We trójkę (Adam, Krzysiek, ja) jesteśmy zakwaterowani w Szklarskiej Porębie, lokalizacja dobra bo do mieściny pieszo nie jest daleko, a do bazy zawodów skrótem też bez tragedii. Wyprawiliśmy się na dzisiejszy dzień i w drogę na objazd.
Trwa już maraton, zawodnicy grupkami co kilka minut są wypuszczani i na starcie atakują podjazd stokiem narciarskim. Wbijamy się pomiędzy wypuszczanymi grupkami i kręcimy jak oni ku górze. Pauza bo słyszymy jak kolejne harpagany ruszyły i zaraz nas by ścigli. Wtedy też zagaduje do nas Paweł z pytaniem czy objeżdżamy dziś OS'y bo ma sam taki zamiar i ciekawiej z kimś to zrobić. Przygarnęliśmy go i jedziemy szutrami jak krosiarze, gdy kolejna grupa jest za nami ponownie zatrzymujemy się ich puścić, co wyszło nam na dobre bo jadąc chyba już za wszystkimi zawodnikami na drodze leżały fanty, i tak Adam zdobył multitula ja zaś nieotwartego Powerejda, który z pewnością się na dziś przyda.
Pierwsze odbicie z szutru na klasyczny szlak pieszy i odrazy wypych, nie trwał długo można było wsiąść na rower i jechać dalej, jednak wysokości nie przybywa a OS1 zaczyna się wysoko. Widzimy finisz tego OSu i dostajemy wskazówkę by dalej jechać i dopiero piąć się w górę. O podjeździe trzeba było zapomnieć, o wypychu raczej też, bo ja wolałem sobie w połowie drogi zarzucić rower na bark i go nieść, niż co chwilę podrywać go by przenieść nad kłodą czy przejść po głazie.
Pierwszy OS powiem szczerze mnie nie zachwycił, końcówka ciekawsza, na szczęście od finiszu jedynki do startu dwójki jest krótka droga, więc bez problemowo się przetransportowaliśmy w siodle.
OS2 to początkowo odcinek przez wycięty las, pierwsze metry to takie powolne najeżdżanie na wysokie pienie i korzenie ale dalej się rozkręca, dojeżdżamy do przeprawy przez rów i trasa nam się gubi. Po chwili odnajdujemy dalszą błotną część, która prowadzi wzdłuż rzeczki w dole, przechodzi w fajny leśny odcinek. Znalazł się też kawałek do korbienia i małe wzniesienie, dwie przeprawy przez rzeczki oraz przyjemna końcówka.
Wracamy się OSem aby skrócić drogę do kolejnego, zdecydowaliśmy że będziemy nim podchodzić od razu obserwując co będzie na trasie. Nie jest to łatwe obserwować trasę od spodu i rozwarzać w głowie jej zjazd, jednak oczywiste było, że to będzie armagedon bo głazów i kamieni sporo, znalezienie linii nie będzie takie oczywiste. Na górze chciałoby się odpocząć bo wypychaniu rowerów, ale muszki wciskają się do oczu i trzeba wiać.
W większości to ten
OS trzeci jest tułaczką w dół po kamieniach, miejscami można się ciut rozpędzić ale trzeba uważać bo zawsze idealna linia gdzieś ucieknie i zaczyna się najeżdżanie i zjeżdżanie z głazów. Niżej dało się płynniej, ale wąskie rynny przez które jeździłem wymagały wolnego przetoczenia się przez nie aby nie przywalić rowerem o ich ścianę.
Dojechaliśmy do szutru, z którego zaczęliśmy wypych na ten OS, nim jedzie mały kawałek i mając rozpęd wpada się na kamienisty stok po którym leci się fajnie łukiem. Dalej jakby powtórka z rozrywki, dalej głazy i kamienie ale w mniejszym wydaniu, za to jest bardziej płasko i utrata pędu wiąże się z dokręcaniem, jest też trochę mokrego terenu. Pojawia się w końcu znajoma mi droga, troszkę ją znam i pamiętam że można śmiało się rozkręcić bo nic nie zaskoczy a kamienie bez problemu jest gdzie ominąć. Niestety skrócili ją, wpierw trasa przeszła na prawą stronę od drogi a potem 90 w lewo przez nią.
Na podjeździe strzela łańcuch, ale dobrze że Paweł miał skuwacz to sobie zreperowałem szybko. Odcinek jeszcze się nie skończył, również bardzo długi co poprzedni, Jedziemy nawet troszkę na dziko po rozwalcowanej od kół trawy. Jeden zakręt w prawo i po ściółce do szutrówki gdzie kończy się.
Adam z Krzyśkiem pojechali dalej, my z Pawłem musimy jakoś ich dogonić, z na przeciwka spotykamy kogoś również objeżdżającego, wypytujemy się o naszych koleżków i drogę na kolejny OS. Gdy wszystko wiemy śmigamy pędzikiem, oni sami zresztą się też zatrzymali byśmy dołączyli.
Droga na
OS4 minęła szybko, start znajduje się na wysokiej skałce i po chwili robi się przyjemnie w dół, nawierzchnia ściółkowa, ogromne kamienie jak bariery wymuszają slalom. Dodatkowo czasem robi się węziej i na takim skalnym podłożu trzeba się zmieścić. Pojawiają się skalne schody, wydłubane z litego głazu w ziemi, strome i zakręcające. Tylko Krzysiek je zjechał, reszta nie próbowała nawet.
Trasa zrobiła się czysta od upierdliwych kamieni, gładka można było nabrać prędkości aż do kamieniołomu. Bo w nim trudna ścianka do zjechania, wszyscy próbujemy ale różny efekt. Mnie początek szedł dobrze ale zawadziłem kierownicą o palik ze strzałką i mnie zatrzymało, udaje się wsiąść i ruszyć a tam uskok który jeszcze jako tako poszedł, ale zakręt na trawersie a za nim kolejny uskok już nie. Traciłem równowagę na trawersowym zakręcie i zatrzymałem się przed uskokiem.
Dalej Lasem przez trawę i nawet długi kawałek szeroką szutrówką z której odbijamy na również szybki i szeroki odcinek. Pojawia się kamienista rąbanka która idzie mi dobrze, niestety Adam łapie tu poważny defekt. Rozcina oponę i mleko nie daje rady uszczelnić, ma zamiar wymienić na dętkę ale problemem jest odkręcenie wentylka, palcami nie daje rady a narzędzi nie mamy. Decyduje się wracać do naszej bazy noclegowej by to naprawić. My ruszamy do końca czwórki, zostało niewiele po bardziej płaskim terenie.
Paweł kończy z nami objazd, musi jechać na pociąg bo jest tu tylko rekreacyjnie i nie startuje w zawodach, więc sami z Krzyśkiem mozolnie asfaltem ciśniemy na ostatni odcinek, na szczęście szybko zaczyna się teren. Dojazd dość ciekawy, warto go znać bo to przyjemny skrót (ale jednak podjazdowy) w okolice dużego kościoła w Szklarskiej.
Szybki posiłek przed ruszeniem na
OS5 i w drogę. Początek przyjemny, dalej momentami było czuć wiatr we włosach, ciut kręty ale łagodne zawijasy, głównie po ściółce i korzonkach. Jeden moment trochę podjazdowy reszta raczej w dół lub bardziej płaska. Kończy się przy asfaltowej drodze obok karczmy.
Wracamy szosą do naszej noclegowni, Adam już się uporał z defektem i kontaktuje się z Matim aby się spotkać. Jedziemy z Krzyśkiem pod stok. Zjeżdżamy po razie z tej ich super hopy postawionej z okazji zawodów, beblamy i wracamy bo trzeba udać się ogarnąć i coś zjeść.
Adam z Krzyśkiem ruszyli poszukać lokalu, który ktoś im polecił, ja dotarłem trochę później bo spotkałem się jeszcze raz z Mateuszem przy targowisku, przejechałem się jego Scalpem i jeszcze pogadaliśmy. Po obiedzie idziemy do lokalu gdzie pracuje Ania, ciepło się przywitaliśmy i usiedliśmy przy piwku, wracamy wcześniej na pensjonat by się wyspać i wypocząć na jutrzejsze zmagania.