Postanowiłem, że przez najbliższy czas będę oczyszczał sobie ulubione ścieżki i single, z których często korzystam. Dziś zabrałem mały zestaw leśniczego czyli siekiereczka i ręczna piłka, gdy dojechałem na miejsce NIE zabrałem się za robotę ;p Bardziej kręciło mnie skoczenie jeszcze dalej i coś pokręcić bo dystans będzie bardzo lichy. Znalazłem jeszcze jeden świetny odcinek, na całej długości prowadzi w dół że wystarczy się rozpędzić i nie ma potrzeby dokręcać, jest kilka miejsc wąskich i drobne łuczki, warto wiedzieć kiedyś dla samej zabawy znów się przejadę. W końcu się zabrałem za robotę, bez szczegółów opiszę że gdzieś 30 minut pracowałem a kolejne minuty jakie pozostały do zapadnięcia zmroku zostały an wymianę dętki bo kapcia w przednim kole złapałem. To wina Tuska, można żartem powiedzieć, a tak serio to pewnie najechałem na coś z kolcem, dlatego właśnie tam wycinam wszystko co wchodzi na wydeptaną linię.
Do dzisiejszego wypadu należy jeszcze dopisać ciepła pogodę i przejechany w obie strony singiel w Bukownie. Było bardzo przyjemnie na takie wycieczki wegetuje się całą zimę..
Pękniętą śrubę z amortyzatora trzeba było albo kupić albo dorobić. Z wiertarki, kątówki i z pomocą imadła oraz innych narzędzi stworzyłem coś jakby tokarko frezarkę i zrobiłem taką oto rzeźbę. Z lewej pęknięty oryginał, z prawej to co zaoferowano mi w najbliższym metalowym, a w środku efekt dłubania. Do wykonania podkładki aby uzyskać taki szerszy kołnierz użyłem monetę 5gr ;)
Wczoraj kupiłem oringi i umieściłem je w pompce, co dało dobry efekt bo nie ucieka już z niej powietrze, z amortyzatorem było więcej zabawy a chciałem to wykonać solidnie, więc dziś zabieram się niego. Bez szczegółowych opisów powiem, że tylko zalałem go świeżym olejem i złożyłem do kupy z nowymi oringami. Po tych czynnościach należało wytestować czy to ciśnienie będzie sobie uciekać z jednej do drugiej komory, więc w drogę. Wybrałem się w teren bo gdzie jak nie tam praca amortyzatora zostanie najlepiej zweryfikowana. W planach było nawet nocne jeżdżenie, ale za leśniczówką wykonuję oględziny wizualne i widzę że z czerwonego pokrętła reboud coś cieknie olejem i trzeba by to dokręcić. Wracam do domu biorę się za to, przykładam troszkę siły by dokręcić cieknące dziadostwo i trach :/ Pękła sobie śrubka alu, która widocznie zmęczyła się kilkukrotnym odkręcaniem i dokręcaniem przy zmianach lepkości oleju w tłumiku.
Od dłuższego czasu pompka do amorka coraz gorzej trzymała ciśnienie, oringi w głowicy były wytarte i próby domowego uszczelniania nie zdały egzaminu. Dodatkowo w moim Revelation powietrze migrowało między komorami powietrznymi, więc wiadome było, że oring na tłoku będzie wytarty - i faktycznie na zewnętrznej stronie oring miał kształt trapezu. Szybkie ogarnięcie katalogów oraz zabawa suwmiareczką i wiem jakie rozmiary kupić, amorek z Meridy rozkręcony więc została poczciwa Dema. Ruszyłem w stronę Jaworzna, na singlu do Fashion House jadąc szybkim tempem z za zakrętu wpadam na przewalone drzewko i zatrzymuje się na styk kierownicą na nim. Później od Niwki prosto w górę i jeszcze dalej aż do Zagórza. Jest już tak ciepła pogoda, że po przyjeździe na miejsce leje się ze mnie, dlatego powrót w znacznie wolniejszym tempie, a na szczęście sporo z górki. Jadąc tak na lajciku myślę co robić z wolnym czasem, i tak wymyśliłem za sprawą dzisiejszego drzewka na ścieżce, że często uczęszczane przeze mnie ścieżki można nieco oczyścić z jakiś krzaków które w chodzą na ścieżkę.
Krzysiek umówił się z użytkownikiem forum EMTB z Jaworzna, dał znać i dołączyłem na Niedzieliskach gdzie on z właśnie Kacprem już od chwili czekali. Ruszyliśmy przez Kamieniołom na bazę nurków, droga jeszcze z odrobiną zimowego klimatu, jakieś resztki śniegu i ogólnie mokro + zimno, że aż mam na sobie długie getry i kurtkę. Na szczycie wiało znacznie stąd niedługo tam byliśmy i wykonujemy zjazd do asfaltu a następnie na Sosinę gdzie mamy krótki postój. Następnym celem jest Dolina Żabnika, którą od pewnego czasu z Krzyśkiem raz po raz odwiedzamy, objeżdżamy stawek w około w dobrym tempie, że każdy się zasapał. Wracamy na Sosinę i pogoda się poprawia, wyszło słońce więc ochoczo zatrzymujemy się by poczuć promienie słońca. Krzysiek proponuje by jechać z nim płytami na Maczki, to oczywista oczywistość zawsze chce by z nim tak jechać, i tym razem tak się stało ;p Na skrzyżowaniu żegnamy się i z Kacprem wracam w naszym kierunku, przez Szczakową, Długoszyn do Niedzielisk na miejsce gdzie się dziś spotkaliśmy wszyscy. Urządzamy sobie pogawędkę i jakoś tak wyszło, że poprosiłem Kacpra by zabrał mnie na miejscówkę, która jest gdzieś w okolicy a jeszcze do niej nie dotarłem. Kilka minut i byliśmy na miejscu gdzie stoimy i gadamy prawie do zmroku, zjeżdżamy pod jego mieszkanie i się żegnamy do następnego, a ja wracam przez osiedle Stałe i ścieżką rowerową do domu.
Dystans dobry, tempo złe. Chciałbym tą formę gdzie takie odległości robi się bez problemów w tempie godnym studenta a nie emeryta. Pojechałem do Krzyśka z pompką by ją reanimować jakimiś o-ringami, które mógłby mieć, ale nie miał dobrego rozmiaru więc kiszka. Wspólnie ruszyliśmy do Andrzeja oddać mu zestaw do odpowietrzania Avidów, następnie na Pogorie i już nieco sił brakowało. Dojechaliśmy pod molo, tam chwila przerwy i objechaliśmy akwen i udaliśmy się w drogę powrotną. Nieopodal ExpoSilesia odłączam się i jadę swoim wolniejszym tempem do domu by się nie przemęczyć. W Mysłowicach jadę przez promenadę i terenowym skrótem na Brzęczkowice i prosto do domu.
Jak powiedział tak zrobił, a tylko wyjście na rower było zgodne z prawdą ;]
W lesie tonąłem w śniegu, ale jak już się tam dostałem to nie zrezygnowałem i szukałem bardziej przyjaznych ścieżek. Jakoś dojechałem na Kępę Bagieniokową w Karasowach i tam włóczyłem się szukając jakieś nowej ścieżki, ostatecznie wkopuję się w głęboki śnieg i nie uniknąłem pchania roweru. Przemoczyłem troszkę buty więc podziękowałem za dalsze wojaże w pełnym jeszcze śniegu terenie i udałem się asfaltem na Lędziny, dokładnie na wzgórze Klimont. Powrót również szosami najkrótszą drogą.
Umówiłem się z Krzyśkiem by podskoczyć z pompą gdyż ma za mało powietrza w damperze, ruszam z opóźnieniem i spotykamy się w Parku Lotników. Pogoda jeśli chodzi o temperaturę jest nawet znośna, tylko zalegający śnieg, który topnieje jest udręką - ślisko i grząsko. Decydujemy się ominąć terenowe odcinki gdyż jazda w takich warunkach nie sprawi nam frajdy, bardziej chodnikami które od parku i tak sprawiały problemy z zalegającym śniegiem (właściwie breją) i asfaltami do Maczek. Tam z racji że jeszcze mało co kilometrów mam za sobą, jedziemy dłuższą ale mniej ruchliwą drogą - Wągródka, Cieśle i Ostrowy Górnicze gdzie się już robi ciemno. Po dłuższej pogawędce wracamy do domów, ja przez Długoszyn i Niedzieliska omijając teren docieram do ścieżki rowerowej i już czyściutką ścieżką jadę do siebie.
Strasznie męczący dzień, wpierw przejmowanie się obroną do momentu gdy ogłoszono mi wynik 4.0 :) Wkrótce potem po powrocie do domu odczułem senność po pracowitym poprzednim dniu i prawie całej nocy z nauką (nawet pisząc w tej chwili ziewam sobie), pięknie zasnęło mi się a potem dzwoniący Krzychu zerwał mnie na równe nogi bo się umówiliśmy na śmiganie przecież. Ojjj tak dawno nie jeździłem, że z początku stękałem ale słaba forma, razem spod mojego domu do Jaworzna jeszcze nie dojechaliśmy a ja odczuwałem już ciężką pracę mięśni czworogłowych ud. Co dobre dla mnie był to najsłabszy punkt dzisiejszej wycieczki, jeszcze przed kamieniołomem troszeczkę postękałem i mi przeszło (zieeewww :O ). Na Sosinie zrobili to co zawsze - filowali za laseczkami, ale sakramencki deficyt towaru sprawił, że już w dupie mają tą całą zimę ;p Rozmowa toczyła się po troszku o nowym sprzęcie w rowerach, a ja przyjechałem starym sprzętem więc nie miałem się czym chwalić, jedynie wieloletnim stażem tego roweru.
A gdy już dupska nam wymarzły na tym małym ale dokuczliwym mrozie udaliśmy się na płyty w stronę Maczek. Dopiero przy lokomotywowni odzyskałem czucie w palcach, zawsze po postoju mam problem w tych rękawiczkach szybko je zagrzać gdyż jest niby ciepło, ale tylko na postoju, po ruszeniu szybko odbierana jest temperaturka i trzeba się napocić by wygenerować własne ciepełko. Z Maczek wracam sam do domu, jednak mimo złych warunków na czarnym szlaku i za nim o jakich wspomniał Krzysiek, jadę nim i nie uważam by to było nawet średnio utrudniające, nawet remont kanalizacji w Jaworznie.