Wpisy archiwalne w kategorii

Full suspension z Krzychem

Dystans całkowity:8604.00 km (w terenie 3521.50 km; 40.93%)
Czas w ruchu:481:29
Średnia prędkość:17.77 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Liczba aktywności:150
Średnio na aktywność:57.36 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Zapowiada się ciekawie

Niedziela, 15 marca 2015 · Komentarze(0)
Rano dzwonił Krzysiek by się wspólnie ustawić na jeżdżenie. Ustaliliśmy, że pojedziemy do Jaworzna na fajne traski u zbocza Rudnej Góry. Wyruszyliśmy niewiele po sobie, około 14:40 i planowo mieliśmy się spotkać gdzieś na górce z kapliczką, dojeżdżając przedzwoniłem gdzie już jest a on sobie z kimś gawędzi na początku czarnego szlaku. Jak już dojechałem do nich to stał Krzysiek z nowym ziomkiem, Patrykiem. Troszkę go kojarzę widziałem go na cyklicznej nocy rowerowej w Jaworznie, sam jest też z Jaworzna i szuka kontaktu by wspólnie działać i jeździć, więc bardzo spoko bo grono entuzjastów rasowego MTB się powiększa.
Do dzisiejszego celu dojechaliśmy przez Osiedle Stałe bokami Parku Lotników, Podłęże, Pszczelnik obok stadionu sportowego. Za zakładami azotowymi skręciliśmy do lasu i w niedługim czasie byliśmy na miejscu. Piotrek, którego ostatnio tam poznałem był też dziś, ale szybko skończył zabawę zanim jeszcze przyjechaliśmy, bo urwał przerzutkę. Pogadaliśmy chwilkę i ruszyliśmy coś pozjeżdżać, pierwszą linię Krzysiek znał bo był już tu ze mną, drugą jak się okazało trzeba wpierw zobaczyć aby pewnie pojechać, w jednym miejscu na początku Krzysiek się zawahał i zatrzymał się do zera, ale przy kolejnym razie już śmigał.
Drogę powrotną z początku prowadziłem tak samo jak przyjechaliśmy, ale plan był taki by pożegnać się na górze Szczakowej, więc jechaliśmy przez Starą Hutę do Centrum, dalej obok cmentarza i którymś z Jaworznickich szlaków na Geosferę. Przejechaliśmy przez nową kładkę i byliśmy już na Szczakowej. Krzysiek pojechał w dół a ja również w dół ale w stronę Niedzielisk. Klasycznie wracałem przez Osiedle Stałe i ścieżką rowerową do domu.

Uszczelnienia od Kragum

Poniedziałek, 30 grudnia 2013 · Komentarze(0)
Wyruszyłem dziś do Mysłowic w celu kupienia kilku oringów, drogę znacznie wydłużyłem zahaczając o miejscówkę na Brzęczkowicach i tamtejsze leśne ścieżki. Sklep znalazłem, jednak okazało się, że sprzedaż jedynie na zamówienia. Nie zwlekając dzwonię do Krzyśka, bo miał też interes w tym by dziś zjawić się w Sosnowcu.
Jadę więc do Kragum gdzie jestem pewny tego, że kupię te uszczelnienia od ręki i tak też było, tam przed sklepem czeka już Krzysiek. Mając jeszcze sporo czasu jedziemy na Pogorie, w drodze do wskakuję do Biedronki i kupuję sztruclę bo dziś jedynie miałem zupę, a na drugie danie nie doczekałem i poszedłem na rower. Nieopodal molo następuje konsumpcja, chwilę później bez wielkiej posiadówy jedziemy w około. Czasu do planowanej 17:00, o której Krzysiek ma się zgłosić do Wiewióra z forum po odbiór kupionej tarczy, jest jeszcze cała godzina. Stara się jak może by prowadzić okrężną drogą pod jego blok, byle tylko wydłużyć jazdę i nie być wiele przed czasem. Ostatecznie na miejscu jesteśmy jakoś 16:40 i zastaje kogoś w domu, kto wydał mu tarczę.
Obaj zawijamy do swoich domów, mnie czeka spory kawałek asfaltu do Niwki, a potem jeszcze troszkę pod Jaworzno, przy Fashion House w końcu coś terenowego, ale bez polotu nie miałem sił by zapierniczać wąskim singlem przy torach. Lada moment i jestem w domu.

Bukowno

Piątek, 27 grudnia 2013 · Komentarze(0)
Bardziej asfaltowa przejażdżka z Krzyśkiem z racji tego, że porusza się na stywniaczku. Spotykamy się na Maczkach, i od tamtego miejsca jeszcze troszkę jedziemy lekkim terenem, zasadniczo od Sosiny sam asfalt. Troszkę zimno ale odrobina słońca nas ogrzewała, standardowo postój pod fontanną. Ogólnie dużo rozmawialiśmy na postojach i w trakcie jazdy. Żegnamy się na końcu płyt przy lokomotywowni.

True Las Wolski

Sobota, 23 listopada 2013 · Komentarze(0)
Krzysiek studiuje na Krakowskim AGH'u i również w tym Krakowie mieszka w ciągu tygodnia. Poznał dobrze tereny w około i jak zapewniał warto ruszyć się do Lasu Wolskiego, bo ten las jest ciekawszy niż nasze i jest w nim budowana przez zapaleńców traska.

Przyjechałem pociągiem, podróż spędzona przy oknie wagonu nie należała do najnudniejszych, obserwowałem widoczki i czasem ustrzeliłem jakąś fotkę. Dojeżdżając do stacji głównej dałem cynk by się już zbierał, wysiadłem i troszkę poczekałem,na placu przed galerią podziwiałem piękną choinkę. Ruszyliśmy na kopce, pogoda była mglista ale dodawało to klimatu, później w końcu w teren, pierwsza techniczna trawersowa ścianka, Krzysiek uprzedza że jest parszywa a w dodatku jak to jesienią jest mokro, tak więc i ślisko. No to jadę... skoro ślisko to trzeba oszczędnie z hamulcem... gleba. Ale prędkość i próby zapanowania nad sytuacją zostały docenione szyderczym śmiechem Krzyśka :) Udaliśmy się pod Zoo, tutaj przerwa na posilenie się i wabienie słonia, było do śmiechu. Teraz przyszedł czas na ważny punkt programu, mianowicie traska z muldami, bandami, korzeniami i hopkami. Choć ja ledwo co ogarniam latanie i szybką jazdę na takich trasach to staram się i nawet udaje mi się jakieś tempo i flow złapać. Górna część trasy ok, nawet mój klimat, dolna z dużymi hopkami zupełnie nie. Po harcach wracamy na mieszkanie do Krzyśka, ponieważ nie spieszy mi się wracać do domu korzystam z zaproszenia i zostaję, piwkujemy i gramy wraz z jego współlokatorami w Eurobiznes.













Rychlebské stezky

Sobota, 7 września 2013 · Komentarze(0)
Kolejny dzień urlopu w Wilczej i kolejna enduro miejscówka u Czechów. Dojazd nie sprawił problemów, miejsce parkingowe znaleźliśmy jakieś 2km od samego centrum ścieżek, nie wiedzieliśmy że będzie przy nim będzie gdzie zostawić samochód.
Aby rozpocząć zabawę na zjazdowych ścieżkach trzeba nam dotrzeć na górę, początek to zwyczajny terenowy podjazd gdzie zmieści się nawet samochód, dopiero nieco wyżej zaczyna się przygotowany szlak o nazwie Trial Dr. Wiessnera, który jest trawersem. Na samym początku tego szlaku atrakcja w postaci przeprawy przez strumyk, później kręcąca się ku górze ścieżka prowadząca przez las, miejscami wychodzi na odkryty teren skalny gdzie jedziemy po specjalnie przygotowanych kładkach. Blisko końca tego szlaku w mocnym cieniu znajduje się źródełko wypływające ze skał, można z niego pić bez obaw - wypróbowane.






Wyżej trochę zaskoczeni, bo przyszło nam kręcić po asfalcie, ale nie było go wiele. Na pierwszy ogień coś prostego, zielony szlak. Jest troszkę techniczny, problemem jest utrzymać dobre tempo. W połowie zjazdu szlak się kończy i rozpoczyna kolejny o nazwie Sjezdy, porównałbym go do tego co można spotkać w Beskidach, ciut klasycznej rąbanki, trochę korzonków i sporo szybkich zjazdów dzidą w dół przerobionych na długiego singla.



Jesteśmy na dole, musimy ponownie podjechać na górę trasą Dr. Wiessnera. Jest na tyle urozmaicona, że się nie nudzi nam. Spotykamy chłopaków z polski, z którymi gadaliśmy na samym początku gdy Krzysiek podpytywał o szczegóły co gdzie i jak, postanowiliśmy dołączyć do nich gdyż jadą na słynnego Super Flow.


Podjazd taki sam, tylko trzeba zaatakować jeden stromy podjazd, który właściwie trzeba w znaczącej części wypchać. Jesteśmy chyba na najwyższym punkcie ścieżek w Rychlebach, zanim wspomniany Super Flow czeka nas Wales - techniczny szlak z dużą ilością naukładanych kamieni, generalnie jest czad chociaż ja nie daję rady jechać tak szybko jak reszta. Dojeżdżamy do kładki widokowej z której są spoko widoczki, a zaraz za kładką wyzwanie w postaci technicznego uskoku. Miałem opory ale udało się zjechać ten element.


Przed Super Flow jest zbudowana drewniana brama, która sugeruje już pewną wyjątkowość tego szlaku. Zanim ruszymy odpoczywamy i posilamy się, spoglądamy też w mapę aby ogarnąć inne możliwości przy kolejnej pętli.



Ruszamy, pierwsze obroty korbą troszkę pod górkę, są dwie bandy ale coś jest nie tak, przecież to w ogóle nie jest zjazd tylko jakaś ścieżka na lekkim podjeździe która udaje coś na co czekaliśmy. Okazuje się, że zjazd zaczyna się 200m dalej natomiast drewnianą bramę postawili na skrzyżowaniu aby bez domysłów było wiadomo gdzie jechać.
I zaczęło się, czułem jak prędkość wciska mnie w bandy które pojawiały się co chwila w dołach między lekkimi wzniesieniami, aż się bałem czy na grzbietach nie stracę kontaktu z podłożem bo przejeżdżało się po nich na lekkim łuku i na spadku zaraz się kładłeś do bandy. Radocha była niesamowita ale szybko się skończyła. Zgodnie z mapą trzeba jechać jakimś szutrem, który trochę psuje cały urok bo co to za super ścieżka, która jest poszarpana na fragmenty. Po jakimś kilometrze z małym podjazdem widać odbicie w las. To co tam było przerosło moje oczekiwania, opisany wcześniej fragment był jedynie przedsmakiem przed właściwą częścią. Dużo zakrętów i nawrotów z wysokimi bandami, pomiędzy nimi świetne proste z jakimiś miejscami do wybicia lub przypompowania... tak długi jest ten szlak, że robimy przerwy bo siłowo nie wyrabiamy tyle zakrętów nawijać rowerem. W niższej części jest możliwość odbicia do centrum ścieżek by szybciej ruszyć na podjazd ale jedziemy dalej. Ten fragment ma już zdecydowanie mniejszy spadek ale więcej krótkich zakrętów występujących jeden za drugim, więc jedzie się szybko zagęszczonym w zakręty slalomem by nie wypaść z wąskiej ścieżki i przywalić w drzewo.
Koledzy jeździli już od rana i mają już więcej kilometrów za sobą dlatego decydują się zrobić mniejsza pętlę, natomiast my mamy apetyt na powtórkę Walesa i Super Flow więc się odłączamy. Oszacowaliśmy czas jaki zejdzie nam ta pętla i wyszło, że aby zrobić chociaż jeszcze małą po tej, to nam go nie wystarczy. Dlatego będzie to ostatnia pętla, podjazd zrobimy na luzaku a nadmiar czasu wykorzystamy na robienie zdjęć. Jedziemy dokładnie tak samo jak z chłopakami, na kładce widokowej na Walesie zostajemy na dłużej i odpoczywamy, jest fajnie chociaż przydałoby się słońce, które przy poprzednim razie tu jeszcze świeciło a teraz jest już za drzewami.



Zdecydowanie mogę powiedzieć, że single pod Smrekiem mają się słabo w porównaniu do Rychlebskich ścieżek pod względem emocji i flow, tam raptem jeden szlak był w stanie dorównać temu co średnio znajdziemy tutaj. Smrek jest fajny bo jest i płynny i trochę interwałowy, przede wszystkim niewymagający technicznie, ale takiego łubudubu jak w Rychlebach tam nie znajdziecie. Dobrze, że te miejsca odwiedziliśmy w takiej kolejności a nie odwrotnej, bo inaczej na Smreku byśmy się nudzili.



Singltrek pod Smrekiem

Piątek, 6 września 2013 · Komentarze(0)
Podczas urlopu w Wilczej wykorzystujemy okazję i jedziemy na słynne single znajdujące się tusz przy granicy z Czechami za Świeradowem Zdrój. Był to mój pierwszy raz na tego typu przygotowanych ścieżkach i byłem mega zadowolony z jady po nich. Nie sposób opisać ile frajdy dawało śmiganie z dużą prędkością po zakrętach i muldach. Było kilka śmiesznych sytuacji, jedna to spotkani niemieccy emeryci (pan i pani), którzy nie wiedzieli, iż po tych ścieżkach nie można spacerować, gdy wypadliśmy zza wzniesienia dziadzio ostrzegawczo krzyczał "ACHTUNG ACHTUNG" co nas rozśmieszyło do łez.
Ścieżki są różnorakie pod względem wysiłku, jedne interwałowe, inne typowo podjazdowe lub typowo zjazdowe. Łączy je jeden wspólny mianownik, który jest mi ciężko opisać słowami, jest to klimat tego miejsca i wąsko postawione krótkie zakręty, których jest mnóstwo a zwiększają poziom trudności ze wzrostem prędkości.




Czerwonym szlakiem w około Trzebini

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
U Kamila w Bojszowach ciekawa impreza/spot fanów motoryzacji pod nazwą Rock 'n' LOW. Później jadę na Trzebinię, poznawczo kręcę się i łapie się czerwonego szlaku - spontaniczna jazda i ciekawość dokąd zajadę. Zadzwonił Krzysiek i zgadałem się z nim, że wracam do Jaworzna i wpadniemy na Sosinę z piwkiem.