Wpisy archiwalne w kategorii

Full suspension z Krzychem

Dystans całkowity:8604.00 km (w terenie 3521.50 km; 40.93%)
Czas w ruchu:481:29
Średnia prędkość:17.77 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Liczba aktywności:150
Średnio na aktywność:57.36 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Zawody trialowe w Olkuszu + poobiednie kręcenie

Niedziela, 10 czerwca 2012 · Komentarze(3)
Rozpoczynamy od Sosiny gdzie się umówiliśmy na 10:00, bez wielkiej przerwy ruszamy asfaltem i robiąc zmiany sprawnie docieramy na Bukowno. To już jest tradycją od pewnego czasu, że wpadamy do sklepu i szukamy ujrzanego kiedyś piernika, niestety będzie to niekończąca się opowieść bo nadal nie pojawia się półce. Musieliśmy się zadowolić jabłkami i wielką jak patelnia drożdżówką, którą później zjemy na pół.
Szutrowym skrótem na Olkusz również sprawnie, potem zostaje trochę po drogach w samym Olkuszu i za stacją benzynową jesteśmy już u celu.
Zawody fajne, nie miałem okazji jeszcze widzieć trialowców na własne oczy, oto troszkę moich zdjęć poniżej oraz dwie galerie udostępnione w sieci
http://aquila.org.pl
http://przeglad.olkuski.pl
Monocykliści © Kysu

Zawody w trialu rowerowym Olkusz #1 © Kysu

Na monocyklu też dają radę © Kysu

Zawody w trialu rowerowym Olkusz #2 © Kysu

Zawody w trialu rowerowym Olkusz #3 © Kysu

Zawody w trialu rowerowym Olkusz #4 © Kysu

Monocykle na torze sprawnościowym © Kysu

Zawody w trialu rowerowym Olkusz #5 © Kysu

Kto mu pozwolił pozować z nami © Kysu


Wracamy tak samo jak przyjechaliśmy, pod fontanną przerwa na jedzenie i widzimy że się ciutkę chmurzy tak jak w Olkuszu więc nie czekamy tylko jedziemy. Jeden kilometr za Bukownem zaczyna padać, z czasem deszcz przybrał na sile i znacząco nas zmoczył, natomiast jeszcze przed Sosiną odpuścił i wyszło ładne słońce które wszystko osuszyło. Płytami wracamy sobie na Maczki, niedługo gadaliśmy bo Krzyśkowi spieszyło się do domu, a ja wracam czarnym szlakiem i przez osiedle Stałe.

Po obiedzie zrobiłem sobie za długą siestę, pogoda była dobra, a gdy wyszedłem z domu to jedynie nakręciłem 20km (Stare Brzęczkowice i lasy za nimi, Morgi, stawik na Wesołej, Larysz) bo deszcz już mnie przegonił do domu jeszcze przed Wesołą, szczęśliwie nie zmoczyło mnie.
W domu posiedziałem może kwadrans i jak zobaczyłem że znów jest jasno to ponownie wskoczyłem na rower. Tym razem pojechałem w inną stronę, na Łęg gdzie widziałem znów granatowe chmury, ale przyjrzałem się dokładnie i było wiadomo że deszcz na pewno ominie mnie. Znalazłem nową drogę na Jeleń, która prowadzi przy Przemszy gdzie miałem inne spojrzenie na ta okolicę i górki.
I właśnie jedno wzniesienie upatrzyłem sobie i na nie się wdrapałem. Jest to Góra Staberek, i jak teraz doczytałem należy do pasma Pagór Jaworznickich. Musze koniecznie tam ponownie przyjechać gdy będzie dobra pogoda z daleką widocznością, bo jest to ciekawy punkt do obserwacji.
Wracam tak jak przyjechałem bo znów chmurki wróżą deszcz, nie spadła ani kropla, ale ulice na Wysokim Brzegu były mokre, więc chwile przed moim pojawieniem się musiało padać.

Namiastka Enduro

Piątek, 8 czerwca 2012 · Komentarze(3)
Ekipa godna tego słowa, każdy na fulu, każdy mocno wsiąknięty w tą rowerową pasję, każdy głodny zdobywania szczytów i szybkich zjazdów. Okazja do sprawdzenia Meridy,
i jakbym mogło być inaczej .. jest zarąbiście na zjazdach, a na podjazdach niewiele gorzej niż na HT.

Przyjechaliśmy wspólnie z Aegis'em jego samochodem i wspólnie mamy też wracać, nie później niż na 19 chciał być w domu, i dobrze się stało bo zdarzyliśmy na mecz otwarcia Euro. Blisko nas parkuje też Tomek, który zdecydował się na trasę z nami. Z racji nieco ograniczonego czasu szybko trzeba dostać się na Skrzyczne co też czynimy wykorzystując wyciąg. Ruszamy w kierunku Baraniej Góry i trasa jest dość łatwa bez wielkich podjazdów, ogólnie to dość płasko gdyż jedziemy grzbietem. Tutaj też robimy pierwszą przerwę aby zatankować paliwo na dalszą trasę.
Trasa na Baranią Górę © Kysu

Pod samą Baranią czekał dłuższy podjazd ale każdy dał radę na raz go pokonać
Panoramka z Baraniej w stronę Skrzycznego © Kysu

Widok z wierzy na baraniej © Kysu

Po krótkiej przerwie ruszamy dalej niebieskim szlakiem, w pewnym miejscu każdy poświęcił tyle skupienia na trasę że skręt szlaku został przeoczony i musieliśmy się kawałek wracać. Czym niżej tym szlak więcej od nas wymagał, zdarzały się potknięcia, awaryjne opuszczanie roweru Aegisa by uniknąć gleby i snejk Krzyśka.
Postój przy wiacie © Kysu

Gdzieś od tego momentu zrobiło się mokro i zaraz gdy ruszyliśmy Krzysiek miał niezły uślizg. Niżej więcej korzeni i mokrego terenu gdzie i mi przednie koło dwa razy uślizgło, na szczęście niewiele.
Chłopcy endurowcy © Kysu

Na dole szlaku piękny asfalt, którym pomknęliśmy pod jezioro Czerniańskie, przejechaliśmy przez zaporę i udaliśmy dalej asfaltem mijając skocznię w Wiśle Malince. Okazało się, że za wysoko podjechaliśmy, i trzeba się wracać by dostać się na zielony szlak. Zaczynamy podjazd na Czupel, zmęczył on nas a jeszcze nie było końca więc na stosie ściętych drzew robimy popas. Załadowani energią jedziemy dalej w górę, miejscami pchamy ale znacznie więcej sami pokonujemy pod górę. Gdzieś w okolicach Smrekowca podziwiamy widoki
Panorama z Krzyśkami © Kysu

A dalej porywamy się w szaleńczy zjazd na żółtym szlaku, było bosko tylko o dziwo nikt za mną nie jedzie!? Chwile czekania i jest Tomek zawiadamiając że Krzysiek znów ma snejka, jak potem przyznał wybił się w jednym miejscu i miał piękny lot, zakończony straconym czasem bo dętka miała za wiele dziur.

Jak pamiętam żółty szlak ma mocny podjazd pod Salmopol, więc ruszamy żwawo
Naprzód na Salmopol © Kysu

Samą końcówkę wypychamy rowery i jedziemy asfaltem na polanę gdzie robimy ostatni porządny odpoczynek.
Odpoczynek na Salmopolu © Kysu

Potem czeka nas zjazd do Szczyrku gdzie nie odpuszczamy i każdą serpentynę pokonujemy na krawędziach opon.

Znów nie było piernika

Czwartek, 7 czerwca 2012 · Komentarze(3)
Wyjechaliśmy sobie naprzeciw.. i się minęliśmy, bo pojechałem terenem a Krzysiek szybszą drogą od Szczakowej aż za osiedle Stałe. Nieopodal cmentarza już razem, i przypomniałem sobie o Diablej Górze, on przytaknął i pojechaliśmy, przez Sosinę gdzie była mała przerwa, Dolinę Żabnika, Bór Biskupi, Przeń i już byliśmy pod górą. Na szczycie widzimy bikerów, pierwsza moja myśl - miejscowi przyszli sobie pozjeżdżać - ale to tylko grupa wycieczkowa podziwiała stromiznę, zresztą odradziliśmy im zjazdu na sztywniakach. Pierwszy zjechał Krzysiek, dość powoli mu się to udało, potem ja i też spokojnie sobie wyhamowałem, lepiej niż poprzednio.
Udaliśmy się przez las do Bukowna, ale i tak musieliśmy kawałeczek pojechać asfaltem, Krzychu wpadł po piernik, ale znów go nie było, puste półki w sklepie i zadowoliliśmy się owocem. Siedząc pod fontanną zadzwonił jeszcze Maciek, że chce gdzieś się rowerem ruszyć. Jeszcze chwile siedzieliśmy i wróciliśmy asfaltem do Jaworzna, płytami na Maczki, asfaltem na Balaton, terenem i ciut asfaltem na Strzemieszyce. Ogólnie jestesmy już trochę zmęczeni, więc ruszamy leniwie do parku Leśna, potem robimy małą rundkę przez Juliusz na Maczki i tam po posiedzeniu przed familokiem zbieramy się do domów.

3, 2, 1, POLO!

Niedziela, 3 czerwca 2012 · Komentarze(0)
BIKE - POLO
Dziś z Krzyśkiem na dniach Sosnowca zagraliśmy w tą nieznaną nam dotąd grę. Przybyło może z kilkanaście osób do tej zabawy, poziom od zawodników do amatorów samej jazdy na rowerze. Był też kolega Krzyśka na monocyklu który piekielnie ogarniał ten temat i choć grał chyba pierwszy raz w polo to nieźle mu szło za sprawą tej zwrotności na monocyklu.
Jakakolwiek wygrana z nagrodą była możliwa, ale postawiliśmy na zabawę niż na rywalizację do upadłego. Gdy mecze zostały zakończone my we dwóch weszliśmy sami ćwiczyć 1 na 1, po pewnym czasie dochodziły osoby i rozgrywaliśmy meczyk nie licząc bramek. Przegonił nas deszczyk gdy dopiero nabrał na sile i ruszyliśmy się do domów.
Pierwsze kroki © Kysu

W trakcie meczu Bike-polo © Kysu

Gol Krzyśka © Kysu

Luźna rozgrywka © Kysu

Wyprowadzamy akcje © Kysu

Luźny przejazd po boisku © Kysu

W odwiewdziny u Barneya

Sobota, 2 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Na Maczki, i już z Krzyśkiem jedziemy terenem do Sosnowca gdzie zgarniamy Łukasza. W trójkę udajemy się do Katowic, obok Ikei, Spodka i Silesii kierujemy się na Chorzów, za strażą pożarną robimy skręt w lewo i jakoś trafiamy w okolice Wojtka. Jeden telefon i już bardziej trafiamy pod jego blok niż błądzimy. Pogawędka jak ze zdrowiem samopoczuciem i planami.
Wracamy chyba przez rynek w Chorzowie, przebijamy się pod estakadą i chodnikami dojeżdżamy pod Stadion Śląski. Dalej staramy się trafić na trasę do poćwiczenia, trochę czasu uciekło zanim znaleźliśmy. Trzy zjazdy i Łukasz musi wracać do domu, a my bierzemy się za jedzenie. Robimy potem kilka zjazdów i też wracamy do domu. Obok Spodka natrafiamy na tłumy bo wyszli właśnie z meczu siatkówki. Szopienice postój na kilka minut i rozjeżdżamy się do domów.

Posuń się - czyli podróż z KZKGOP

Piątek, 25 maja 2012 · Komentarze(3)
W trakcie obiadu przyjechał Krzysiek, zapraszam go do domu i zostawiam z kompem to sobie ogarnie dojazd do Barneya. Po obiedzie ubieram się, pakuję pyszności na wycieczkę, jeszcze założyć świeżo nasmarowany łańcuch Rohloffem i jazda... Krzysiek dostaje telefon od instruktorki, że może mieć za niecałą godzinę jazdy, a że bardzo często ma problemy z ugadaniem się to nie chce przepuścić takiej okazji.
Prędko jedziemy do niego, czuję kolano ale jakoś za nim daję radę. Raz daję mu zmianę a asfalcie a potem czuje się jak kotwica, bo niełatwo mi się za nim utrzymać. Chciałem się jeszcze utrzymać i na szosie od Szczakowej dać zmianę by sobie odpoczął i na końcu ewentualnie sam dojechał, ale już za osiedlem Stałym na podjeździe wymiękłem. Doturlałem się na górę i zjechałem pod zlikwidowany mostek.
Lekkim terenem na skraju lokomotywowni jadę sobie przy torach na stację PKP, dalej na Sosinkę gdzie wysyłam Krzyśkowi esa co planuję i dobrze że popędził sam bo bym go spowalniał. Ruszyłem inną ścieżką na Ciężkowice, a dalej na Dolinę Żabnika. Oczywiście stawiki objeżdżam sobie, na koniec wąski odcinek gdzie na centymetry przechodzi się z tą szeroką kierownicą i.. znów przyjebałem w tą samą gałązkę która komuś wyższemu może wydłubać oczy. Szarpłem nią i poszła bez oporów bo sucha, zaraz ktoś swe lamenty wylał w moją stronę, co za rozbójnik ze mnie jak się zachowuję i niszczę w rezerwacie - A idź pan chce mieć oczy całe następnym razem jak tu pojadę.
Następnie udaję się na Bór Biskupi, asfalcikeim na Bukowno w trakcie wcinam jabłko, i chciałem pod fontannę ale godzina do spotkania z Krzychem u niego, więc wolałem się nie spóźnić. Dojazd na Sosinę poszedł sprawnie, mały popas bo już zgłodniałem czyli ostatnie jabłko i banan. Płytami na Maczki, później znów szosa na Strzemieszyce, mam jeszcze sporo czasu to zajechałem do parku Leśna gdzie pożeram połowę paczki ciastek. Turlam się powoli pod dom Krzycha bo już wiem że mu się jazdy przeciągają, zatrzymuję się na skrzyżowaniu i wypatruję L'ke
W końcu się zjawia, wpadamy po Gianta i jedziemy na Ryszkę. Zahaczyliśmy o miejscówkę prawdziwych bikerów, wiele hopek ale za dużych dla nas, ale bany i jakieś uskoki są do ogarnięcia. Kilka zjazdów i jedziemy na tą Ryszkę. Tam zajadamy się bułkami od Krzycha i moimi ciasteczkami. Znów dałem się nakłonić by wskoczyć na tą linę i dać się pobujać, na szczęście nie przewracało mi tak moim błędnikiem jak ostatnio do czasu gdy nie zakręcił mną. Polecam, ale samo bujanie ;p
Wracamy nieco modyfikowaną drogą, taką że na końcu kilka znanych mi ścieżek przecinamy w poprzek i wyjeżdżamy na ulice Spacerową w Maczkach. Jeszcze krótki odcinek mamy do przejechania wspólnie, wspominam że pewnie przydałby się autobus do domu, i jak na życzenie jedzie. No to szybkie pożegnanie i Krzysiek rusza za nim, zrodził się pomysł by kawałeczek jeszcze pojechać razem, w chwile zmieniłem zdanie i gdy autobus z Krzyśkiem opuszcza skrzyżowanie przyspieszam za nimi i wołam mu "Posuń się" byśmy się we dwóch za autobusem zmieścili. Zupełnie rekreacyjnie nie mniej niż 40km/h jedziemy sobie na Balaton, jakiś pedał z Audi A3 opuścił szybę z pytaniem "nie da się bliżej" a jasne że się da wszak rowerem wszystko można, tylko popędził dalej nie chciał oglądać. Zza autobusu robimy zjazd na parking przy Balatonie, jeszcze toczymy się i widzę gest kierowcy busa - kciuk do góry - jedyny mądry facet który wie co dobre :)
Gadamy sobie jak zawsze i jedzie znów pedał w A3, ja nie widziałem ale Krzychu widział jego środkowy palec.
Kolego, nie tylko ty chcesz być panem szos, to że gaz do dechy to znacznie mniej niż jazda metr za autobusem nie znaczy, że musisz się chwalić że masz dłuższy palec od penisa.

Trzeźwienie na rowerze

Niedziela, 20 maja 2012 · Komentarze(1)
Musiałem przepalić do końca te promile z wesela :D
Krzycha łapie przy obwodnicy Jaworzna, jedziemy przez Park Lotników szlakiem na kamieniołom. Potem asfaltem na Sosinę i postój. Objeżdżamy sobie zbiornik i kierujemy się na Ciężkowice do sklepu, kupuję banana i dwa jabłka. Następnie przez mosteczek na Dolinę Żabnika, objeżdżamy te stawki w około po wąskich oraz miejscami bardzo wąskich singielkach. Znów odpoczynek i rozmowa. Wracamy na Sosinę, potem płytami na Maczki. Po wjechaniu na asfalt widzimy autobus w stronę Krzycha, więc żegnamy się już bo za chwilę będzie za nim jechał. Wracam czarnym szlakiem, potem terenowy podjazd i wyjeżdżam lasem obok cmentarza na osiedlu Stałym, śmigam prosto w las i dojeżdżam na Park Lotników, ścieżka rowerową dojeżdżam do domu.

Jedziemy po piernik !

Piątek, 11 maja 2012 · Komentarze(1)
Po obiadku, krótka piła od Krzycha, czy gdzieś jedziemy? Ano jedziemy bo inne plany mi się popsuły to czemu by nie jechać. Spotkanie przy obwodnicy Jaworzna, propozycja Krzyśka to: "jedziemy po piernik" :) czyli pisząc prosto jedziemy na Bukowno.
Trasa wyglądała tak: Osiedle stałe, kamieniołom, obok bazy nurków na Sosinę. Tu małe przekąszanie i nie czekając długo ruszamy dalej. W stronę Ciężkowic, potem drewnianym mosteczkiem na Dolinę Żabnika, Krzychu mówi aby objechać ten stawek - a to wcale niegłupi pomysł bo ładny singielek prowadzi obok niego. Był tam też kolejny skromny mosteczek, i chyba wiem gdzie będę robił sesję zdjęciową z Krzychem przy najbliższej okazji :] Nie objechaliśmy całego stawiku, dostaliśmy się na jaworznicki szlak (chyba żółty) i nim kierujemy się na Bór Biskupi. Chwila moment jadąc szosą jesteśmy na Bukownie, przy moście na ulicy Borowskiej nad rzeką Sztoła udajemy się w teren, okazuje się że wzdłuż rzeczki na górze skarpy jest singielek, dość ciekawy, czasem wąski ale drzew nie ma aż za wiele. Jadąc nim do końca przekraczamy ulicę Mostową, jadąc dalej przy rzeczce orientujemy się, że to tutaj jest to ładne zakole tej rzeki, z piaszczystą skarpą taką jak na zdjęciu jakie jest udostępnione na Wikipedii.
Jednak przypominam Krzyśkowi "piernik kupmy, a potem tutaj odpoczywajmy". No to prędko do sklepu, on atakuje i dość długo nie wraca, a gdy już wychodzi to z struclą truskawkową bo piernika nie było. 450 gram jedzenia za 6,50zł wydaje się dość atrakcyjną ofertą. Siadamy jednak tradycyjnie pod fontanną i tam zabieramy się za konsumpcję.
Strucla truskawkowa © Kysu

MMmmmm, no tyle wam powiedzieć mogę ;p Krzychu przeczytał jeszcze całą etykietę by wiedzieć co faktycznie trafiło do naszych żołądków, na szczęście tych najgorszych nieznanych nam składników E oraz regulatorów było niewiele. Chill i obserwowanie śmigłowców gaszących gdzieś pożar, pierwszy raz mogłem je widzieć w akcji.
Konfrontacja sprzętu © Kysu

Chcemy wrócić na to ładne zakole, ale jesteśmy nieco dalej na tej rzece, przeprawiamy się przez trochę lichawą kładkę, na której dość niepewnie stawiałem kroki
Licha kładka na Sztole © Kysu

Na skarpie po drugiej stronie jedziemy z prądem rzeki, okazuje się że takich piaszczystych zakoli jest kilka.
Nad zakolem Sztoły © Kysu

Na tej upatrzonej robimy sobie zjazd, jemy jeszcze po owocu, podjeżdżamy i jeszcze jeden zjazd. Tutaj poczułem mega przewagę fula, zjazd na sztywniaku byłby bardzo ostrożny i powolny, teraz pozwoliłem sobie z lekkim zahamowaniem zjechać na dół, potem widziałem jak Krzychu zjechał w ogóle bez hampli.
Jedziemy jeszcze raz singielkiem przy Sztole w przeciwnym kierunku, potem za przejazdem kolejowym widzimy jak wozy strażackie wracają a akcji, a były one z Tychów aż. Czyli gdzieś się musiało naprawdę mocno palić. Droga powrotna terenem przy torach, szutrowa autostrada, Ryszka i Sosina gdzie odpoczynek na ławeczkach. Płytami na Maczki i rozstanie, każdy do swojego domu - ja czarnym szlakiem a za rurą na Długoszyn.

Magiczne siódemki

Czwartek, 29 grudnia 2011 · Komentarze(3)
Pobudka, śniadanie i wyjazd po ówczesnym nasmarowaniu łańcucha. Posyłam jeszcze sms'a Krzyśkowi aby dograł sobie jakoś wyjazd by się spotkać. W odpowiedzi dostaję wiadomość, że go obudziłem bo zasnął sobie po budziku i mam się nie spieszyć. Więc jadę sobie jak zwykle do niego, przez osiedle Stałe przy cmentarzu, na Szczakową i przez Maczki. Spotykamy się na Ostrowach Górniczych i kierujemy się pod terminal gdzie mamy się spotkać z Dominikiem. Razem w komplecie ruszamy na Ryszkę przez lekko zabłocony terminal. Dominik trochę zrezygnowany natomiast ja z Krzyśkiem z uśmiechem mówimy, że nie widział naszej wczorajszej drogi. Powolutku by się nie ochlapać przejeżdżamy ten odcinek i kierujemy się w las na Ryszkę. A tam kurwy, przekleństwa i inne rzucanie mięsem bo zniszczyli naszą ławkę przy której napracowaliśmy się z Krzyśkiem. Deska wyszarpana i zapewne skradziona, pieńki poluzowane że można je wyciągnąć. Bande złodzieji niech dopadnie ogień piekielny ]:->
Udaliśmy się dalej w stronę Bukowna, przejechaliśmy obok zakładu oraz na drugą stronę ulicy Bukowskiej, zjechaliśmy na mostek i udaliśmy się nieznanymi terenami gdzie napotkaliśmy klejące błoto, jak wczoraj tylko z dodatkiem jakiegoś grysu. Zobaczyliśmy troszkę nowych ścieżek, zatoczyliśmy prawie okrąg i trafiliśmy na znaną drogę pod Sosinę, odbiliśmy by jechać czymś nowym. Droga z pozoru wydawała mi się znajoma, szczególnie gdy widziałem jeżyny które pałaszowaliśmy w wakacje. Wyjechaliśmy niebieskim szlakiem na Ciężkowice i szybko znaleźliśmy sklepik. Wysępiliśmy od Zetora 5,55zł (Dzięki :-) ) i kupiliśmy 3 sevendays'y bo Dominik zjadł ostatnią drożdżówkę. Ruszyliśmy na Sosinę, objechaliśmy ją i zatrzymaliśmy się przy drodze. Było wtedy około 13:50 i gdzieś kwadrans rozmawialiśmy. Pożegnaliśmy i ruszyliśmy płytami w stronę Maczek. Przy lokomotywowni zatrzymaliśmy się i gadaliśmy lekko pół godziny lub jeszcze więcej, wtenczas nieco starszy biker zdarzył objechać 2 razy tą drogę za każdym razem zawracając przy nas, i gdybyśmy jeszcze chwilę gadali to podjechałby i trzeci raz. Wróciłem sobie skrótem przez tory i standardową trasą czyli: Długoszyn, Fortunę (choć ja bym to nazwał osiedlem Stałym), Łubowiec, Wysoki Brzeg.

Sezon zakończony z wymarzoną liczbą 7777km