Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:499.59 km (w terenie 305.00 km; 61.05%)
Czas w ruchu:37:04
Średnia prędkość:13.48 km/h
Maksymalna prędkość:46.10 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:35.69 km i 2h 38m
Więcej statystyk

Kellys Enduro Szklarska Poręba 2017

Niedziela, 9 lipca 2017 · Komentarze(0)
Kategoria CH1, Zawody
Na odprawę swojej grupy prawie się spóźniłem, wjechałem na styk. Było dużo pytań gdzie w ogóle jechać na ten pierwszy oes, więc wyszedłem z inicjatywą i poprowadziłem po swojemu tak aby nie zjeżdżać nisko do centrum i nie korbować później wiele w górę. Już od samego początku zawody on sight pozytywnie mnie zaskoczyły, bo dopiero co ruszyliśmy z bazy a już jestem w nowych miejscach. Patrząc po samej mapce lokalizacja oesów jest zupełnie inna niż ta, którą serwowała nam ekipa EMTB w ostatnich latach, więc nie trafimy na odsmażanego kotleta (choć smacznego to jednak odsmażanego ;) )

OS1 - zaskoczył podjazdem, który mogłem zrobić szybciej bo nie był taki długi, później fajny klimacik w ciemnym lesie lecąc po igliwiu gdzieniegdzie podskakując na muldach. Końcówka bardziej otwarta po trawie, ale chlupająca woda z wielkiego rozlewiska średnio mi się spodobała. Jeszcze był mały epizod z wjazdem do lasu po trawersie, tam mała pętelka i wylot z dropem.

Dojazd do kolejnego odcinka w części asfaltowy, wspinamy się dość wysoko skąd widać kopalnie kwarcu, tam będzie też dzisiejsza trasa i po cichu liczę, że czerwony szlak.

OS2 - początek polanką w dół, przypomina to trochę zawody EnduroTrophy gdzie musisz uważać czy w trawie nie wyrośnie kamcor czy kłoda. Po chwili wpadam w bagno/torfowisko/błotne spa po pół piszczela, niosę rower rozglądam się i myślę, czemu jak ostatni kretyn tak pomyliłem trasę, przecież obok koleś jedzie... nie, też się topi. Najbliższe 200m pokonywałem tempem jakbym wnosił rower, i gdy to się skończyło to mimo twardego podłoża jazda również była dla mnie niemożliwa ze względu na zbyt duże uskoki skalnych półek mokrych od cieknących strumieni z torfowiska. Dalej tylko lepiej, bo chyba gorzej być nie mogło, jakaś wąska ścieżka przez las obok normalnej trasy zwózkowej, na którą później i tak wpadamy i lecimy dzidą. Końcówka to podpucha bo z pełną prędkością na płaskim odcinku lecimy na pień z wystającym korzeniem i jak widziałem po zdjęciach wiele osób tam leżało, ja tempem emeryta podciągnąłem przednie koło a tylne z pomocą też wskoczyło.

Koniec tej masakry, jeszcze mi się nie zdarzyło aby zdejmować buty i wykręcać skarpety bo tak przemokły, powtarzałem tą czynność jeszcze później bo cała wilgoć z butów znów przesiąkła i zrobiła potop w obuwiu. Chwilę dalej był bufet, nikogo znajomego nie było wiec nie traciłem czasu na gadanie tylko usiadłem zjadłem co dali, zapakowałem jeszcze trochę na potem i jadę z ekipą Eskimoo. Dojazd uleciał mi już z pamięci, ale było dość trochę pod górę i oczywiście jechaliśmy przez widokową kopalnię kwarcu, którą każdy się zachwycał. Będąc coraz bliżej startu trzeciego odcinka nadzieje rosły na myśl, iż będzie to czerwony szlak, który znam i który jest świetny.

OS3 - Nie myliłem się typując go, jedyne co mnie zaskoczyło to ostry zakręt na otwartej polance zaraz na początku co wybiło z tempa, ale reszta poszła koncertowo. Załapałem się też na konkret foto (drugie na dole). Ale zapomniałem, że są to zawody on sight i sam odcinek czerwonego szlaku to będzie za mało, dostałem w bonusie podjazd asfaltem (100m) i krótka mini kąpiel w bagnie po skręcie do lasu. Tam przez spory kawałek trzeba było korbować, i ponownie się nie popisałem bo warto było cisnąć w opór. Od momentu zjazdu z asfaltu ścieżka to singielek, łagodnie przechodzący z podjazdu do lekkiego podjazdu i płynnie zmieniając się w coraz większy zjazd. Początkowo prostą linią w dół potem jakieś skalne półki gdzie trzeba było się namanewrować aby zmieścić się rowerem. Zmęczył mnie ten odcinek najbardziej, dość długo siedziałem i ładowałem baterie dogryzając coś i pić.

Zadzwonił Krzysiek z prośbą o pomoc, zamleczona opona mu się rozszczelniła na oesie i potrzebuje dętki. Zbieram się nie czekając na członków z Eskimoo ani z mojej grupy i jadę sam jak palec. Na długich prostych szutrówkach, których jest w dolnych partiach gór Izerskich mnóstwo, nie widzę nikogo na kilometr przed siebie ani za siebie, jadę i konsternuję nad egzystencją (; Generalnie te długie proste i brak innych trochę wprowadziły niepewności, a już na pewno musiałem dobrze przejrzeć mapę gdy zobaczyłem stromy szeroki na dwa samochody podjazd, nietypowy jak na zawody enduro. Upewniwszy się, że jednak tak ma być jadę dalej, dostaję tel od Krzyśka, że dętki już nie potrzebuje. Nadrobiony czas wykorzystuję przed startem ostatniego odcinka na leżakowanie i suszenie skarpet na kamieniu.

OS 4 - Kamienisty, od samego początku tej edycji brakowało kamieni, ten odcinek nadrobił ten brak. Trasa głównie prosta i w dół, ale mnogość dużych luźnych i nieruchomych kamieni oraz taśmy tworzące szykany spowodowały, że nie jest to proste zadanie. Gdzieś w połowie za kiepsko przeskoczyłem nad wystającym kamieniem i przysnejczyłem tylnym kołem. Z racji, iż ścigam się o pietruszkę na luzaku wymieniam dętkę. Mijało mnie też kilku, którzy w pośpiechu znosili rowery sugerując, że szkoda czasu. Mieli rację bo żadnego z nich nie dogoniłem, ale szkoda też zjazdu. Zreperowany ruszam z większą ostrożnością, przez jeszcze spory odcinek mam tylko kamienie, później trochę wymieszało się to z trawiastym podłożem. Końcówka to szutrowy sprint i nawrotka w lewo na krótki uskok i finisz po nieruchomych kamieniach, które dały satysfakcję gdy się je zgrabnie i szybko pokona.

Podsumowując zawody - nieźle mimo błota, nieźle mimo snejka. Naprawdę dobrze zapamiętałem te zawody gdyż piszę tą relkę rok po zawodach.


aDHd Cup Milowice

Sobota, 16 lipca 2016 · Komentarze(0)
O zawodach wiedziałem już od dłuższego czasu i chciałem je chociaż zobaczyć, a może wystartować. Odezwał się Krzysiek, czy gdzieś idziemy pokręcić, proponuję mu by zjawić się na zawodach. Trudno było ogarnąć jakąś trasę by wspólnie dojechać więc spotykamy się na miejscu. Jechałem tam nieco na czuja tyle ile zapamiętałem mapę przed wyjazdem i tyle ile pamiętałem drogę kiedy kilka tyg. temu wracałem z tamtej okolicy.
Na miejscu Jacek stoi za organizacją zawodów, mimo że powoli kończą się pierwsze przejazdy możemy wystartować i mieć dwa przejazdy, na początku drugich przejazdów i na ich końcu. W przerwie ogarniamy pierwszy zapoznawczy zjazd, trasa krótka ale o fajnym charakterze, troszkę band i muld, miejscami duża prędkość wyciska na zakrętach w drzewo i finisz w kamienistym dołku.


Organizowany jest też konkurs trików, na którym nie próżnuję i cykam zdjęcia, generalnie był to głównie popis whipów w dobrym wykonaniu.




Dwa przejazdy pomiarowe spoko, pierwszy jeszcze bez spiny, za drugim nie zmierzono mi czasu i musiałem w sumie zrobić trzeci zjazd, który poszedł dobrze. Ostatecznie zajmuję miejsce 9 z czasem 33,76 sek. na 21 startujących. Czas najlepszego 31,06 sek. niby niewiele ale uważam że dość spora strata a takim krótkim odcinku. Krzysiek nie licząc na nic zdobywa trzecie miejsce, jego czas 31,93 sek.

Galeria od Ani: http://www.pinkbike.com/u/adhdcup/album/ADHD-160716/
oraz film: http://www.pinkbike.com/video/450534/

Galeria ode mnie: https://goo.gl/photos/6UMpzAWoZ9YVPBpz5

22 Wyścig Rowerów Górskich – 10 km Jaworzno 2016

Sobota, 25 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria CH2, Zawody
W skrócie: wyścig miał identyczną formułę jak zeszłego roku (trasa i pomiar czasu poprzez chip na kostce), było wyraźnie mniej startujących ale więcej ambitnych zawodników, co zaobserwowałem po pozycji open w której wypadłem gorzej choć czas lepszy niż rok temu. Czas poprawiłem o 29 sek. co mnie nieco zaskoczyło bo gdzieś przed połową trasy złapała mnie mała kolka, a na ostatnim odcinku na płytach nie rozkręciłem się i nie ciągnąłem do upadłego jak rok temu.
Natomiast ostro wchodziłem w zakręty by nie tracić prędkości i cała trasa pokonana płynnie bez zrywów, startowałem w drugiej części stawki co odbiło się na częstym wyprzedzaniu innych, których ambicje sięgają niżej.
Z różnic jakie zaszły w porównaniu do zeszłego roku to wypuszczanie zawodników na trasę trójkami, w odstępach mniej więcej co minutę, gdzie w zeszłym roku puszczano każdego z osobna co 30 sek. Z początku małą rywalizacja była, ostro na asfalcie pociągnąłem i trzymałem pierwszą pozycję aż do końca pierwszego podjazdu, gdy się wypłaściło ktoś na HT mnie dochodził aż wyprzedził, potem jeszcze go przez jakiś czas widziałem na zjeździe ale nie było się czym przejmować bo na wyścigu jedzie się ze samym sobą.

Podsumowując:
czas - 25min 16sek
Miejsce w kategorii M6 - 13
Miejsce w open - 94
Średnia prędkość - 23,75 km/h

Enduro Trails #3 Bielsko-Biała

Sobota, 3 października 2015 · Komentarze(1)
Ostatnie zawody w tym roku, nastawienie takie jak zwykle bez specjalnych oczekiwań. Poszło ok, nie wgłębiając się w wyniki pozostałych startów tego sezonu chyba najlepszy rezultat w 2015. Choć do poczucia, że pojechało się prawie na 100% i wykorzystało się możliwie najlepiej start w tych zawodach, zabrakło zaznajomienia się z trasą i przeszkodziła gleba.
Z roweru spadłem dwa razy, jednak pierwsza gleba była najbardziej dołująca bo w wyniku własnego błędu - po lądowaniu z dużej hopki za późno hamowałem do zakrętu, źle się złożyłem i jeszcze wchodząc do bandy nadal hamowałem i przednie koło uciekło. Obserwujący podbiegł i pomógł się ogarnąć, sam wstałem na nogi a rower podstawił mi już na koła, jednak straciło się 30 sek. i do końca tego pierwszego OS'u dziwnie się jechało.
Druga gleba, a właściwie zeskoczenie z roweru miała miejsce na OS 3, widząc kogoś przed sobą motywuję/daję znać by jeszcze nie szukał miejsca gdzie mnie ma puścić wołając "jedź jedź". Efekt odwrotny niż mógłbym się spodziewać, na agrafkach gdzie miejsca do wyprzedzenia nie ma koleś na odległość pół roweru przede mną zahamował do zera. Ja odruchowo odbiłem by mu nie przywalić a rower zatrzymał się próbując wtoczyć się na stromy bok rowu w którym się jechało po tych agrafkach. Tracę równowagę i wyskakuję, niestety w stronę zbocza i upadam na cztery łapy. Szybko się zbieram i widzę siodło przekręcone o 90' na jego poprawienie tracę też 30 sek. bo zacisk sztycy mocno zaciśnięty.
Niemniej ciekawa sytuacja miała miejsce przed linią startu na tym samym OSie, ktoś zwraca mi uwagę na to, że opona nie leży mi na obręczy, i faktycznie w jednym małym odcinku stopka opony była powyżej krawędzi obręczy i było widać delikatnie dętkę. Nie wiem jak do tego doszło, pewnie wcześniej na ostrym zakręcie opona mogła chcieć uciec i tak ją zatrzymało. Upuszczam powietrze i opona sama wskakuje, zaczynam pompować i problem.. pompowanie zdaje się nie mieć końca, troszkę nerwowo bo już słyszę, że wnet chcą zamknąć ten OS a zapowiada się, że będę musiał łatać lub wymieniać dęte. Udało się dobić ciśnienie i jakby się samo uszczelniło, dopiero jadąc z Łukaszem i Marcinem z HCC gdzieś przed podjazdem na ostatni OS z Koziej Górki zrobiliśmy postój, a gdy ruszyliśmy widzę kapeć. Udało się załatać dętkę bo dziurka była jak po igle, powstała raczej przez przyszczypanie gdy opona samoistnie wskoczyła na obręcz gdy spuszczałem z niej powietrze.
OS 4 bardzo fajny, szkoda że nie objeżdżaliśmy trasy bo było wiele miejsc gdzie czym prędzej tym lepiej i nie musiałbym jechać wolniej z rezerwą na ewentualne zaskoczenie.










EMTB Szklarska Poręba - piekielne zawody

Niedziela, 12 lipca 2015 · Komentarze(0)
Generalnie można powiedzieć, że technicznie, kondycyjnie wytrzymałościowo ta edycja dała popalić. Na kolejny dzień po zawodach nogi od przejechanych podjazdów i w ogóle jazdy bolały najmniej, zaś wszystko inne było czuć. Tam całym ciałem, ramionami tułowiem się najwięcej napracowałem, no uda też dostały bo nieustannie je napinałem walcząc o utrzymanie się z rowerem.
OS'y różnorakie, od typowych kamienistych gdzie leżało potocznie nazywane RTV i AGD, jakieś ściółkowo-trawiaste single z przeprawami przez rzeczki, przez wycinkę drzew w lesie nawet. Błotny odcinek w którym czasem leżały spore kamienie, a jak się potem okazało na dnie błota również ułożone wzdłuż powalone pale.
Rok temu dobrze poznałem tamte tereny, ale właściwie wszystko poprowadzili na dziko poza typowymi szlakami i wycisnęli chyba najwięcej ile się dało z tych terenów. Ogólnie trochę kamikadze było ale nie idąc na wynik spokojnie da się przejechać i mieć z tego frajdę oraz rower bez defektów.
Z ciekawych momentów był stromy zjazd z kamieniołomu, oraz bardzo wysokie i strome schody wyrzeźbione w skale, lekko skręcające.
Dojście na pierwszy OS to 20 minut jazdy rowerem po szutrach i 40 minut wypychu, ja nawet przez jakiś czas niosłem rower na sobie bo łatwiej mi było z nim iść na barku niż co chwila pociągać go by przekroczyć powalone drzewo czy spore kamienie. Na reszte OS'ów się przyjemnie jechało, tylko na ten pierwszy takie piekło
Wspomniałem o błocie, ale przeważająca część to dość suche ścieżki, a jeśli kamienie to dość spoko się po nich jechało nie myśląc czy koło uślizgnie.
Bez defektów czy nawet snejka przejechałem całe zawody, dużych błędów nie popełniłem a wynik w okolicach połowy 57 na 124 nawet cieszy, a na pewno nie smuci.






EMTB Szklarska Poręba - objazd trasy

Sobota, 11 lipca 2015 · Komentarze(0)
We trójkę (Adam, Krzysiek, ja) jesteśmy zakwaterowani w Szklarskiej Porębie, lokalizacja dobra bo do mieściny pieszo nie jest daleko, a do bazy zawodów skrótem też bez tragedii. Wyprawiliśmy się na dzisiejszy dzień i w drogę na objazd.
Trwa już maraton, zawodnicy grupkami co kilka minut są wypuszczani i na starcie atakują podjazd stokiem narciarskim. Wbijamy się pomiędzy wypuszczanymi grupkami i kręcimy jak oni ku górze. Pauza bo słyszymy jak kolejne harpagany ruszyły i zaraz nas by ścigli. Wtedy też zagaduje do nas Paweł z pytaniem czy objeżdżamy dziś OS'y bo ma sam taki zamiar i ciekawiej z kimś to zrobić. Przygarnęliśmy go i jedziemy szutrami jak krosiarze, gdy kolejna grupa jest za nami ponownie zatrzymujemy się ich puścić, co wyszło nam na dobre bo jadąc chyba już za wszystkimi zawodnikami na drodze leżały fanty,  i tak Adam zdobył multitula ja zaś nieotwartego Powerejda, który z pewnością się na dziś przyda.
Pierwsze odbicie z szutru na klasyczny szlak pieszy i odrazy wypych, nie trwał długo można było wsiąść na rower i jechać dalej, jednak wysokości nie przybywa a OS1 zaczyna się wysoko. Widzimy finisz tego OSu i dostajemy wskazówkę by dalej jechać i dopiero piąć się w górę. O podjeździe trzeba było zapomnieć, o wypychu raczej też, bo ja wolałem sobie w połowie drogi zarzucić rower na bark i go nieść, niż co chwilę podrywać go by przenieść nad kłodą czy przejść po głazie.
Pierwszy OS powiem szczerze mnie nie zachwycił, końcówka ciekawsza, na szczęście od finiszu jedynki do startu dwójki jest krótka droga, więc bez problemowo się przetransportowaliśmy w siodle.


OS2 to początkowo odcinek przez wycięty las, pierwsze metry to takie powolne najeżdżanie na wysokie pienie i korzenie ale dalej się rozkręca, dojeżdżamy do przeprawy przez rów i trasa nam się gubi. Po chwili odnajdujemy dalszą błotną część, która prowadzi wzdłuż rzeczki w dole, przechodzi w fajny leśny odcinek. Znalazł się też kawałek do korbienia i małe wzniesienie, dwie przeprawy przez rzeczki oraz przyjemna końcówka.



Wracamy się OSem aby skrócić drogę do kolejnego, zdecydowaliśmy że będziemy nim podchodzić od razu obserwując co będzie na trasie. Nie jest to łatwe obserwować trasę od spodu i rozwarzać w głowie jej zjazd, jednak oczywiste było, że to będzie armagedon bo głazów i kamieni sporo, znalezienie linii nie będzie takie oczywiste. Na górze chciałoby się odpocząć bo wypychaniu rowerów, ale muszki wciskają się do oczu i trzeba wiać.

W większości to ten OS trzeci jest tułaczką w dół po kamieniach, miejscami można się ciut rozpędzić ale trzeba uważać bo zawsze idealna linia gdzieś ucieknie i zaczyna się najeżdżanie i zjeżdżanie z głazów. Niżej dało się płynniej, ale wąskie rynny przez które jeździłem wymagały wolnego przetoczenia się przez nie aby nie przywalić rowerem o ich ścianę.


Dojechaliśmy do szutru, z którego zaczęliśmy wypych na ten OS, nim jedzie mały kawałek i mając rozpęd wpada się na kamienisty stok po którym leci się fajnie łukiem. Dalej jakby powtórka z rozrywki, dalej głazy i kamienie ale w mniejszym wydaniu, za to jest bardziej płasko i utrata pędu wiąże się z dokręcaniem, jest też trochę mokrego terenu. Pojawia się w końcu znajoma mi droga, troszkę ją znam i pamiętam że można śmiało się rozkręcić bo nic nie zaskoczy a kamienie bez problemu jest gdzie ominąć. Niestety skrócili ją, wpierw trasa przeszła na prawą stronę od drogi a potem 90 w lewo przez nią.



Na podjeździe strzela łańcuch, ale dobrze że Paweł miał skuwacz to sobie zreperowałem szybko. Odcinek jeszcze się nie skończył, również bardzo długi co poprzedni, Jedziemy nawet troszkę na dziko po rozwalcowanej od kół trawy. Jeden zakręt w prawo i po ściółce do szutrówki gdzie kończy się.
Adam z Krzyśkiem pojechali dalej, my z Pawłem musimy jakoś ich dogonić, z na przeciwka spotykamy kogoś również objeżdżającego, wypytujemy się o naszych koleżków i drogę na kolejny OS. Gdy wszystko wiemy śmigamy pędzikiem, oni sami zresztą się też zatrzymali byśmy dołączyli.

Droga na OS4 minęła szybko, start znajduje się na wysokiej skałce i po chwili robi się przyjemnie w dół, nawierzchnia ściółkowa, ogromne kamienie jak bariery wymuszają slalom. Dodatkowo czasem robi się węziej i na takim skalnym podłożu trzeba się zmieścić. Pojawiają się skalne schody, wydłubane z litego głazu w ziemi, strome i zakręcające. Tylko Krzysiek je zjechał, reszta nie próbowała nawet.

Trasa zrobiła się czysta od upierdliwych kamieni, gładka można było nabrać prędkości aż do kamieniołomu. Bo w nim trudna ścianka do zjechania, wszyscy próbujemy ale różny efekt. Mnie początek szedł dobrze ale zawadziłem kierownicą o palik ze strzałką i mnie zatrzymało, udaje się wsiąść i ruszyć a tam uskok który jeszcze jako tako poszedł, ale zakręt na trawersie a za nim kolejny uskok już nie. Traciłem równowagę na trawersowym zakręcie i zatrzymałem się przed uskokiem.


Dalej Lasem przez trawę i nawet długi kawałek szeroką szutrówką z której odbijamy na również szybki i szeroki odcinek. Pojawia się kamienista rąbanka która idzie mi dobrze, niestety Adam łapie tu poważny defekt. Rozcina oponę i mleko nie daje rady uszczelnić, ma zamiar wymienić na dętkę ale problemem jest odkręcenie wentylka, palcami nie daje rady a narzędzi nie mamy. Decyduje się wracać do naszej bazy noclegowej by to naprawić. My ruszamy do końca czwórki, zostało niewiele po bardziej płaskim terenie.


Paweł kończy z nami objazd, musi jechać na pociąg bo jest tu tylko rekreacyjnie i nie startuje w zawodach, więc sami z Krzyśkiem mozolnie asfaltem ciśniemy na ostatni odcinek, na szczęście szybko zaczyna się teren. Dojazd dość ciekawy, warto go znać bo to przyjemny skrót (ale jednak podjazdowy) w okolice dużego kościoła w Szklarskiej.

Szybki posiłek przed ruszeniem na OS5 i w drogę. Początek przyjemny, dalej momentami było czuć wiatr we włosach, ciut kręty ale łagodne zawijasy, głównie po ściółce i korzonkach. Jeden moment trochę podjazdowy reszta raczej w dół lub bardziej płaska. Kończy się przy asfaltowej drodze obok karczmy.



Wracamy szosą do naszej noclegowni, Adam już się uporał z defektem i kontaktuje się z Matim aby się spotkać. Jedziemy z Krzyśkiem pod stok. Zjeżdżamy po razie z tej ich super hopy postawionej z okazji zawodów, beblamy i wracamy bo trzeba udać się ogarnąć i coś zjeść.


Adam z Krzyśkiem ruszyli poszukać lokalu, który ktoś im polecił, ja dotarłem trochę później bo spotkałem się jeszcze raz z Mateuszem przy targowisku, przejechałem się jego Scalpem i jeszcze pogadaliśmy. Po obiedzie idziemy do lokalu gdzie pracuje Ania, ciepło się przywitaliśmy i usiedliśmy przy piwku, wracamy wcześniej na pensjonat by się wyspać i wypocząć na jutrzejsze zmagania.

21 Wyścig Rowerów Górskich Jaworzno 10km

Sobota, 27 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Sponsorowany przez Tauron wyścig bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jak na taką lokalną imprezę było bardzo dożo osób (prawie 350) i było profesjonalnie dzięki elektronicznemu pomiarowy czasu poprzez chip zakładany na kostkę.
Rano dostaję sms od Tomka z pytaniem czy jestem gotowy :D ? Dawno się nie widzieliśmy więc będzie okazja pogadać. Przyjeżdżam na 10:15 gdzie zostaje jeszcze 15 minut na zapisy, jest trochę tłoczno ale bez problemów udaje się dopełnić obowiązku i odebrać pakiet startowy, na który zawiera się numerek startowy oraz okolicznościowa koszulka z grafiką zawodów. Jeszcze przed odprawą techniczną łapię Patryka z Jaworzna i ku mojemu zdziwieniu nie przyjechał na lekkim fullu a na swoim rowerze enduro. W trakcie oczekiwania stoję już z Tomkiem, zaraz za mną Patryk, a przed nami chłopaki na mono, z nimi też kilka słów zamieniliśmy.
Przychodzi moment startu, jesteśmy wypuszczani w odstępach około 30 sekundowych, ruszył Tomek, potem Patryk i dopiero ja. Plan był taki aby się nie sforsować już na początku, tym bardziej że czeka podjazd i zjazd na którym można podgonić jeśli będzie się miało siły dokręcić. Start poszedł gładko bo asfaltowy, lekko z górki, rozkręciłem się do 40km/h i tyle utrzymywałem do pierwszego zakrętu. Z betonowych płyt wpadamy we właściwy teren, ładnie biorę zakręty 90' i czuję jak pięknie rower odwala robotę wybierając to co napotka pod kołami. Podjazd robię na 70% i pokonuje dość gładko, że zaraz za nim mam zapas sił by przywalić mocniej. Widzę Patryka ale jednak nie tak prędko się do niego zbliżam, na zjeździe jakby odstęp się utrzymywał.
Wnet zaczyna się kolejny piaszczysty podjazd, widzę Tomek stoi i patrzy na swoje przednie koło, wołam czy chce pompkę i przekazuję bo w potrzebie. Przed samym szczytem doganiam Patryka ale nie mam wiele sił by mu dobrze odejść i zdaje się on ciągle gdzieś tam za mną kręci. Ciekawie się zrobiło w parku niedaleko szpitala, tam jeden ostry zakręt z kamieniami na którym podobno dużo osób się wyłożyło, oraz delikatny spadek na którym trochę odpocząłem. Później nic szczególnego, krosiarz mnie powoli mijał ale odpuścilem mu bo wiedziałem, że siłowo mogę później nie wyrobić. Udało się go dorwać na ostatnim zjeździe gdzie pozwoliłem sobie dokręcić tak porządnie, że musiałem się ratować kładzeniem roweru i podpieraniem w zakręcie. Zostały tylko betonowe płyty i ciutkę asfaltu przed metą, gdybym zaoszczędził więcej sił rozkręcałbym się powoli już od początku tego odcinka, musiałem dać na luz i dopiero rozpędzać się na asfalcie, ale wiatr w twarz nie pozwolił na więcej niż 27km/h.
Dojechałem zadowolony i nie zniszczony na szczęście, wkrótce pojawia fajny aspekt zawodów o jakim zapomniałem, a są to wyniki wysyłane sms'em na własny numer tel. Czytam i okazuje się że w swojej kategorii jestem 14, a w open jestem 80, fajnie.
Odbieram pakiecik "finiszowy", jako że Tauron był sponsorem to wszystko w tym okropnym różu (madżenta):
Mini napój energetyczny z etykietą sponsora, frotka na nadgarstek też, kamizelka odblaskowa również.
Z nie różowych: medal jakby złoty (bardzo ładny moim zdaniem skoro każdy dostawał taki sam to zwykle daje się tandetne), dyplomik, duża butelka wody. To wszystko w różowej taście.

Dostaję info od Tomka, że nie poradził sobie z awarią bo rozciął oponę, że nie dałby rady jakkolwiek tego naprawić i pchał do domu. Dał znać abym się wybrał w jego kierunku to mi zwróci pompkę. Do czasu rozdania nagród i utytułowania zwycięzców było jeszcze czasu, dlatego wybrałem się do Centrum i potem szybko wróciłem. Zdążyłem na styk bo jak zjawiłem się na geosferze to zaczęli losować już nagrody, jednak nic więcej dziś nie wpadło w moje ręce. Z Patrykiem się znaleźliśmy i gadaliśmy ciągle o Rowerowym Podhalu i ich warsztatach.



Jeszcze przed zawodami dzwonił Robert, bo chciałby powtórzyć wyjazd na Murcki, odłożyłem tą wycieczkę bo nie wiedziałem ile będę miał sił i ochoty. Po zawodach dzwoni Krzysiek, że może by powtórzyć night ride? Proponuję mu wyjazd na Murcki skoro Robert też tam chciał dziś ze mną jechać, i tak późnym popołudniem zjawia się u mnie i jedziemy razem, a Robert dojeżdża po jakimś czasie
Na relację z dalszej części dnia zapraszam do wpisu u Krzysia Murcki Trails, pierwszy roadgap zaliczony.

Enduro Trials 3# Bielsko-Biała 2015

Sobota, 2 maja 2015 · Komentarze(0)
Zawody, to brzmi dumnie, jednak wcale tak się nie czuję po tym jak przejechałem i jaką lokatę zdobyłem. To w końcu jak jechałem? Zachowawczo, bo na taką jazdę mnie stać gdy jest ciężki teren, było mało momentów, w których szarżowałem, i mało momentów przy których czułem flow i dobre wykorzystanie momentu.
Tragedii nie ma bo nie zająłem ostatniej lokaty, jednak pozycja w 2/3 stawki nie cieszy. Po zawodach wiem, że muszę popracować nad większością aspektów aby się poprawić, w pierwszej kolejności aspekt fizyczny. Wyszło iż samo kręcenie pedałami to za mało, wytrwanie całego oesu na rowerze i nieustanna walka o utrzymanie się na nim pochłania dużo sił. Szybko poddawały się uda, jak się już przyzwyczaiłem i jechałem swoje to do tego ręce dawały popalić. SIŁA i WYTRZYMAŁOŚĆ.
Trudno będzie w chwilę zmienić swoją technikę, będę myślał jak to realizować i czy tylko na rowerze czy poprzez ćwiczenia indoor w pokoju.
Pozostaje chyba najtrudniejsza rzecz na sam koniec - psychika. To jak pojadę siedzi zakodowane w głowie, jest to bariera zdrowego rozsądku przy którym czujesz, że dojedziesz płynnie i się nie rozwalisz, kurczowo się trzymasz nielicznie pozwalając sobie na jej przekroczenie. Jeżdżąc w ten sposób wyrobiłem sobie nawyk trudny do pokonania - wykorzystuję dużo umiejętności dające dużo bezpieczeństwa a mało efektywną jazdę. Oczywiście trzeba ćwiczyć aby te efektywne umiejętności były również tymi bezpiecznymi, jednak wiele razy się czegoś boisz a gdy raz to zrobisz jest to już pestka. Jednak zmienisz miejsce lub się wystraszysz i to samo nie jest już takie łatwe i znów trzeba się przełamać.
W tej chwili żałuję, że takiej rozkminy nie miałem zimą, kiedy czas spędzany w domu mógł być wykorzystany na przygotowanie fizyczne, chociaż małe i wejść w nowy sezon z innym podejściem.
Mogę również nie podjąć żadnych działań, jeździć beztrosko jak dotychczas i mieć dalej z tego taką samą frajdę. Myślę, że czas spróbować nieco innego podejścia, spróbować choć w części realizować jakieś postanowienia i zobaczyć czy poczuje się smak sukcesu, własnego sukcesu.

Już po pierwszym OS'ie było wiadomo, że nie dogonię Krzyśka i innych aby wspólnie z nimi dojeżdżać do kolejnych odcinków. Szczęśliwie skumałem się z Dawidem który jest lokalesem z Bielska, z nim kulałem się nam odcinki i komentowaliśmy jak na poszło na odcinkach i inne rowerowe pogawędki.






Objazd trasy zawodów Enduro Trials

Piątek, 1 maja 2015 · Komentarze(0)
Pierwszy kontakt z górami w nowym sezonie, gdybym miał wybierać warunki to na pewno byłoby sucho. Ale wybierałem zawody w jakich chcę się zmagać to też dzielnie trzeba podejść do tematu.

OS1.
Zaczynamy od podjazdu na Kozią Górę, częściowo wypychając, Jest pochmurnie, wilgotno ale nic nie pada na głowy, łatwo odnaleźliśmy start najdłuższego odcinka jutrzejszych zawodów.
Wpierw po wywrotce z uśmiechem na twarzy przyjąłem do świadomości, że jest ślisko stąd ten upadek. Przy kolejnym dzwonie w drzewo okazało się że byłem w błędzie, jest bardzo ślisko a żaden korzeń ci nie odpuści. Cała trasa wymagająca kondycyjnie, choć nie jest bardzo trudna to w tych warunkach sprawia problem znaleźć swój rytm. U dołu odcinka nieco elementów do skakania chętnie próbujemy: wybicie z pnia i przeskok nad małym przepustem ogarnięte.

OS4.
Podjazd ten sam co na poprzedni odcinek, jedynie na końcu odbijamy w przeciwnym kierunku i jedziemy kilka minut dalej. Ciut rozmawiamy przed startem z innymi oraz poznajemy Rafała, który przyłącza się do nas i kolejne OS'y jeździmy we trójkę.
Ruszamy i z samego początku prosta dzida w dół po wąskiej ścieżce, pojawia się trochę kamieni i wpadamy do lasu, trasa się wije kamyków i kamieni delikatnie przybywa do momentu aż Krzysiek łapie snejka. Zdarzyło się to przed dwiema hopkami, oglądam je jednak rezygnuję z opanowania ich, jak dla mnie zbyt trudne. Reszta odcinka bez niespodzianek, jedynie kilka długich zakrętów z których znosiło.
Krzysiek kontaktuje się z Borkiem, do następnych odcinków jest sporo drogi i proponuje aby podjechać gablotami. Znając nieco tereny ogarnia na mapie najlepsze miejsce i jedziemy za nim.

OS3.
Podjazd na pół z wypychem, choć czasami więcej jazdy mija dość szybko. Początek tego odcinka porównałbym z początkiem OS1, choć jest mniej kręty. Jest kilka charakterystycznych momentów. Pierwszy to wylot na krótką polanę z dużą prędkością przez jagódki, zaraz za wybijająca mulda. Drugi to dość spory drop z lądowaniem na pochyło a za nim niska banda w lewo. Ostatnim momentem, o którym każdy będzie wspominał jest mokro-błotna ściana na której trzeba skręcić z trawersu w jej dół w wcelować w krótką kładkę. Dalsza część za ścianką jest jeszcze trochę kręta i pochyła, ale czym bliżej mety tym prościej i płasko.

OS2.
Odcinek na którym myślałem czy nie zagotuję hamulcy, choć dużo band i wyraźnie zaznaczona ścieżka to stromizna nie pozwalała często odpuścić hebla bo momentalnie nabierało się prędkość, z którą sobie nie radziłem. Nieco niżej przyjemniej, przyjemnie kręto i wyraźnie szerzej. Kilka błotnych kałuż, które najlepiej jak się uda przeskoczyć.




Otwarte Grand Prix Sosnowca Amatorów w Kolarstwie Górskim

Niedziela, 1 lipca 2012 · Komentarze(1)
Straszny upał a Krzychu zachęca do wzięcia w darmowym wyścigu na Środuli. Dobra w końcu jest okazja by się sprawdzić tylko będziemy się męczyć w tym skwarze. Już przyjazd nie był wygodny tym bardziej że lekko się spóźniałem na trasie. Zapisałem się i zanim organizator cokolwiek zdecydował było sporo czasu na dobry odpoczynek.

W końcu decyzja zapada na linii startu - jedziemy 10 kółek. Ruszyliśmy i początkowo nie odstaję od Krzyśka na krok, czołówka odleciała daleko a ja będę raczej trzymał swoje tępo by ewentualnie na koniec zachować siły. Pomyliłem się bo tych sił w tym tempie by mi nie wystarczyło, po 2 kółku Krzysiek wyraźnie przede mną a ja niewyraźnie zbliżam się do konkurenta z mojej kategorii. Łykam go na zjeździe ale ewidentnie wkurza mnie swoim skracaniem trasy przez rów, już myślę czy jeśli przegram czy nie apelować o to zagranie którym zyskiwał po 7 metrów ale.. Ale jak zbliżyłem się do niego na zawijasach to usłyszałem jak już mocno sapie, brakuje mu powietrza. Teraz wyprowadzam atak na zakręcie znajdującym się przy podjeździe, on już zdechł i beznadziejnie powoli wykonuje ten zakręt i liczył chyba ze za nim pojadę, a mam przecież miejsce obok to go łykam. Ile mogę tyle staram się szybciej jechać by złapać przewagę i wybić mu z głowy jakikolwiek rewanż. Sam mam kłopoty bo zaczyna się kolejne kółko a sapię podobnie jak on, robię podjazd już nie tak dynamicznie, na górze zerkam w tył on zaczął podjazd więc jest dobrze.

Kolejne kółko ponownie sprawdzam ale jego nawet nie widzę więc już odpuszczam bo wiem, że nic lepszego nie wywalczę a taka przewaga daje mi kontrolę gdyby jednak się zbliżał do mnie. Zostają jeszcze chyba 3 kółka, Krzysiek miał podobną sytuację do mojej, wywalczył ile mógł a zagrożenia z mojej strony nie miał, więc pomimo że zwolniłem to różnica między nami utrzymywała się bo on też zwolnił.

Zdublował mnie jeszcze Ficuś, zresztą były zakłady że nie dostanie nagrody jeśli przeciwników nie zdubluje, no i udało mu się to lekko, mnie na przedostatnim kółku już objechał. Gratulacje dla niego bo jest to mocny zawodnik, przyjechał z Wisły po zrobieniu 90km i jeszcze wystartował robią niezły czas.

Wyścig zakończony wielkim leżeniem gdzie się da, udało się dojść do siebie i rozdano nam pamiątkowe statuetki i nagrody. Dla mnie wpadły białe okularki Meridy oraz płyn do nabłyszczania lakieru. Zadowolony bardzo jak każdy biorący udział w tym wyścigu, było nas tak mało (zapewne z powodu tej gorącej temperatury którą było ciężko znieść) że dla każdego była nagroda niezależnie od zajętego miejsca.

Zdobycze w wyściugu bez przegranych © Kysu

Statuetka za II miejsce © Kysu


Po takim wysiłku należy się nam konkretny odpoczynek w bezruchu, wpadamy do sklepu, Krzychu zakupuje browarki i ciastka. Jedziemy bez napiny na Pogorie i tam nieco dalej za plażą rozbijamy się przy wodzie, wyciągamy się leżąc, siedząc... pijąc piwo wpiepszając babeczki i ciastka.