą Bytomskiej Masy.

Grochówka i wuszty były smaczne. Bardzo fajne rozmowy z Mateuszem, który zaprosił mnie na tą dzisiejszą masę.
Powrót po zmierzchu, a w trakcie kiedy Mateusz trochę mnie odprowadzał okazało się z jego obserwacji, iż lampka z kasku jest kiepsko widoczna bo pochylam głowę (wiadoma sprawa) i jest przysłaniana przez plecak. Dostałem na drogę konkretną lampkę od niego (dzięki serdeczne że zadbałeś o moje bezpieczeństwo).
Cateye - bardzo mocno świeci i kilka trybów, najciekawsze jest wyłączanie poprzez przytrzymanie na kilka sekund przycisku, mądre zabezpieczenie by przy przełączaniu trybów lampka zawsze świeciła i nie było możliwości pomyłkowego wyłączenia jej.

Galeria Picassa

XXII Bytomska Rowerowa Masa Krytyczna © Kysu


Kwietniowy tułacz

Środa, 27 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Dobra, jak było mówione rozpoczęło się od Jaworzna, przeleciałem przez centrum i doznałem zadyszki na tych podjazdach bo musiałem się przedostać od dołu na Chełmońskiego. Popędziłem na Ciężkowice i tam wpadłem w las. Kręciłem długo i mozolnie, koło piaskowni mały zjazd a potem spory podjazd, zwykle tam zjeżdżam, dziś odwrotnie. Trochę to kłopotliwe bo piasek pod kołami. Gdzieś tam na szczycie skręcam w las i tak przez niego jadę, ciągnie się on nieopodal tej piaskowni. W końcu dojeżdżam do asfaltowej drogi, nie chcę strzelać skąd dokąd ona prowadzi, ale na pewno na jej uboczu jest tablica BUKOWNO :)
Przy tej tablicy przekraczam tą drogę i ponownie śmigam do lasu. Od tej pory jadę zdając się na swoje wyczucie i zmysł orientacji, bo są to nowe tereny w których jeszcze nie byłem . Jadąc wgłąb las ten troszkę się rozrzedził. Zobaczyłem z lewej ładne wzniesienie w oddali, a właściwie taką górkę i tam się pokierowałem, lecz szybko przypomniałem sobie, że nie ten kierunek jest dziś w planie (planem było dojechanie do Olkusza, bądź najbliższych okolic). Wjechałem w jakieś zabudowania i pojawiła mi się skromna pętla autobusowa od której prowadziła ścieżka, którą skierowałem się na północny-wschód. Napotkana tablica poinformowała mnie o tym, że lasy te należą do nadleśnictwa Olkusz. Więc popędziłem prosto przed siebie, póki co mając równe ubite ścieżki, lecz do czasu. Później widziałem tylko górkę przed sobą, a za nią zjazd, na którym pojawiły się jesienne liście. Teren dalej urozmaicał podjazdami i zjazdami, nie zapominając o liściach. A było ich ciągle sporo, tak że nawet na niewielkim zjeździe hamowały mnie, a na podjazdach zmuszały wrzucenie najniższych przełożeń, nieustannie wydając szelest od ugniatających je kół. Tułaczka ciągle trwała, a ja jechałem w nieznane. Chęć zdobycia serii górek wymusiła skręcenie w prawo, jednak zakończyła się wrong way'em - czyli nagłym końcem trasy prowadzącym w dzicz, więc trzeba było cofnąć się do poprzedniego skrzyżowania by zamiast na nim skręcić w prawo, pojechać na wprost. Ciągle jadąc przez te liście myślałem kiedy się skończą, lecz pomimo tej udręki podziwiałem ładny kontrast jaki dawały korony drzew z niewielką, lecz mocną już zielenią oraz liśćmi na ziemi. Las zrobił się troszkę bardziej przejrzysty, więcej słońca padło na grunt a liście zostały gdzieś za moimi plecami, pojawiła się bardziej utwardzona droga, która mogła by być jakimś szlakiem, lecz nie dopatrzyłem się jakichkolwiek oznaczeń. Jechałem nią jakiś czas, na początku ładnie wiła się lekkim slalomem, a gdy zakręciła mocno w prawo nad głową dostrzegłem linię energetyczną wysokiego napięcia. Była ona prowadzona przez szeroki pas wyciętych drzew, z boku znalazłem ścieżkę i pokierowałem się wzdłuż napięcia na przewodach ;) Kolejny, przyjemny zjazd został zaliczony, i w końcu pojawił się (zielony) szlak! Ucieszony ruszyłem nim naprzeciw, a szczęście sprzyjało bo wkrótce pojawił się malutki strumyczek w którym umyłem dłonie. Lecz natura dała mi jedynie 200 metrów tego szczęścia, dojechałem do asfaltowej drogi z tablicą miejscowości Płoki. Przede mną spory asfaltowy podjazd, odpocząłem chwilę przy strumyku więc mogłem go atakować. Piąłem się nie szybko ale pewnie czując spory opór na korbie od tego wzniesienia. Skończył się podjazd i skręciłem w prawo za chwilę widzą biały kościół. Było to Sanktuarium Matki Bożej, Patronki rodzin robotniczych. Chwyciłem się czerwonego szlaku, który poprowadził w stronę lasu, tusz przy cmentarzu skoczyły się ubite proste ścieżki a pojawił lekko mokry teren z kamieniami. Jeden krótki podjazd pozwolił na sprawdzenie przyczepności opon, mimo mocnego przechyłu opony przetoczyły się nawet bez małych uślizgów. Jadąc dalej napotkałem podobny zjazd jak przed strumykiem, trochę długi z piaskiem, a gdy się skończył dojechałem do asfaltowej drogi. Zdecydowałem że nie mam za dużo czasu więc pojechałem ta drogą w dół w stronę Trzebini. W tym mieście byłem tylko raz, ale jakieś skrawki drogi rozpoznawałem, zasadniczo kierowałem się znakami, które nie zmyliły mnie i wiedziałem gdzie jechać.
Mimo sporego dystansu jaki już przejechałem miałem sporo sił w nogach, sam się zdziwiłem jak szybko pędziłem przez tą Trzebinię, nieustannie aż do Chrzanowa licznik ochoczo pokazywał prędkość większą niż 30km/h co mnie bardzo zadowalało. Kierowałem się na Luszowice i jak najprostszą drogą by zajechać do domu. Nie pamiętam już czy w Balinie pojechałem lasem na Ciężkowice czy trochę dalej skręciłem na Jeleń, to już mało istotne bo najlepszą część trasy opisałem. Wspomnienia w głowie zostały a satysfakcja, że znów odkrywam nowe tereny jest i zachęca by dalej szukać takich terenów.

Backward

Poniedziałek, 25 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Jeśli znudzą ci się okoliczne trasy, przejedź je odcinkami bądź całe w przeciwnym kierunku niż zwykle.

Ja się poszwędałem po moich okolicach, potem zajechałem na Jeleń i tam na przekór wolniejszą drogą prowadzącą po szlaku. Efekt to całkiem fajne widoki i natrafienie na poprzednio poznane drogi które przejechałem w przeciwnym kierunku.

Wiatr :/

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · Komentarze(1)
Ach ten niszczyciel przyjemnego kręcenia.

[Nieukończona] Sosnowiec Maczki, Sosina, Jaworzno

Poniedziałek, 4 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Wszystko zepsuł front atmosferyczny, przy mocnym wietrze dawałem radę i kierowałem się już do domu bez żadnych przekleństw w głowie. Gdy pojawił się deszcz i nagły spadek temperatury musiałem odpuścić. Utknąłem w centrum pod halą sportową w Jaworznie, nie wiem czemu natychmiast nie dzwoniłem po transport tylko tyle czekałem by mocno wymarznąć (strój jak w lato, krótkie spodenki i rękawy)