Przyjechałem może wystartować, zależnie od wysokości opłaty startowej, której nie podano lub nie znalazłem o niej info. Jak się dowiedziałem o koszcie takiej zabawy uznałem, że nie startuję. Pod bazą zawodów spotkałem Łukasza (Novszy) i z nim objechałem trasę wyścigu i troszkę pogadałem. Spotkałem jeszcze Wojtka (Wiewiór). Zebrałem się do domu po tym jak chłopaki wystartowali.
Troszku późno jak na pierwszą, ale grunt że już jest i nie było ciężko
Wpierw do Katowic na uczelnie, zapłacić sobie za egzamin z uprawień SEP.
Popołudniem do Krzyśka, obczaić gdzie będzie pracował od jutra i na Pogorie. Po posiadówce przy wodzie okazuje się, że mam kapcia na tyle, ale luft powoli ucieka i daje rade co kilka minut pompować i jechać dalej. Dętkę wymieniam w Parku Leśna, chwile później żegnam się i jadę już sam do domu, asfaltem do Maczek, czarnym szlakiem na Długoszyn, jeszcze do Parku Lotników i spacerowo ścieżką rowerową do domu.
Wczoraj dzień mocno deszczowy, a dziś dobre słońce. Po wjechaniu na górę spod kościółka na Klimoncie zobaczyłem świetne widoki gór. Dawno takich nie było i żałowałem, że nie wybrałem się wcześniej to bym atakował na inne miejsca widokowe, ale trudno, zachód słońca też był zacny stamtąd. Zajechałem na Ławki zobaczyć co to się za wiadukt buduje. Okazało się że to nowy w miejsce starego, który został wyburzony.
Dziś na rower wybrał się z nami sąsiad Krzyśka - Maciek, jechaliśmy spokojnym tempem aby nie został w tyle gdyż nie jeździ regularnie. W Bukownie postój i niepewne obserwowanie pogody bo się zapowiada mocny deszcz. Nagle lunęło i sprintem pędziliśmy pod jakikolwiek schron, przy przejeździe kolejowym znalazła się wiata przystankowa. Tam spędziliśmy co najmniej godzinę aż przejdzie burza i się wypada. Jednak w trakcie nie można było spokojnie usiedzieć. Pioruny trzaskały i w dodatku zimno się zrobiło, jedno wyładowanie było bardzo blisko, że fala dźwiękowa odbiła się gdzieś od budynków dając efekt jak serii strzałów. Oberwało się linii telefonicznej bo poszły iskry z jednej puszki na słupie.
Po burzy jeszcze przez jakiś czas padało, na szczęście jeszcze przed zmierzchem przestało i ruszyliśmy mokrym asfaltem do domu. Przy Sosinie wbijamy na płyty, w trakcie Krzyśkowi prąd odcina i tempo wyraźnie spadło. Żegnamy się na Maczkach i każdy w swoją stronę jedzie.
Wykonałem sobie ponowny serwis pedałów, poprawiłem pasowanie dorabianych uszczelnień by nie ocierały o korpus i przesmarowałem na nowo łożyska. Gdy kończyłem podjechał Krzysiek i wkręcił sobie adapter do nowej tarczy Avida z mojego zapasu.
Ruszyliśmy asfaltami na Sosine przez Niedzieliska i Szczakową, gdzie kupiliśmy po Kasztelanie. Nasza miejscówka była zajęta to wybraliśmy inną i tam siedzieliśmy grubo ponad godzinę. Zebraliśmy się dopiero gdy poczuliśmy wyraźny chłód, standardowo przez płyty na Maczki, tam urywam się jeszcze z nim na Balaton, a spod Balatonu terenem na Maczki, potem czarnym szlakiem na Długoszyn i przez górkę do osiedla Stałego. Jadę dalej na dzielnice Dąbrowa narodowa i w kierunku Fashion House, tam biorę upatrzony kiedyś kąsek materiału na Ass Saver'a i ciągnę go pod przykryciem nocy do domu :)
Jak poprzednio pisałem, mam mocno nadwyrężony staw kciuka, mam nadzieję że wszystko się dobrze zagoi a wizyta u ortopedy za niecałe 2 tygodnie będzie bardziej profilaktyką niż doraźnym leczeniem.
Dziś trochę poszaleć bo miałem sporą przerwę, więc okoliczna miejscówka, potem przez most kolejowy nad Przemszą do Jaworzna, singielkiem w stronę Fashion House, dalej obok hałdy na Jęzorze gdzie straszne błoto w którym się topiłem. Następnie Osiedle Stałe i Park Lotników, terenem na kamieniołom. Tam coś się dzieje, są prowadzone prace, luknijcie na zdjęcia.
Przed wyjazdem nie zjadłem nic wielkiego więc decyduję sobie wrócić szybciej przed zmrokiem. Asfaltem przez Szczakową do Niedzielisk, potem koło Parku Podłęże do żółtego szlaku, którym to na ścieżkę rowerową i do domu.
A stało się tak, że przy próbach z częściowo nowym łańcuchem nie dało się jeździć - przeskakiwał na zębatce przy nieco większej sile. To zwracam się do Krzyśka z zapytaniem o jakąś używaną zębateczkę bym zobaczył czy ogarnie. Dał znać bym podjechał i zadzwonił bo będzie wychodził po Czarka gdyż wybierają się albo do parku albo do kogoś na działkę.
Będąc już w jego okolicach kontaktuje się i dostaję info by podjechać na pętlę tramwajową. Szybko się zjawiam i już wesoło rozmowa między Krzyśkiem a Czarkiem się toczy. Czekamy jeszcze trochę i przyjeżdża rowerem Marcel i udajemy się do Biedronki po wyprawkę, a potem na jego działkę.
Fajna posiadówka z ogniskiem i browarkiem, a wracam późno przed północą do domu w mega szybkim tempie.
Ze skrawów starego łańcucha LX, którego część była wmontowana w bacik domowej roboty, a część leżała gdzieś w skrzyni, udało się skuć jeden kawałek. Nieco za krótki więc kilku przełożeń nie obsłużyłem, ale czuć poprawę,łańcuch nie podwijał się, czasem przeskakiwał gdyż straszna rozbieżność zużytych zębatek i łańcucha o niskim przebiegu.
Dziś miejscówka na dzielnicy, potem Kępa Bagieniokowa, stacja PKP Kosztowy,Teksas, górka przy kamieniołomie. Na tej górce zatrzymałem się na dłużej by pooglądać wieczorne widoki, całkiem fajny klimat, ciepło i miły zapach czystego powietrza.
Wracam i jest już dość ciemno, nie wydłużając wracam krótką drogą koło leśniczówki i asfaltem przez Kosztowy.
Udałem się za cmentarz w stronę leśniczówki, przejazd wzdłuż A4 do mostu i zjazd do Dziećkowic. Przez mostek kolejowy na Łęg i w stronę stawków, nieco przed nimi kawałek czerwonym szlakiem i na Pszczelnik, potem Podłęże. Odpoczynek ze smarowaniem łańcucha w Parku Lotników, potem powrót podobną drogą na Podłęże i powrót do Osiedla Stałego żółtym szlakiem.
Na ścieżce rowerowej spotykam znajomego - Wojtka, kręcimy sobie wspólnie w stronę Mysłowic. Ponieważ do zachodu było jeszcze czasu zaproponował by wydłużyć drogę o Kosztowy, więc ponownie jak na początku jadę za cmentarz i przy lesie aż do ulicy Dzióbka. Na Brzezince żegnam się i jadę jeszcze na miejscówkę poszaleć :)