Wpisy archiwalne w kategorii

Full suspension z Krzychem

Dystans całkowity:8604.00 km (w terenie 3521.50 km; 40.93%)
Czas w ruchu:481:29
Średnia prędkość:17.77 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Liczba aktywności:150
Średnio na aktywność:57.36 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Enduro Trails #3 Bielsko-Biała

Sobota, 3 października 2015 · Komentarze(1)
Ostatnie zawody w tym roku, nastawienie takie jak zwykle bez specjalnych oczekiwań. Poszło ok, nie wgłębiając się w wyniki pozostałych startów tego sezonu chyba najlepszy rezultat w 2015. Choć do poczucia, że pojechało się prawie na 100% i wykorzystało się możliwie najlepiej start w tych zawodach, zabrakło zaznajomienia się z trasą i przeszkodziła gleba.
Z roweru spadłem dwa razy, jednak pierwsza gleba była najbardziej dołująca bo w wyniku własnego błędu - po lądowaniu z dużej hopki za późno hamowałem do zakrętu, źle się złożyłem i jeszcze wchodząc do bandy nadal hamowałem i przednie koło uciekło. Obserwujący podbiegł i pomógł się ogarnąć, sam wstałem na nogi a rower podstawił mi już na koła, jednak straciło się 30 sek. i do końca tego pierwszego OS'u dziwnie się jechało.
Druga gleba, a właściwie zeskoczenie z roweru miała miejsce na OS 3, widząc kogoś przed sobą motywuję/daję znać by jeszcze nie szukał miejsca gdzie mnie ma puścić wołając "jedź jedź". Efekt odwrotny niż mógłbym się spodziewać, na agrafkach gdzie miejsca do wyprzedzenia nie ma koleś na odległość pół roweru przede mną zahamował do zera. Ja odruchowo odbiłem by mu nie przywalić a rower zatrzymał się próbując wtoczyć się na stromy bok rowu w którym się jechało po tych agrafkach. Tracę równowagę i wyskakuję, niestety w stronę zbocza i upadam na cztery łapy. Szybko się zbieram i widzę siodło przekręcone o 90' na jego poprawienie tracę też 30 sek. bo zacisk sztycy mocno zaciśnięty.
Niemniej ciekawa sytuacja miała miejsce przed linią startu na tym samym OSie, ktoś zwraca mi uwagę na to, że opona nie leży mi na obręczy, i faktycznie w jednym małym odcinku stopka opony była powyżej krawędzi obręczy i było widać delikatnie dętkę. Nie wiem jak do tego doszło, pewnie wcześniej na ostrym zakręcie opona mogła chcieć uciec i tak ją zatrzymało. Upuszczam powietrze i opona sama wskakuje, zaczynam pompować i problem.. pompowanie zdaje się nie mieć końca, troszkę nerwowo bo już słyszę, że wnet chcą zamknąć ten OS a zapowiada się, że będę musiał łatać lub wymieniać dęte. Udało się dobić ciśnienie i jakby się samo uszczelniło, dopiero jadąc z Łukaszem i Marcinem z HCC gdzieś przed podjazdem na ostatni OS z Koziej Górki zrobiliśmy postój, a gdy ruszyliśmy widzę kapeć. Udało się załatać dętkę bo dziurka była jak po igle, powstała raczej przez przyszczypanie gdy opona samoistnie wskoczyła na obręcz gdy spuszczałem z niej powietrze.
OS 4 bardzo fajny, szkoda że nie objeżdżaliśmy trasy bo było wiele miejsc gdzie czym prędzej tym lepiej i nie musiałbym jechać wolniej z rezerwą na ewentualne zaskoczenie.










Szlak Orlich Gniazd - sequel

Sobota, 22 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Krzychu dał znać, że na Jurze w Olsztynie czy jakiś okolicach chłopaki robią własne zawody Enduro/XC i warto by się wtedy wybrać pogadać a może jakiś ciekawy odcinek przejechać.Ja ruszyłem pociągiem z Sosnowca, w sumie pierwsza podróż cugiem w tym roku i zapomniałem jak to jest, jednak uczucie bycia spóźnionym na pociąg jest nieustannie takie samo ;) Spanikowałem ale przyjechałem całe 15 minut przed, więc ok.
W pociągu tłoczno że musiałem stać z rowerem, zawiadomiłem do Krzyśka by próbował na końcu pociągu i mi dał znać, jak wsiadł to dostałem cynk i przeciskałem rower wagonami do niego na koniec, ale było warto bo wolne miejsca były.
Wysiedliśmy jeden przystanek przed Częstochową, odpaliłem zdjęcia mapy i próbowaliśmy się nawigować, trochę niepewni swojej lokalizacji ciągle podążamy w dobrym kierunku a potem już wszystko się zgrało. Przed Olsztynem podjeżdżamy na wysokie skałki, na których byliśmy już w czasie zlotu. Na górze dzwoni do Adama aby spotkać się, jak się okazuje te zawody będą dopiero jutro, ale zbiera się i przyjeżdża samochodem.
Jedziemy do Olsztyna,po zakupach udajemy się na skałki i wtedy przyjeżdża Adam, na górze posilamy się i kawałek czasu siedzimy. W końcu dźwigamy tyłki i Adam prowadzi nas przez pętelkę treningową kończąc na skalnej ściance, na której Krzysiek łapie snejka. Po uwinięciu się z usterką jedziemy do rezerwatu Sokole Góry. Kilka ścieżak tam znamy, ale ponownie Adam uchyla rąbka tajemnicy i prezentuje fajne treningowe linie, są dwie ścianki, które nie idą łatwo i z pewnością trzeba je kilka razy ogarnąć. Jedziemy dalej a nasz przewodnik jeszcze troszkę nas odprowadza. Pogawędka przed pożegnaniem i każdy w swoją stronę, my ciśniemy na Złoty Potok gdzie wypompowani po skałkach i trasie treningowej robimy dłuższy postój z posiłkiem.
Jadąc dalej szlakiem Orlich Gniazd conieco się przypomina, troszkę za Złotym Potokiem odrobina szybkich ścieżek na których można poczuć flow. Szlak staje się bardziej prosty i płaski, chociaż nadal pojawiają się długie podjazdy i zjazdy, niestety wyasfaltowane co nas zabolało.
Mirów, Bobolice, oraz jeszcze jedne wypiętrzone skałki, których nazwy zapomniałem, to miejsca które się pamięta i warto przyjechać je zwiedzić nawet kolejny raz. Dzisiejsza najciekawsza część zapewne już za nami, zostaje trochę szlaku do Morska a dalej trzeba będzie pomyśleć jak wracać.
Wydaje mi się, że dojechaliśmy do Fugasówki by tam zahaczyć o jakiś sklep. Zanim pojedliśmy i troszkę zregenerowali siły minęła prawie godzina i zrobiła się 19, poczuć można było delikatnie nieprzyjemny chłodek, a temp. pewnie jeszcze spadnie. Zrobiliśmy małą rozkminę jak wracać i prędko zakręciliśmy korbami by opuścić ruchliwe ulice zanim zrobi się ciemno i zagrzać się bo cieplejszych ubrań nie mamy.
Będąc już na pobocznych uliczkach odpala nawigację w telefonie z mapami google. Jesteśmy miło zaskoczeni tym jak nas prowadzi, gładkie szutrowe ścieżki przez las, każde małe odbicie uchwycone na mapie, praktycznie sami z papierową mapą nie bylibyśmy tak dobrze poprowadzić z dala od ruchliwych ulic. W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że jedziemy czarnym rowerowym szlakiem, który sam pamiętam z wycieczek sprzed lat, nawigacja nie była nam już od tej chwili potrzebna bo Krzysiek już wie jak jechać.
Tempo spadło, ale została tylko asfaltowa droga, ani też nie robi się zimno na wieczór więc się niczym nie martwimy.
Krzysiek tłumaczy mi, jak mogę skrócić sobie drogę do domu omijając jego okolice, wkrótce żegnamy się bez postoju i jadę jak mi polecił. Początkowo nieznana mi okolica, ale nie był to długi odcinek, gdy rozpoznałem stadion to wiedziałem, że jestem na Ostrowach Górniczych. Na prostej do Maczek jeszcze przyspieszyłem tempa bo to nudny i ciemny bez oświetlenia odcinek, dalej przez Długoszyn i osiedle Stałe prosto do domu.

Wszystkie zdjęcia: https://goo.gl/photos/vQUsyDrckqWa3wCk6










Kouty bike park

Sobota, 15 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Zdecydowaliśmy się pojechać do Czech jeździć w Bikeparku Kouty. Trasa minęła nawet z wyjątkiem okropnego objazdu do samej miejscowości, zero sensownych oznaczeń i błądzenie z GPSem dało nam 80km więcej.
Na miejscu spotkaliśmy garstkę ludzi z EnduroTrophy oraz innych Polaków, z którymi mniej lub więcej pogadaliśmy. Poznaliśmy Gabi z Stefanem, z nimi kilkukrotnie pod koniec pobytu mieliśmy okazję zjeżdżać.
Oddając karnety dostaliśmy zwrot za kaucję w czeskiej walucie, spożytkowaliśmy ją w lokaliku na napoje i pizzę, siedząc we czwórkę fajnie leciał czas. Wracając Stefan prowadził nas innym lepszym objazdem, który jak sami zobaczyliśmy był znacznie krótszy. Zatrzymaliśmy się wszyscy pożegnać gdy musieli odbić od naszej trasy powrotnej, potem już sami do domu.

Więcej zdjęć https://goo.gl/photos/FHftcvC8pxScvVJh6




EMTB Szklarska Poręba - piekielne zawody

Niedziela, 12 lipca 2015 · Komentarze(0)
Generalnie można powiedzieć, że technicznie, kondycyjnie wytrzymałościowo ta edycja dała popalić. Na kolejny dzień po zawodach nogi od przejechanych podjazdów i w ogóle jazdy bolały najmniej, zaś wszystko inne było czuć. Tam całym ciałem, ramionami tułowiem się najwięcej napracowałem, no uda też dostały bo nieustannie je napinałem walcząc o utrzymanie się z rowerem.
OS'y różnorakie, od typowych kamienistych gdzie leżało potocznie nazywane RTV i AGD, jakieś ściółkowo-trawiaste single z przeprawami przez rzeczki, przez wycinkę drzew w lesie nawet. Błotny odcinek w którym czasem leżały spore kamienie, a jak się potem okazało na dnie błota również ułożone wzdłuż powalone pale.
Rok temu dobrze poznałem tamte tereny, ale właściwie wszystko poprowadzili na dziko poza typowymi szlakami i wycisnęli chyba najwięcej ile się dało z tych terenów. Ogólnie trochę kamikadze było ale nie idąc na wynik spokojnie da się przejechać i mieć z tego frajdę oraz rower bez defektów.
Z ciekawych momentów był stromy zjazd z kamieniołomu, oraz bardzo wysokie i strome schody wyrzeźbione w skale, lekko skręcające.
Dojście na pierwszy OS to 20 minut jazdy rowerem po szutrach i 40 minut wypychu, ja nawet przez jakiś czas niosłem rower na sobie bo łatwiej mi było z nim iść na barku niż co chwila pociągać go by przekroczyć powalone drzewo czy spore kamienie. Na reszte OS'ów się przyjemnie jechało, tylko na ten pierwszy takie piekło
Wspomniałem o błocie, ale przeważająca część to dość suche ścieżki, a jeśli kamienie to dość spoko się po nich jechało nie myśląc czy koło uślizgnie.
Bez defektów czy nawet snejka przejechałem całe zawody, dużych błędów nie popełniłem a wynik w okolicach połowy 57 na 124 nawet cieszy, a na pewno nie smuci.






EMTB Szklarska Poręba - objazd trasy

Sobota, 11 lipca 2015 · Komentarze(0)
We trójkę (Adam, Krzysiek, ja) jesteśmy zakwaterowani w Szklarskiej Porębie, lokalizacja dobra bo do mieściny pieszo nie jest daleko, a do bazy zawodów skrótem też bez tragedii. Wyprawiliśmy się na dzisiejszy dzień i w drogę na objazd.
Trwa już maraton, zawodnicy grupkami co kilka minut są wypuszczani i na starcie atakują podjazd stokiem narciarskim. Wbijamy się pomiędzy wypuszczanymi grupkami i kręcimy jak oni ku górze. Pauza bo słyszymy jak kolejne harpagany ruszyły i zaraz nas by ścigli. Wtedy też zagaduje do nas Paweł z pytaniem czy objeżdżamy dziś OS'y bo ma sam taki zamiar i ciekawiej z kimś to zrobić. Przygarnęliśmy go i jedziemy szutrami jak krosiarze, gdy kolejna grupa jest za nami ponownie zatrzymujemy się ich puścić, co wyszło nam na dobre bo jadąc chyba już za wszystkimi zawodnikami na drodze leżały fanty,  i tak Adam zdobył multitula ja zaś nieotwartego Powerejda, który z pewnością się na dziś przyda.
Pierwsze odbicie z szutru na klasyczny szlak pieszy i odrazy wypych, nie trwał długo można było wsiąść na rower i jechać dalej, jednak wysokości nie przybywa a OS1 zaczyna się wysoko. Widzimy finisz tego OSu i dostajemy wskazówkę by dalej jechać i dopiero piąć się w górę. O podjeździe trzeba było zapomnieć, o wypychu raczej też, bo ja wolałem sobie w połowie drogi zarzucić rower na bark i go nieść, niż co chwilę podrywać go by przenieść nad kłodą czy przejść po głazie.
Pierwszy OS powiem szczerze mnie nie zachwycił, końcówka ciekawsza, na szczęście od finiszu jedynki do startu dwójki jest krótka droga, więc bez problemowo się przetransportowaliśmy w siodle.


OS2 to początkowo odcinek przez wycięty las, pierwsze metry to takie powolne najeżdżanie na wysokie pienie i korzenie ale dalej się rozkręca, dojeżdżamy do przeprawy przez rów i trasa nam się gubi. Po chwili odnajdujemy dalszą błotną część, która prowadzi wzdłuż rzeczki w dole, przechodzi w fajny leśny odcinek. Znalazł się też kawałek do korbienia i małe wzniesienie, dwie przeprawy przez rzeczki oraz przyjemna końcówka.



Wracamy się OSem aby skrócić drogę do kolejnego, zdecydowaliśmy że będziemy nim podchodzić od razu obserwując co będzie na trasie. Nie jest to łatwe obserwować trasę od spodu i rozwarzać w głowie jej zjazd, jednak oczywiste było, że to będzie armagedon bo głazów i kamieni sporo, znalezienie linii nie będzie takie oczywiste. Na górze chciałoby się odpocząć bo wypychaniu rowerów, ale muszki wciskają się do oczu i trzeba wiać.

W większości to ten OS trzeci jest tułaczką w dół po kamieniach, miejscami można się ciut rozpędzić ale trzeba uważać bo zawsze idealna linia gdzieś ucieknie i zaczyna się najeżdżanie i zjeżdżanie z głazów. Niżej dało się płynniej, ale wąskie rynny przez które jeździłem wymagały wolnego przetoczenia się przez nie aby nie przywalić rowerem o ich ścianę.


Dojechaliśmy do szutru, z którego zaczęliśmy wypych na ten OS, nim jedzie mały kawałek i mając rozpęd wpada się na kamienisty stok po którym leci się fajnie łukiem. Dalej jakby powtórka z rozrywki, dalej głazy i kamienie ale w mniejszym wydaniu, za to jest bardziej płasko i utrata pędu wiąże się z dokręcaniem, jest też trochę mokrego terenu. Pojawia się w końcu znajoma mi droga, troszkę ją znam i pamiętam że można śmiało się rozkręcić bo nic nie zaskoczy a kamienie bez problemu jest gdzie ominąć. Niestety skrócili ją, wpierw trasa przeszła na prawą stronę od drogi a potem 90 w lewo przez nią.



Na podjeździe strzela łańcuch, ale dobrze że Paweł miał skuwacz to sobie zreperowałem szybko. Odcinek jeszcze się nie skończył, również bardzo długi co poprzedni, Jedziemy nawet troszkę na dziko po rozwalcowanej od kół trawy. Jeden zakręt w prawo i po ściółce do szutrówki gdzie kończy się.
Adam z Krzyśkiem pojechali dalej, my z Pawłem musimy jakoś ich dogonić, z na przeciwka spotykamy kogoś również objeżdżającego, wypytujemy się o naszych koleżków i drogę na kolejny OS. Gdy wszystko wiemy śmigamy pędzikiem, oni sami zresztą się też zatrzymali byśmy dołączyli.

Droga na OS4 minęła szybko, start znajduje się na wysokiej skałce i po chwili robi się przyjemnie w dół, nawierzchnia ściółkowa, ogromne kamienie jak bariery wymuszają slalom. Dodatkowo czasem robi się węziej i na takim skalnym podłożu trzeba się zmieścić. Pojawiają się skalne schody, wydłubane z litego głazu w ziemi, strome i zakręcające. Tylko Krzysiek je zjechał, reszta nie próbowała nawet.

Trasa zrobiła się czysta od upierdliwych kamieni, gładka można było nabrać prędkości aż do kamieniołomu. Bo w nim trudna ścianka do zjechania, wszyscy próbujemy ale różny efekt. Mnie początek szedł dobrze ale zawadziłem kierownicą o palik ze strzałką i mnie zatrzymało, udaje się wsiąść i ruszyć a tam uskok który jeszcze jako tako poszedł, ale zakręt na trawersie a za nim kolejny uskok już nie. Traciłem równowagę na trawersowym zakręcie i zatrzymałem się przed uskokiem.


Dalej Lasem przez trawę i nawet długi kawałek szeroką szutrówką z której odbijamy na również szybki i szeroki odcinek. Pojawia się kamienista rąbanka która idzie mi dobrze, niestety Adam łapie tu poważny defekt. Rozcina oponę i mleko nie daje rady uszczelnić, ma zamiar wymienić na dętkę ale problemem jest odkręcenie wentylka, palcami nie daje rady a narzędzi nie mamy. Decyduje się wracać do naszej bazy noclegowej by to naprawić. My ruszamy do końca czwórki, zostało niewiele po bardziej płaskim terenie.


Paweł kończy z nami objazd, musi jechać na pociąg bo jest tu tylko rekreacyjnie i nie startuje w zawodach, więc sami z Krzyśkiem mozolnie asfaltem ciśniemy na ostatni odcinek, na szczęście szybko zaczyna się teren. Dojazd dość ciekawy, warto go znać bo to przyjemny skrót (ale jednak podjazdowy) w okolice dużego kościoła w Szklarskiej.

Szybki posiłek przed ruszeniem na OS5 i w drogę. Początek przyjemny, dalej momentami było czuć wiatr we włosach, ciut kręty ale łagodne zawijasy, głównie po ściółce i korzonkach. Jeden moment trochę podjazdowy reszta raczej w dół lub bardziej płaska. Kończy się przy asfaltowej drodze obok karczmy.



Wracamy szosą do naszej noclegowni, Adam już się uporał z defektem i kontaktuje się z Matim aby się spotkać. Jedziemy z Krzyśkiem pod stok. Zjeżdżamy po razie z tej ich super hopy postawionej z okazji zawodów, beblamy i wracamy bo trzeba udać się ogarnąć i coś zjeść.


Adam z Krzyśkiem ruszyli poszukać lokalu, który ktoś im polecił, ja dotarłem trochę później bo spotkałem się jeszcze raz z Mateuszem przy targowisku, przejechałem się jego Scalpem i jeszcze pogadaliśmy. Po obiedzie idziemy do lokalu gdzie pracuje Ania, ciepło się przywitaliśmy i usiedliśmy przy piwku, wracamy wcześniej na pensjonat by się wyspać i wypocząć na jutrzejsze zmagania.

21 Wyścig Rowerów Górskich Jaworzno 10km

Sobota, 27 czerwca 2015 · Komentarze(0)
Sponsorowany przez Tauron wyścig bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jak na taką lokalną imprezę było bardzo dożo osób (prawie 350) i było profesjonalnie dzięki elektronicznemu pomiarowy czasu poprzez chip zakładany na kostkę.
Rano dostaję sms od Tomka z pytaniem czy jestem gotowy :D ? Dawno się nie widzieliśmy więc będzie okazja pogadać. Przyjeżdżam na 10:15 gdzie zostaje jeszcze 15 minut na zapisy, jest trochę tłoczno ale bez problemów udaje się dopełnić obowiązku i odebrać pakiet startowy, na który zawiera się numerek startowy oraz okolicznościowa koszulka z grafiką zawodów. Jeszcze przed odprawą techniczną łapię Patryka z Jaworzna i ku mojemu zdziwieniu nie przyjechał na lekkim fullu a na swoim rowerze enduro. W trakcie oczekiwania stoję już z Tomkiem, zaraz za mną Patryk, a przed nami chłopaki na mono, z nimi też kilka słów zamieniliśmy.
Przychodzi moment startu, jesteśmy wypuszczani w odstępach około 30 sekundowych, ruszył Tomek, potem Patryk i dopiero ja. Plan był taki aby się nie sforsować już na początku, tym bardziej że czeka podjazd i zjazd na którym można podgonić jeśli będzie się miało siły dokręcić. Start poszedł gładko bo asfaltowy, lekko z górki, rozkręciłem się do 40km/h i tyle utrzymywałem do pierwszego zakrętu. Z betonowych płyt wpadamy we właściwy teren, ładnie biorę zakręty 90' i czuję jak pięknie rower odwala robotę wybierając to co napotka pod kołami. Podjazd robię na 70% i pokonuje dość gładko, że zaraz za nim mam zapas sił by przywalić mocniej. Widzę Patryka ale jednak nie tak prędko się do niego zbliżam, na zjeździe jakby odstęp się utrzymywał.
Wnet zaczyna się kolejny piaszczysty podjazd, widzę Tomek stoi i patrzy na swoje przednie koło, wołam czy chce pompkę i przekazuję bo w potrzebie. Przed samym szczytem doganiam Patryka ale nie mam wiele sił by mu dobrze odejść i zdaje się on ciągle gdzieś tam za mną kręci. Ciekawie się zrobiło w parku niedaleko szpitala, tam jeden ostry zakręt z kamieniami na którym podobno dużo osób się wyłożyło, oraz delikatny spadek na którym trochę odpocząłem. Później nic szczególnego, krosiarz mnie powoli mijał ale odpuścilem mu bo wiedziałem, że siłowo mogę później nie wyrobić. Udało się go dorwać na ostatnim zjeździe gdzie pozwoliłem sobie dokręcić tak porządnie, że musiałem się ratować kładzeniem roweru i podpieraniem w zakręcie. Zostały tylko betonowe płyty i ciutkę asfaltu przed metą, gdybym zaoszczędził więcej sił rozkręcałbym się powoli już od początku tego odcinka, musiałem dać na luz i dopiero rozpędzać się na asfalcie, ale wiatr w twarz nie pozwolił na więcej niż 27km/h.
Dojechałem zadowolony i nie zniszczony na szczęście, wkrótce pojawia fajny aspekt zawodów o jakim zapomniałem, a są to wyniki wysyłane sms'em na własny numer tel. Czytam i okazuje się że w swojej kategorii jestem 14, a w open jestem 80, fajnie.
Odbieram pakiecik "finiszowy", jako że Tauron był sponsorem to wszystko w tym okropnym różu (madżenta):
Mini napój energetyczny z etykietą sponsora, frotka na nadgarstek też, kamizelka odblaskowa również.
Z nie różowych: medal jakby złoty (bardzo ładny moim zdaniem skoro każdy dostawał taki sam to zwykle daje się tandetne), dyplomik, duża butelka wody. To wszystko w różowej taście.

Dostaję info od Tomka, że nie poradził sobie z awarią bo rozciął oponę, że nie dałby rady jakkolwiek tego naprawić i pchał do domu. Dał znać abym się wybrał w jego kierunku to mi zwróci pompkę. Do czasu rozdania nagród i utytułowania zwycięzców było jeszcze czasu, dlatego wybrałem się do Centrum i potem szybko wróciłem. Zdążyłem na styk bo jak zjawiłem się na geosferze to zaczęli losować już nagrody, jednak nic więcej dziś nie wpadło w moje ręce. Z Patrykiem się znaleźliśmy i gadaliśmy ciągle o Rowerowym Podhalu i ich warsztatach.



Jeszcze przed zawodami dzwonił Robert, bo chciałby powtórzyć wyjazd na Murcki, odłożyłem tą wycieczkę bo nie wiedziałem ile będę miał sił i ochoty. Po zawodach dzwoni Krzysiek, że może by powtórzyć night ride? Proponuję mu wyjazd na Murcki skoro Robert też tam chciał dziś ze mną jechać, i tak późnym popołudniem zjawia się u mnie i jedziemy razem, a Robert dojeżdża po jakimś czasie
Na relację z dalszej części dnia zapraszam do wpisu u Krzysia Murcki Trails, pierwszy roadgap zaliczony.

Enduro Trials 3# Bielsko-Biała 2015

Sobota, 2 maja 2015 · Komentarze(0)
Zawody, to brzmi dumnie, jednak wcale tak się nie czuję po tym jak przejechałem i jaką lokatę zdobyłem. To w końcu jak jechałem? Zachowawczo, bo na taką jazdę mnie stać gdy jest ciężki teren, było mało momentów, w których szarżowałem, i mało momentów przy których czułem flow i dobre wykorzystanie momentu.
Tragedii nie ma bo nie zająłem ostatniej lokaty, jednak pozycja w 2/3 stawki nie cieszy. Po zawodach wiem, że muszę popracować nad większością aspektów aby się poprawić, w pierwszej kolejności aspekt fizyczny. Wyszło iż samo kręcenie pedałami to za mało, wytrwanie całego oesu na rowerze i nieustanna walka o utrzymanie się na nim pochłania dużo sił. Szybko poddawały się uda, jak się już przyzwyczaiłem i jechałem swoje to do tego ręce dawały popalić. SIŁA i WYTRZYMAŁOŚĆ.
Trudno będzie w chwilę zmienić swoją technikę, będę myślał jak to realizować i czy tylko na rowerze czy poprzez ćwiczenia indoor w pokoju.
Pozostaje chyba najtrudniejsza rzecz na sam koniec - psychika. To jak pojadę siedzi zakodowane w głowie, jest to bariera zdrowego rozsądku przy którym czujesz, że dojedziesz płynnie i się nie rozwalisz, kurczowo się trzymasz nielicznie pozwalając sobie na jej przekroczenie. Jeżdżąc w ten sposób wyrobiłem sobie nawyk trudny do pokonania - wykorzystuję dużo umiejętności dające dużo bezpieczeństwa a mało efektywną jazdę. Oczywiście trzeba ćwiczyć aby te efektywne umiejętności były również tymi bezpiecznymi, jednak wiele razy się czegoś boisz a gdy raz to zrobisz jest to już pestka. Jednak zmienisz miejsce lub się wystraszysz i to samo nie jest już takie łatwe i znów trzeba się przełamać.
W tej chwili żałuję, że takiej rozkminy nie miałem zimą, kiedy czas spędzany w domu mógł być wykorzystany na przygotowanie fizyczne, chociaż małe i wejść w nowy sezon z innym podejściem.
Mogę również nie podjąć żadnych działań, jeździć beztrosko jak dotychczas i mieć dalej z tego taką samą frajdę. Myślę, że czas spróbować nieco innego podejścia, spróbować choć w części realizować jakieś postanowienia i zobaczyć czy poczuje się smak sukcesu, własnego sukcesu.

Już po pierwszym OS'ie było wiadomo, że nie dogonię Krzyśka i innych aby wspólnie z nimi dojeżdżać do kolejnych odcinków. Szczęśliwie skumałem się z Dawidem który jest lokalesem z Bielska, z nim kulałem się nam odcinki i komentowaliśmy jak na poszło na odcinkach i inne rowerowe pogawędki.






Objazd trasy zawodów Enduro Trials

Piątek, 1 maja 2015 · Komentarze(0)
Pierwszy kontakt z górami w nowym sezonie, gdybym miał wybierać warunki to na pewno byłoby sucho. Ale wybierałem zawody w jakich chcę się zmagać to też dzielnie trzeba podejść do tematu.

OS1.
Zaczynamy od podjazdu na Kozią Górę, częściowo wypychając, Jest pochmurnie, wilgotno ale nic nie pada na głowy, łatwo odnaleźliśmy start najdłuższego odcinka jutrzejszych zawodów.
Wpierw po wywrotce z uśmiechem na twarzy przyjąłem do świadomości, że jest ślisko stąd ten upadek. Przy kolejnym dzwonie w drzewo okazało się że byłem w błędzie, jest bardzo ślisko a żaden korzeń ci nie odpuści. Cała trasa wymagająca kondycyjnie, choć nie jest bardzo trudna to w tych warunkach sprawia problem znaleźć swój rytm. U dołu odcinka nieco elementów do skakania chętnie próbujemy: wybicie z pnia i przeskok nad małym przepustem ogarnięte.

OS4.
Podjazd ten sam co na poprzedni odcinek, jedynie na końcu odbijamy w przeciwnym kierunku i jedziemy kilka minut dalej. Ciut rozmawiamy przed startem z innymi oraz poznajemy Rafała, który przyłącza się do nas i kolejne OS'y jeździmy we trójkę.
Ruszamy i z samego początku prosta dzida w dół po wąskiej ścieżce, pojawia się trochę kamieni i wpadamy do lasu, trasa się wije kamyków i kamieni delikatnie przybywa do momentu aż Krzysiek łapie snejka. Zdarzyło się to przed dwiema hopkami, oglądam je jednak rezygnuję z opanowania ich, jak dla mnie zbyt trudne. Reszta odcinka bez niespodzianek, jedynie kilka długich zakrętów z których znosiło.
Krzysiek kontaktuje się z Borkiem, do następnych odcinków jest sporo drogi i proponuje aby podjechać gablotami. Znając nieco tereny ogarnia na mapie najlepsze miejsce i jedziemy za nim.

OS3.
Podjazd na pół z wypychem, choć czasami więcej jazdy mija dość szybko. Początek tego odcinka porównałbym z początkiem OS1, choć jest mniej kręty. Jest kilka charakterystycznych momentów. Pierwszy to wylot na krótką polanę z dużą prędkością przez jagódki, zaraz za wybijająca mulda. Drugi to dość spory drop z lądowaniem na pochyło a za nim niska banda w lewo. Ostatnim momentem, o którym każdy będzie wspominał jest mokro-błotna ściana na której trzeba skręcić z trawersu w jej dół w wcelować w krótką kładkę. Dalsza część za ścianką jest jeszcze trochę kręta i pochyła, ale czym bliżej mety tym prościej i płasko.

OS2.
Odcinek na którym myślałem czy nie zagotuję hamulcy, choć dużo band i wyraźnie zaznaczona ścieżka to stromizna nie pozwalała często odpuścić hebla bo momentalnie nabierało się prędkość, z którą sobie nie radziłem. Nieco niżej przyjemniej, przyjemnie kręto i wyraźnie szerzej. Kilka błotnych kałuż, które najlepiej jak się uda przeskoczyć.




Odebrać Krzycha w drodze z Krakowa

Czwartek, 30 kwietnia 2015 · Komentarze(0)
W planach miałem spotkać się gdzieś za Bukownem, a najlepiej w Płokach, jednak czas nie pozwolił na tyle wcześniej wyjechać. Do tego Krzysiek miał bardzo dobre tempo, liczyłem że go w Bukownie złapię, a gdy minąłem Sosinę to on robił małą pauzę przy fontannie w Bukownie i w końcu spotkaliśmy się gdzieś w 2/3 pomiędzy tymi punktami. Wracając sporo gadaliśmy, jadąc płytami dojechaliśmy na Stare Maczki, z naprzeciwka jechał mój kumpel ze studiów więc się pozdrowiliśmy. Standardowo przy skrzyżowaniu zatrzymujemy się na ostatnie słowo, wtedy pojawia się Andrzej i zatrzymuje się też pogadać. Ruszamy ze skrzyżowania i za plecami jest już mój kumpel ze studiów, zatrzymuje się z nim nieopodal jego domu na Maczkach i też gadamy.
Było już po 17 i musiałem się sprężyć, bo miałem tego dnia jeszcze odebrać amortyzator z malowania i przygotować się na jutrzeyjszy wyjazd w góry, do Bielska Białej objeżdżać trasy zawodów.