Dystans całkowity: | 2268.19 km (w terenie 1092.00 km; 48.14%) |
Czas w ruchu: | 135:57 |
Średnia prędkość: | 16.68 km/h |
Maksymalna prędkość: | 39.00 km/h |
Liczba aktywności: | 68 |
Średnio na aktywność: | 33.36 km i 1h 59m |
Więcej statystyk |
Ustawililśmy się o 16:30 i pojechaliśmy spokojnym tempem na Murcki. Tam żywej duszy nie było ale mieliśmy przypuszczenia, że zaparkowany samochód powyżej zakazu wjazdu jest od leśniczego, więc zmyliśmy się i uderzamy na Muchowiec. Tam kilka osób robi przy trasie, troszkę im pomogłem i gdy zerwał się mocny wiatr zapowiadający burzę to zbieramy się do domu. Jedziemy na Giszowiec i asfaltem na Mysłowice, przez Ćmok na Śłupną, laskiem pod stację PKP i do domu
Pod koniec dnia mała intensywna wycieczka, jadę na Lędziny próbując dopracować terenową ścieżkę. Bez problemów docieram tak jak chcę, a na łące spotyka mnie wykoszona trawa więc cały fragment na plus. Podjeżdżam na Klimont ale tarcza słońca jest już pod horyzontem, wracam terenwo do ulicy Gagarina i potem asfaltem w stronę Mysłowic. Odbijam przez stację PKP Kosztowy w teren i powielam trasę, którą dziś jechałem na Lędziny.
Niespodziewanie na Murckach spora ekipa, nie obyło się też bez różnych awarii (przebita dętka, niedziałający licznik, zerwana linka przerzutki)
Pojechałem na trasę jutrzejszego wyścigu ogarnąć czy terenowo coś się zmieniło. Gdy wolnym tempem dojechałem na Geosferę i rozpocząłem pętlę szybko mi się odwidział ten pomysł, trasa jest mało wymagająca i można iść na żywioł, a nawet nie żywioł bo raptem kilka zakrętów, które rok temu problemu nie sprawiły.
Odbiłem z trasy na rynek w Jaworznie, schłodziłem się bieżącą wodą z dostępnego kranu i pojechałem w stronę Sobieskiego, przez Łęg pod Przemszę i wzdłuż niej na Wysoki Brzeg.
Tym razem Dawid zawiadamia, że zjawiają się dziś na Murckach. Pisze z nim chwilę i proponuję też Muchowiec gdyż tam wiele osób się też pojawia. Umówiliśmy się na 16, ja troszkę po byłem na Murckach a ich jeszcze niema, chociaż jadą samochodem z tego Muchowca.
Lekko zdziwiony gdy przyjechali z Roksaną, którą jakoś z rowerem upchali do samochodu. Przejrzałem jej pobieżnie ten nowo kupiony Banshee Scream. Jest trochę niedociągnięć, bynajmniej utargowała dobrącenę. Zjawiła się też Iza, z którą zawsze się mega rozmawia, i tak to zjazd to gadka na wypychu i czas zleciał.
Zebrałem się jeszcze coś samemu pokręcić, uderzyłem lasami na Lędziny, podjazd na Klimont i chillowanie do zachodu słońca (raptem kilka minut czekania). Szybko zbieram się do domu, gównie asfaltami ciśnę bo się szarawo robi a ja bez przedniej lampki.
Na sam początek do lasu za cmentarz, kieruje się na Kępę Bagieniokową przez stację PKP Kosztowy. Dalej na leśne ścieżki, którymi ostatnio wracałem z Lędzin, szukam dalej czegoś nowego ale szybko ścieżka się kończy i ułatwiam sobie wyjazd jadąc przy torach. Przed wyjazdem zdecydowałem nie brać aparatu bo zdjęć mam już dość, takie pomysły muszę sobie wybić z głowy bo niespodziewanie przez las na włączonych kogutach ciśnie fajny wóz strażacki, teraz skojarzyłem dźwięk samolotu, który niedawno dość nisko krążył nad lasem. Wyjechałem na Ławkach i jadę asfaltem do Lędzin, niedawno poznaną ścieżką jadę nad zalew, odwracam się i widzę dwa dromadery, które schodzą nisko nad las i wypuszczają wodę, jeszcze trochę żałuję że aparat został w domu.
Zajechałem na Klimont, standardowo wypoczynek na ławce a potem powrót do Zamościa, ale na drugą stronę drogi S1 przedostaje się mostem na ulicy Zawiszy Czarnego. Jest tu fajny las, zawsze można zabłądzić i szukać po krzakach nowych wariantów, jadę podobnie jak w marcu i próbuję tym razem wzdłuż cieku wodnego ale tam mnóstwo traw i pokrzyw. Gdy się udało przeprawić to jadę na Murcki, podjeżdżam na trasę od dołu aby mieć wgląd na sytuację czy jest spisywanie. Spotykam trzech kolesi z Tychów, robię z nimi dwa zjazdy i jadę na miasto Murcki, dalej staw Janina a anstępnie Muchowiec. Na miejscu jest ekipa, razem jedziemy na osiedle Paderewskiego, dokładnie na skatepark pod pomnikiem PTG.
Powrót wspólnie do Giszowca, potem sam wracam przez Morgi do domu, będąc 7 minut drogi od domu coś z bardzo daleka błysło się na niebie, a chwile potem sążny deszcz lunął. Wróciłem cały mokry, a pod domem już nie padało.
Dziś jadę wcześniej aby złapać więcej światła na fotki, droga taka jak wczoraj przez Morgi z lekką modyfikacją. Szukałem terenowej ścieżki i wpakowałem się w lesie na ścinkę. Na miejscu bardziej kameralna ekipa niż wczoraj, więcej znajomych twarzy.
Po niewielkiej sesji ruszamy coś pokręcić, okazuje się że do Katowickiego osiedla Paderewskiego jest rzut beretem, co mnie zaskoczyło. Wjechaliśmy do Maka, jak pojedli to uznałem, że teraz czas bym sam coś swojego z sensownym tempem pokręcił więc się pożegnałem i pojechałem. Wróciłem tak jak przyjechałem, a na Giszowcu uznałem, że zajadę na Murckowską trasę, przejechałem nią do połowy i skręciłem na Wesołą. Dalej mi się już nie chciało szwędać wiec głównie asfaltami zajechałem do domu.
Magnes na dziewczyny
Znajomi od Murckowskiej traski ostatnio przebywają na Muchowcu na zapomnianej miejscówce, którą starają się odświeżyć. Przyjechałem zobaczyć jak to wygląda, bo ze zdjęć zapowiadało się ciekawie, już z łopatami działali prężnie to też im pomogłem przy budowie. Przyjechałem późno a gdy skończyliśmy łopatować to zrobiło się troszkę szarawo, zdecydowanie za ciemno na zdjęcia i z serii jakie zrobiłem wyszło jedno.
Powrót z ekipą na Giszowiec, większość jechała okropnie wolnym tempem, nie musiałem Mikołaja długo namawiać aby się oderwać i pojechać szybciej. Przed osiedlem Adama żegnam się i jadę leśną asfaltową drogą na Morgi i do domu.
Mikołaj dał mi znać, że przyjechał z ojcem i jest czysto więc można jeździć. Dojechałem klasycznie przez Morgi ulicą Graniczną przy lesie. Na górze spotykam już jedną osobę na nowym Reignie i od razu gadamy o sprzęcie, myślę że jeśli przyjdzie mi zmienić rower to będzie to jednak 27,5" i prawdopodobnie właśnie Reign bo widzę, że to całkiem dobra konstrukcja.
Dołączył się Mikołaj ze swoim tatą i w nawiązaniu do wypadku na ścieżkach Enduro Trials rozmawialiśmy o bezpieczeństwie również. Co jakiś czas zjeżdżaliśmy całą trasę, aż zrobiło się szaro i trzeba było kręcić w stronę domu
Wybrałem się do Jaworzna na miejscówkę troszkę ją uporządkować, z sekatorem i małą piłką zrobiłem czystkę na ściągu jednej linii, wygrabiłem troszkę i tak zleciało dość sporo czasu. Sięgam po rower a tam kapeć, przed wyjazdem wiedziałem że ucieka i dopompowałem bo wiedziałem, że szybko nie ucieka. Dopompowałem ponownie i ruszyłem pojeździć, ale wystarczyło na 10 minut jazdy, więc zabrałem się za łatanie. Gdy skończyłem stwierdziłem, że dzień się skończy i zawróciłem.