Tym razem Dawid zawiadamia, że zjawiają się dziś na Murckach. Pisze z nim chwilę i proponuję też Muchowiec gdyż tam wiele osób się też pojawia. Umówiliśmy się na 16, ja troszkę po byłem na Murckach a ich jeszcze niema, chociaż jadą samochodem z tego Muchowca.
Lekko zdziwiony gdy przyjechali z Roksaną, którą jakoś z rowerem upchali do samochodu. Przejrzałem jej pobieżnie ten nowo kupiony Banshee Scream. Jest trochę niedociągnięć, bynajmniej utargowała dobrącenę. Zjawiła się też Iza, z którą zawsze się mega rozmawia, i tak to zjazd to gadka na wypychu i czas zleciał.
Zebrałem się jeszcze coś samemu pokręcić, uderzyłem lasami na Lędziny, podjazd na Klimont i chillowanie do zachodu słońca (raptem kilka minut czekania). Szybko zbieram się do domu, gównie asfaltami ciśnę bo się szarawo robi a ja bez przedniej lampki.
Na sam początek do lasu za cmentarz, kieruje się na Kępę Bagieniokową przez stację PKP Kosztowy. Dalej na leśne ścieżki, którymi ostatnio wracałem z Lędzin, szukam dalej czegoś nowego ale szybko ścieżka się kończy i ułatwiam sobie wyjazd jadąc przy torach. Przed wyjazdem zdecydowałem nie brać aparatu bo zdjęć mam już dość, takie pomysły muszę sobie wybić z głowy bo niespodziewanie przez las na włączonych kogutach ciśnie fajny wóz strażacki, teraz skojarzyłem dźwięk samolotu, który niedawno dość nisko krążył nad lasem. Wyjechałem na Ławkach i jadę asfaltem do Lędzin, niedawno poznaną ścieżką jadę nad zalew, odwracam się i widzę dwa dromadery, które schodzą nisko nad las i wypuszczają wodę, jeszcze trochę żałuję że aparat został w domu.
Zajechałem na Klimont, standardowo wypoczynek na ławce a potem powrót do Zamościa, ale na drugą stronę drogi S1 przedostaje się mostem na ulicy Zawiszy Czarnego. Jest tu fajny las, zawsze można zabłądzić i szukać po krzakach nowych wariantów, jadę podobnie jak w marcu i próbuję tym razem wzdłuż cieku wodnego ale tam mnóstwo traw i pokrzyw. Gdy się udało przeprawić to jadę na Murcki, podjeżdżam na trasę od dołu aby mieć wgląd na sytuację czy jest spisywanie. Spotykam trzech kolesi z Tychów, robię z nimi dwa zjazdy i jadę na miasto Murcki, dalej staw Janina a anstępnie Muchowiec. Na miejscu jest ekipa, razem jedziemy na osiedle Paderewskiego, dokładnie na skatepark pod pomnikiem PTG.
Powrót wspólnie do Giszowca, potem sam wracam przez Morgi do domu, będąc 7 minut drogi od domu coś z bardzo daleka błysło się na niebie, a chwile potem sążny deszcz lunął. Wróciłem cały mokry, a pod domem już nie padało.
Dziś jadę wcześniej aby złapać więcej światła na fotki, droga taka jak wczoraj przez Morgi z lekką modyfikacją. Szukałem terenowej ścieżki i wpakowałem się w lesie na ścinkę. Na miejscu bardziej kameralna ekipa niż wczoraj, więcej znajomych twarzy.
Po niewielkiej sesji ruszamy coś pokręcić, okazuje się że do Katowickiego osiedla Paderewskiego jest rzut beretem, co mnie zaskoczyło. Wjechaliśmy do Maka, jak pojedli to uznałem, że teraz czas bym sam coś swojego z sensownym tempem pokręcił więc się pożegnałem i pojechałem. Wróciłem tak jak przyjechałem, a na Giszowcu uznałem, że zajadę na Murckowską trasę, przejechałem nią do połowy i skręciłem na Wesołą. Dalej mi się już nie chciało szwędać wiec głównie asfaltami zajechałem do domu.
Magnes na dziewczyny
Znajomi od Murckowskiej traski ostatnio przebywają na Muchowcu na zapomnianej miejscówce, którą starają się odświeżyć. Przyjechałem zobaczyć jak to wygląda, bo ze zdjęć zapowiadało się ciekawie, już z łopatami działali prężnie to też im pomogłem przy budowie. Przyjechałem późno a gdy skończyliśmy łopatować to zrobiło się troszkę szarawo, zdecydowanie za ciemno na zdjęcia i z serii jakie zrobiłem wyszło jedno.
Powrót z ekipą na Giszowiec, większość jechała okropnie wolnym tempem, nie musiałem Mikołaja długo namawiać aby się oderwać i pojechać szybciej. Przed osiedlem Adama żegnam się i jadę leśną asfaltową drogą na Morgi i do domu.
Mikołaj dał mi znać, że przyjechał z ojcem i jest czysto więc można jeździć. Dojechałem klasycznie przez Morgi ulicą Graniczną przy lesie. Na górze spotykam już jedną osobę na nowym Reignie i od razu gadamy o sprzęcie, myślę że jeśli przyjdzie mi zmienić rower to będzie to jednak 27,5" i prawdopodobnie właśnie Reign bo widzę, że to całkiem dobra konstrukcja.
Dołączył się Mikołaj ze swoim tatą i w nawiązaniu do wypadku na ścieżkach Enduro Trials rozmawialiśmy o bezpieczeństwie również. Co jakiś czas zjeżdżaliśmy całą trasę, aż zrobiło się szaro i trzeba było kręcić w stronę domu
Wybrałem się do Jaworzna na miejscówkę troszkę ją uporządkować, z sekatorem i małą piłką zrobiłem czystkę na ściągu jednej linii, wygrabiłem troszkę i tak zleciało dość sporo czasu. Sięgam po rower a tam kapeć, przed wyjazdem wiedziałem że ucieka i dopompowałem bo wiedziałem, że szybko nie ucieka. Dopompowałem ponownie i ruszyłem pojeździć, ale wystarczyło na 10 minut jazdy, więc zabrałem się za łatanie. Gdy skończyłem stwierdziłem, że dzień się skończy i zawróciłem.
Krótka późnopopołudniowa wycieczka. Ruszyłem w stronę elektrowni, terenem wzdłuż Przemszy na Sobieski jakieś 2 miesiące temu był spory pożar, teraz już po tym zdarzeniu ani śladu. Teren został zaorany i posiany bo coś tam już rośnie w dość regularnych odstępach, pojawił się piach ale jest lepiej niż było, wyraźne wyjeżdżone drogi prowadzą jak po staremu, na długi czas nie będzie przepraw na dziko po krzakach.
Podjechałem na górę Sobieskiego i udałem się pod kopalnię, później zjazd do asfaltu i wyjazd na Grodzisko, rok temu o tej porze niesamowite pole maków a teraz zwykłe zboże, więc efektu wow niestety nie ma (zdjęcie z zeszłego roku)
Zmierzam dalej przez rynek w Jaworznie do Geosfery, jadąc obok cmentarza na terenowy zjazd. Na kładce odpoczynek póki jeszcze nie zrobiło się chłodno a jest już tusz tusz przed zachodem. Asfaltem do Szczakowej, z samej góry jadę mniej uczęszczaną ścieżkę, którą kiedyś podjeżdżałem z Krzyśkiem, kręcę przez Długoszyn i wjeżdżam na teren szkoły aby przedostać się przez bramkę w ogrodzeniu na pola i dojechać pod osiedle Stałe. Później powrót ścieżką rowerową do domu.
Ruszyłem za cmentarz do lasu, na Lędziny standardową trasą. Poźniej udałem się na hałdę kopalni Ziemowit, wypchałem i ujrzałem całkiem niezłe widoki, jest kilka miejsc do treningu zjazdów też.
W poszukiwaniu nowego max terenowego wariantu na Klimont udaje się przez mokre lasy i docieram jak zawsze. Po odpoczynku na wzniesieniu ruszam dalej wystrzegając się asfaltów, więc jadę na pogranicze Miasta ostatnio wyszukaną trasą. Jadąc o zgrozo asfaltem do Mysłowic czym prędzej uciekam do lasu i zaczyna się mokra eksploracja całkowicie nowych ścieżek. Wysokie trawy, które jeszcze nie wyschły po popołudniowym deszczu zmoczyły buty, ale nie było źle, znalazła się wysypana tłuczniem ścieżka i krążyłem nią i innymi leśnymi ścieżkami aż wyjechałem na dzielnicę Ławki. Kawałek asfaltem podjechałem i skręciłem wzdłuż torów, które prowadzą mnie z powrotem do wysypanej tłuczniem ścieżki. Lecę dalej wzdłuż nich, raz po nich raz obok, zależnie od wielkości wyrw pomiędzy podkładami. Odbijam kilka razy w stronę pól by sprawdzić czy jest jakaś sensowna ścieżka, ale zwykle prowadzi mnie to pod ambony, które na skraju lasu i pól występują dość gęsto. W końcu pola się kończą i jest ścieżka, którą przebijam się w poprzek asfaltu i podjeżdżam przy Kępie. Od Krasów jadę już asfaltem do domu
Ponad tydzień temu uznałem, że trzeba wykonać kolejny serwis amortyzatora, olej był już lekko mętny i brudny więc sensowny powód był by się za to zabrać. Niespodziankę ufundowałem sobie na samym końcu, nie spodziewałem się że nakrętka u spodu goleni dolnych trzymająca tłumik jest taka delikatna. Dokręcałem bo jednocześnie tłumik się kręcił i trach, śruba pękła i nici z uszczelnienia kąpieli olejowej, do tego ryzyko że urwie się i rzygnie całym olejem. Tak na ponad tydzień zostałem bez roweru, długo męczyłem temat dorobienia jej, jednocześnie pytając dystrybutora o kupno nowej i kombinując rysunek tego kawałka aluminium by dać komuś toczyć. Ostatecznie samemu udało się coś "utoczyć" wykorzystując wiertarkę stołową i ręczną, szlifierkę stołową, brzeszczot (jako nóż skrawający) nożyk (jako nóż skrawający wykończający) gwintownik, pilniki i papiery ścierne. Finalna nakrętka prezentuje się tak z porównaniem do uszkodzonego oryginału.
Pomógł też Krzysiek, który przywiózł sporo drobnych oringów i miałem z czego dobrać pasujące uszczelnienie wewnątrz, a pod nakrętkę poszedł wycięty kawałek dętki aż zamówię toczone uszczelnienie OP
Szybko złożyłem amortyzator do kupy i pojechaliśmy przez osadniki elektrowni na Sobieski, przez Starą Hutę do centrum Jaworzna. Następnie w kierunku Geosfery, zjazd krawędzią kamieniołomu i na bazę nurków. Tam z sukcesem podejmuję trudną sypką ściankę, którą ponad miesiąc temu odpuściłem. Jedziemy na Sosinę po drodze wstępując po browarki. Usiedliśmy na ławce i mieliśmy widok na zorganizowaną ekipę inscenizującą perypetie z czasów komuny - ładnie odrestaurowane pojazdy milicji, pogotowia ratunkowego, straży i innych służb,
oraz proste scenki gdzie milicjant zagaduje obywatela, pałuje i czekają aż ktoś z pogotowia pobiegnie z noszami.
Powrót płytami na Maczki, dalej sam czarnym szlakiem, przez Park Lotników i ścieżką rowerową do domu.
Dane interwału serwisowego:
Poprzedni serwis - 1.01.2016
Przejechany dystans - 1462 km
Czas jazdy - 90 h
Na lędziny, wzdłuż S1 a potem znowu na szago przez las w poszukiwaniu najlepszej opcji. Ponownie przepych po krzakach i skakanie przez rowy. Terenem od tyłu na urząd miasta wpadam, potem klasycznie na Klimont i powrót jak przyjazd z małą modyfikacja aby poznać więcej terenu.