Czarny kot przynosi nieszczeście

Sobota, 18 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Początkiem trasa pokryła się z tą z dnia poprzedniego, zajechałem na Libiąż natrafiając na małe opady deszczu w trakcie tej drogi. W Libiążu dni Libiąża a ja pojechałem na ciekawe wzniesienie z dość wysoką betonową wieżą, stamtąd można było podziwiać panoramę większości okolic, które były jak na wyciągnięcie ręki. Nie tylko widoki, a sama górka była też warta zatrzymania na niej wzroku, ciut wapiennych skałek, niska zielona trawa i wysokie płono-żółte połacie traw. Kilka drzew stojących samotnie i czasem gęsto skupione blisko siebie krzewy. Pojechałem skrajem stromizny kierując się tam, gdzie w oddali widziałem ciekawą zabudowę otoczoną lasami, leżącą u podnóża kolejnego wzniesienia, a w oddali widziałem tylko czubki kolejnych wzniesień i mocno zachmurzone niebo (jak się teraz z mapy okazało, zabudowa ta to był Wygiełzów). Odjechałem trochę od krawędzi by przejechać tą górkę w Libiążu małym zygzakiem, zapuściłem się trochę w krzewy i wysokie trawy, ale nagrodą były niedługie single-tracki prowadzące w dół więc i prędkości nie były skromne a hamulce się trochę bardziej dotarły. Na dole czekała szosa, jechałem jeszcze przez cichą okolicą i zobaczyłem że wyjeżdżam z Żarek, kierowałem się w stronę Chrzanowa i tak też trafiłem do tego miasta. To już chyba w zwyczaju mam, że zawsze objadę rynek i pojadę przez parking gdzie stoi mała lokomotywa, tylko ostatnio nie trafiam na prostą drogę na Luszowice tylko jakimiś bokami jadę przez osiedla. No właśnie tak też tym razem trafiłem, a nawet jeszcze szerzej jechałem, krótki podjazd pod górkę i tu... Czarny kot się płoszy, biegnie wzdłuż aż w końcu przebiega mi drogę. Nigdy w to nie wierzyłem i nie miałem po takich zajściach żadnych nieszczęść, z wyjątkiem dziś. Kilkanaście sekund później zaliczam lot przez kierownicę.
Wlicza się do tego trochę mojej nierozwagi, nie znałem terenu ale też prędkość nie była zabójcza by nie dało się wyhamować. Po prostu teren zrobił psikusa i na łagodnym uskoku o przewyższeniu 1m ułożył wąską szczelinę z kamieni w kształcie V, i dobrze ją ukrył za trawą. Nie chciałem jechać wąskim gardłem bez możliwości manewru więc zachciałem pojechać boczkiem licząc że będzie czysto. Ale późno zobaczyłem że jadę na skraj tej szczeliny, szybki powrót do wąskiego gardła i nie zdążam wyprostować kierownicy - koło zatrzymuje się na lewej ściance koryta i stawia mnie do pionu... Mnie się nic nie stało, sprzęt też nie ucierpiał bo zatrzymało mnie trochę w pionie i spadłem przez kierownicę na bok.
OK, ruszyłem dalej szybko trafiając na szosę do Luszowic, przez Górki Luszowskie i tu już terenem na szlaki prowadzące na Sosinę, Kamieniołom w Jaworznie, osiedle Stałe i rozkopaną ścieżką rowerową do domu.

Nieznaną drogą na Libiąż

Piątek, 17 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Rozpocząłem od sprintu na sprawdzenie, ale nie doszedł on do skutku gdyż ulica się zakorkowała od wracających pracowników z elektrowni, a szło dobrze ale nie na rekord.

Zajechałem na Jeleń i tam ruszyłem czarnym szlakiem, ciężkie prace pod wiaduktem (pewnie wzmacnianie) wymusiły bym jechał wzdłuż A4, gdzie szlak również tak prowadzi ale po drugiej stronie autostrady więc jechałem kawałek po złej stronie. Niedługi kawałek bo zobaczyłem ciemny i mokry tunelik (patrz zielona strzałeczka) prowadzący w poprzek nasypu i przejechałem pod drogą na właściwą stronę gdzie jest szlak.
Dojechałem nad zalew Tarka i tam dalej czarnym szlakiem jechałem prosto, a na miejscu skrzyżowania się z zielonym szlakiem kręcę w prawo na ten zielony dojeżdżając do stawów Groble. Jeszcze Chwilę jadę prosto mijając te stawy a potem odbijam ponownie w prawo i jadę na szago w dół. Praktycznie jadę do końca, zarośnięta ścieżka na dole prowadzi krótkim łuczkiem w lewo i jeszcze chwilę jedzie się przez las. Potem las się kończy i wpadam na wykarczowany odcinek pod linią wysokiego napięcia, pokazują się pierwsze domostwa i poznaję, że to jest Libiąż, jestem zaraz przy stacji kolejowej. Pokręciłem się na uboczach i przy zasianych polach usiadłem by zjeść tą bułkę którą wożę ze sobą.

Dalsza część mało atrakcyjna bo pojechałem praktycznie szosą do domu przez Chełm Śląski. W Imielinie na rynku odbiłem na Teksas i już prosto do domu. Jedynie zaskoczyła mnie rozbiórka dość sporego budynku (murowana szopa) przy leśniczówce.

Kolejny forumowy wypad

Środa, 15 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Okolice Sosnowca (Balaton), Jaworzna (Sosina, Ciężkowice), Trzebinia blisko piaskowni, Bukowno jeszcze bliżej piaskowni, Sosina, Balaton, Niwka, Centrum M-ce, Dom.

Uśmiech dziewczyny

Wtorek, 14 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Zacznę od początku, bo tytuł nawiązuje do samego końca wycieczki.

Ostatecznie skończyłem sprawozdanie i szybko odgrzałem obiad, spieszyłem się by zdążyć punktualnie na 16:30. Wysłałem sms do Tomka by poczekali na mnie chwilę bo już wiedziałem, że się lekko spóźnię. Gdy już ruszyłem naginałem bez jakieś wielkiej rewelki, jak zwykle sobie pędziłem i sprawdziłem czas pod kościołem na Brzęczkach - niecałe 8 minut, więc lepiej niż zwykle ale to zaledwie 15 sekund szybciej.
Dojechałem i widzę samego Tomka, pogadaliśmy trochę i przyjechał Piotrek bez butów SPD, przyjechał pedałując piętami :/ bo jego buty zostawił jak był ostatnio w górach. Zaproponowałem, że mam w zapasie jakieś zwykłe padały i można je przekręcić na dzisiejszą wycieczkę, bo szkoda żeby się tak męczył. Dość sprawnie i szybko poszło, ale plany musiały się zmienić, nie Giszowiec a na Wesołą popędziliśmy. Tam zaliczyłem błotny upadek :/ ostatni kawał drewna który tam leżał (teraz tak myślę co za ciul to tam nawrzucał) nie pozwolił mi pojechać dalej, zatrzymał mnie i przeciążyło na pechową prawą, bo wypiąć się jest mi gorzej a do tego zawsze oberwie przerzutka. Błoto na bucie, piszczelu i ręce, w sumie mogłem tylko umyć dłoń i jechać a zachciało mi się obmywać, zamoczyłem tylko buta i nieprzyjemnie mi się dalej jechało a i tak się nie domyłem dobrze.
Dalej obrałem dla nas trasę leśną na Tychy, szkoda że w kilku miejscach ktoś wpadł na genialny pomysł zepsucia tej ścieżki i utwardził ją gruzem :/ No dobra, dostaliśmy się do asfaltu i nim już w stronę Lędzin popędziliśmy. Obowiązkowo zaliczając Klimont, tylko szkoda że tak to wszystko zarosło bo prowadziłem chłopaków skrajem posianego pola co pewnie nie było do końca przyjemne. Pod kościołem pogawędka, trochę trwała aż w końcu ruszyliśmy dupy, Piotrek dostał olśnienia że miał być gdzieś za pół godziny - zmiana wersji trasy na krótką do centrum Mysłowic więc: Polna droga za stacją Orlen (Lędziny), Ławki, Wesoła, Morgi, no i już centrum. Przy rondzie postój na zgranie gdzie każdy jedzie i dalej kręcimy. Całą Mikołowską zjeżdżamy, chce dogonić Tomka by się z nim pożegnać bo zaraz odbiję w prawą, mimo że ładnie się rozpędziłem to nie chciałem naginać przepisów i wyprzedać prawą stroną pojazdu. Przyhamowałem i zrównałem się na chwilę z niebieskim Seicento, spojrzałem w boczną szybę przy tylnej kanapie i zobaczyłem dziewczynę, która bardzo pięknie się do mnie uśmiechnęła, nie musiałem się starać bo na taki widok uśmiech się sam u mnie pojawił.

Zalany kamieniołom - centrum nurkowe w Jaworznie

Piątek, 10 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Wypad w składzie: Łukasz, Piotrek, Tomek z forumrowerowe.org

Cel: zapoznanie się by w przyszłym czasie mieć perspektywy na kolejne wspólne wypady.

Trasa: Od kościoła na Niwce Piotrek prowadził możliwie najlepsza drogą daleko od asfaltów. Powrót z moim małym urozmaiceniem.

Fatalna wycieczka

Sobota, 4 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kontynuacja wycieczki "Kwietniowy tułacz" - poznanie dalszych terenów.

W Płokach kupuję 3l. wody mineralnej, mam dwa bidony - bardzo dobrze bo ciężko jest dziś znieść ten skwar. Dopijam resztę i uzupełniam do pełna. Zostało mi 2/3 w butelce, na siłę nie chcę pić więc zjechałem na dół, za tablicami obok szlaku wchodzę w krzaki i zostawiam butelkę wody na powrót :D
Jadę czerwonym szlakiem przy cmentarzu, przekraczam drogę 791 (Trzebinia-Olkusz) i ponownie jadę w nieznane. Teren z dość sporą ilością przewyższeń, teraz dla mnie dobrze bo większość z górki (drogą powrotną masakra - ale o tym potem). Zjechałem do małej miejscowości, zaraz się troszkę piąłem w górę, skręciłem w prawo. Gdy tylko wyjechałem na skraj lasu w oddali mogłem podziwiać fajne widoczki, przyjrzałem się i olśnienie.. widzę jakiś zamek. Nie byłem pewny ale zdawało mi się że jest to Tenczyn, który chciałem zdobyć już od zeszłego roku. Zachwycony, bo wycieczka znalazła swój cel ruszyłem. Zamek jeszcze przez chwilę mogłem widzieć, potem gdy znów droga poprowadziło mocno w dół już nie miałem okazji. Dojechałem do Dulowej, do drogi 79 na Kraków i... Gdzie jest ten zamek? Zupełnie go nie widziałem bo byłem zbyt nisko. Stracił się też czerwony szlak który się trzymał ciągle ze mną od Płoków, gdyby prowadził w kierunku zamku zapewne ciągle bym nim jechał.
Szybko popędziłem w prawo tą 79, rozglądając się za zamkiem, przejechałem sporo i ciągle go nie było widać, okazało się że jadę w złą stronę bo wjechałem prawie do Trzebini. Więc zawracam i jadę za Dulową, gdzieś w Woli Filipowskiej dopiero zamek się ujawnia i przez chwilę go podziwiam. Szybko kalkuluję czy wystarczy mi czasu by dziś to obskoczyć, niestety było już dość późno więc wracam z planem, że przyjadę jeszcze o wcześniejszej porze i na pewno zdarzę.
W drodze powrotnej jeszcze przed wszystkimi podjazdami poczułem duży spadek sił, jestem wkurzony że w Płokach zadbałem tylko o płyny nie kupując nic do jedzenia. Pierwsze podjazdy w Dulowej idą jeszcze dobrze, na kolejne nie mam już sił. Czuję się słabo i wiem, że nie jest to kryzys a brak energii. Zaczynam się oszczędzać jak tylko mogę i największe podjazdy wypycham rower pieszo. Idzie to żmudnie a podjazdy są strasznie długie i strome. Martwię się już bardzo, bo droga do domu jeszcze długa a ja już bym najchętniej był już na miejscu i odpoczywał.
Dojechałem do drogi 791 i jednak zdecydowałem się na szosę, w terenie chyba bym się wykończył i został gdzieś w lesie. Jadę na Myślachowice myśląc jaka mnie czeka długa droga, a krócej byłoby przez te Płoki. Rozmyśliłem się i kręcę jednak w prawo, staram się ominąć wzniesienie i jakoś udaje mi się trafić na Czyżówkę. Widziałem jakiś grill i już tylko o jedzeniu myślałem, chciałem się zatrzymać i poprosić o coś do jedzenia bo naprawdę tak bardzo słaby się jeszcze nie czułem. Dopóki był asfalt droga jakoś mijała, trochę się ciągła i czułem jak robię się coraz słabszy. Przed Bukownem wjeżdżam w las, w tereny piaskowni. Tam już z wyczerpania zaliczam glebę i zauważam jak bardzo chce mi się spać, powieki same się zamykają i jestem przestraszony co by było gdybym zasnął, czy zregenerowałbym się czy już bym się nie obudził. Ciężka droga po piachu i notoryczne zamykanie się oczu. Jadę już w połowie przytomny, trasę przez tą piaskownie w większości NIE pamiętam, przejechałem nią jak w jakimś transie, jak naćpany, zauważyć się też dało spóźnione reakcje, szczególnie reakcje na kręcenie kierownicą którą nie zdarzałem łapać równowagi i często mnie w tym piachu przechylało.
Dojechałem do Ciężkowic, zadzwoniłem do Agusi, z myślą że zgodzi się by mnie wyratować jakaś kromeczką i herbatką, a nawet kilkoma złotówkami bo tamtejszy sklep był do 21 więc jeszcze przez chwile był otwarty. Usłyszałem tylko tyle, że nie ma jej w domu i czy nie jestem przypadkiem pijany !? No tak, dało się zauważyć jak trochę nieskładnie się wysławiam bo byłem na progu wycieńczenia :/ Trudno, jadę maksymalnie głodny, wycieńczony i zawstydzony do domu, został sam asfalt więc takie małe pocieszenie. Na końcu Ciężkowic dziwna sprawa, włącza mi się zapasowy akumulator i idzie to troszkę lepiej, trochę późno się włączył ale mam podczas drogi rozkminę z czego to? Jakby organizm spalił wszystko co miał a teraz bierze energię z samego siebie spalając własne białka? Katabolizm? Kurde gliny mnie wyprzedziły! .. jest już ciut szarawo ale nie reagują - ja się cieszę bo za brak świateł mam mandat. Podjazd przy szpitalu w Jaworznie już za mną, jadę tyłem przy stadionie "Azotania" już jestem przy elektrowni i niewiele mi zostało do domu.
Wreszcie dojechałem, wydawało mi się że zjem wszystko, ale byłem tak zamulony że zjadłem niewiele i błyskawicznie zasnąłem.

Bez powera i bez mocy

Czwartek, 12 maja 2011 · Komentarze(0)
A w dodatku Tora mi cieknie i będę ją musiał wysłać na gwarancję.

Natomiast hydrauliki Juicy Seven są tylko dobre. Liczyłem na jakiś totalny szok i potęgę (choć pewnie się jeszcze dotrą :> ). Wnioskuję że poprzednie mechaniki Accent Freezer nie są bez powodu nazywane mocnymi mechanikami, siłą mają blisko do hydraulików. Kolejny wiosek jest taki że nawet V-ki Deore z oryginalnymi klockami w sprzyjających warunkach tez mocno hamują.