Wpisy archiwalne w kategorii

Full suspension z Krzychem

Dystans całkowity:8604.00 km (w terenie 3521.50 km; 40.93%)
Czas w ruchu:481:29
Średnia prędkość:17.77 km/h
Maksymalna prędkość:48.00 km/h
Liczba aktywności:150
Średnio na aktywność:57.36 km i 3h 13m
Więcej statystyk

Beer power

Niedziela, 8 lipca 2012 · Komentarze(0)
Alternatywne tytuły wpisu jakie przyszły mi na myśl:
- Wesoły powrót
- Szybki pociąg z Bukowna
- Piwo najlepsze paliwo
- Double Blast i nie wiem co się dzieje kurde

No dobra, dziś zaczyna się od Sosiny, lecimy na Dolinę Żabnika i tam robimy małą sesję sprzętów
Merida One-Five-O-3000D © Kysu

potem kierujemy się na Bór Biskupi a po drodze zatrzymujemy się na jagodny których tu już prawie nie ma oraz maliny jeśli już są. Na Borze chwytamy się niebieskiego szlaku i jedziemy sobie nim do momentu napotkania sporej ilości jagód.. znów się obżarliśmy :) Potem natrafiamy na czarny szlak który prowadzi na Płoki, jest ciepło i myślimy nad zakupem wody, sklep zamknięty więc ruszamy niebieskim rowerowym na Lgotę. Niewiele przejechaliśmy i jeszcze w Płokach widzimy niski granatowy hydrancik z zimną wodą, przemywamy się a nawet polewamy głowę, woda albo ze źródła albo z kanalizacji, będziemy pamiętam że jest ona za free.
We Lgocie patrzymy znów za sklepem i może jakimś browarkiem, ale nic nie ma wiec zagryzamy jabłkiem i ciastkami. Ktzysiek spojrzał w mapę gdzieś stojącą i zobaczył zielony rowerowy w kierunku Bukowna, wiec ruszamy, ale gdzieś na początku terenu oznaczenie się traci, zjeżdżamy jeszcze niżej i nic nie ma, inną drogą wracamy licząc że może trafimy na ten szlak ale nic z tego.
Ponownie Lgota i spojrzenie na mapę, decydujemy się zjechać asfaltem i niżej obrać trasę czarnym szlakiem, idealnie przed stromym podjazdem widzimy szlak po lewej, kręcimy i ogólnie mamy lekko z góreczki, gdzieś w Okolicach Żurady przeskakujemy na niebieski i jesteśmy prawie przy Bukownie. Podjeżdżamy na zakola Sztoły i widzimy w oddali ciemne chmury a nawet błyski.. oj trzeba szukać schronienia.
Krzysiek wpada do sklepu przy fontannie po towar - 4 bronki, aby czas w oczekiwaniu na przejście burzy szybciej zleciał. Po pierwszym nic się nie stało, deszcz nie spadł, wiatr tylko mocniej wiał, kolejny bronek więc czas już wracać do domu. Kilka obrotów korb i coś kropi, to wskakujemy w tunel pod stacją, ale to fałszywy alarm jedynie kilka niewinnych kropel.
Za chwilę będziemy na Bukowskiej, wstępnie jesteśmy rozgrzani i Krzychu zrywa się do sprintu, grzeje dość długo zapodając tempo 40, daję mu zmianę i utrzymuję 35 aby się zregenerował i nadążył, kurde my nigdy tak nie grzejemy jakaś tajemna moc nas się trzymie. Moja zmiana dość długa, czuję wysokie tętno oraz ile sił wkładam w pedałowanie, ale browarki ładnie znieczulają cały ten wysiłek. Zmiana i Krzychu zapodaje 37, szaleńcza jazda aż sami nie dowierzamy że tak można, ale to jest beer power, daję zmianę bo Krzychu wypadł z tempa, ponownie 35 gdyż nie wiem czy wydolę, potem on przed wiaduktem robi ostatnią zmianę bo wie że zawsze najgorzej mi idzie ten odcinek.
Przepychamy rowery na płyty którymi kierujemy się na Maczki, ciągle jesteśmy pod wrażeniem tempa i sądzimy że po 2 piwkach możemy konkurować z Tomkiem na tym odcinku :D Aby nie przesadzić po takim sprincie jedziemy spokojnie robiąc rozjazd. Na Maczkach się żegnamy i śmigamy do domów.

Grupowo na Stargańcu

Czwartek, 5 lipca 2012 · Komentarze(5)
BS'owe spotkanie ludzi w Katowicach na Stargańcu.
Jedziemy z Krzyśkiem przez Morgi na Giszowiec, obok Janiny. Na Ochojcu naprzeciw nas jadą przypadkowo Tomek z Moniką, więc już małą grupką kierujemy się na ten stawek, Troszkę niepewnie jedziemy, my nie znamy drogi a Tomek z Moniką coś pamiętają.
Na miejscu jest spora grupka, jest też Adam, Grzegorz na swoim świetnym Specu, Marcin, Rysiek oraz Filipek.

Czas leciał a my tak nieprzygotowani w ogoóle na ognicho. Rysiek mówi że z chęcią ruszy się z nami do sklepu, więc zabieramy się z nim. Robi się już troszkę ciemnawo, ale mimo to zapierd.. za Ryśkiem przez ten las jak wściekli, nie powiem ma on niezła nogę, zrobiliśmy niezły pociąg który nie zwalniał poniżej 30km/h
W sklepie zakupujemy piwko i kiełbaskę oraz jakieś bułeczki. Wracamy tą samą trasą i powiedziane było, że spokojniej.. jednak myśl o kiełbasce i piwku zrobimy swoje, Rysiu dołożył do pieca i znów pociąg w ciemnym lesie. Skończyło się nieszczęśliwie już na końcu trasy Krzychu niefortunnie zajeżdża drogę Ryśkowi i traci on łączność z rowerem oraz piwo które w jego plecaku pękło mimo że w puszcze. Na miejscu czynimy powinność i pieczemy kiełbaski i popijamy piwko.


Gdy już zrobiło się ciemno wszyscy razem stajemy do grupowego zdjęcia a po nim wracamy.

Na Ochojcu żegnamy Amigę, który robi nam ostatnią fotkę i wracamy do domu. W Mysłowicach jeszcze postój przy sklepie a na dole Mikołowskiej odłączam się i śmigam do domu.

Relaksacyjnie

Poniedziałek, 2 lipca 2012 · Komentarze(0)
Wybrałem się dziś z Krzychem na Murcki w celu spotkania się z kilkoma osobami z EMTB.pl oraz zrobienia kilku zjazdów na tamtejszej trasie. Wyruszyłem przed niego na hałdę w Jęzorze i gdzieś pomiędzy nią a Fasfionhouse już jesteśmy razem, Wracamy w moje okolice singielkiem przy torach, potem asfaltem atakujemy na Morgi i zjeżdżamy ulicą Graniczną i wbijamy do Katowic, potem odbijamy na lewo do lasu i już dojeżdżamy na miejsce.
Czekamy troszkę i nikogo nie ma, decydujemy wykonać zjazd i ponownie wjechać i zobaczyć czy ktoś się zjawił. Krzychu zalicza większość hopek, ja początkowo miałem problem się przełamać ale po kilku mniejszych nabrałem odwagi na te większe delikatnie dławiąc cały wyskok by zawieszenie prawie dobijało.
Wróciliśmy na górę a tam nikogo nie ma, więc wykonujemy jeszcze jeden zjazd prawie na sam dół i wjazd na górę. Krzychu ma już dosyć bo grał dziś w piłę, to wracamy przez staw Janina i asfaltem na Mysłowice.

Otwarte Grand Prix Sosnowca Amatorów w Kolarstwie Górskim

Niedziela, 1 lipca 2012 · Komentarze(1)
Straszny upał a Krzychu zachęca do wzięcia w darmowym wyścigu na Środuli. Dobra w końcu jest okazja by się sprawdzić tylko będziemy się męczyć w tym skwarze. Już przyjazd nie był wygodny tym bardziej że lekko się spóźniałem na trasie. Zapisałem się i zanim organizator cokolwiek zdecydował było sporo czasu na dobry odpoczynek.

W końcu decyzja zapada na linii startu - jedziemy 10 kółek. Ruszyliśmy i początkowo nie odstaję od Krzyśka na krok, czołówka odleciała daleko a ja będę raczej trzymał swoje tępo by ewentualnie na koniec zachować siły. Pomyliłem się bo tych sił w tym tempie by mi nie wystarczyło, po 2 kółku Krzysiek wyraźnie przede mną a ja niewyraźnie zbliżam się do konkurenta z mojej kategorii. Łykam go na zjeździe ale ewidentnie wkurza mnie swoim skracaniem trasy przez rów, już myślę czy jeśli przegram czy nie apelować o to zagranie którym zyskiwał po 7 metrów ale.. Ale jak zbliżyłem się do niego na zawijasach to usłyszałem jak już mocno sapie, brakuje mu powietrza. Teraz wyprowadzam atak na zakręcie znajdującym się przy podjeździe, on już zdechł i beznadziejnie powoli wykonuje ten zakręt i liczył chyba ze za nim pojadę, a mam przecież miejsce obok to go łykam. Ile mogę tyle staram się szybciej jechać by złapać przewagę i wybić mu z głowy jakikolwiek rewanż. Sam mam kłopoty bo zaczyna się kolejne kółko a sapię podobnie jak on, robię podjazd już nie tak dynamicznie, na górze zerkam w tył on zaczął podjazd więc jest dobrze.

Kolejne kółko ponownie sprawdzam ale jego nawet nie widzę więc już odpuszczam bo wiem, że nic lepszego nie wywalczę a taka przewaga daje mi kontrolę gdyby jednak się zbliżał do mnie. Zostają jeszcze chyba 3 kółka, Krzysiek miał podobną sytuację do mojej, wywalczył ile mógł a zagrożenia z mojej strony nie miał, więc pomimo że zwolniłem to różnica między nami utrzymywała się bo on też zwolnił.

Zdublował mnie jeszcze Ficuś, zresztą były zakłady że nie dostanie nagrody jeśli przeciwników nie zdubluje, no i udało mu się to lekko, mnie na przedostatnim kółku już objechał. Gratulacje dla niego bo jest to mocny zawodnik, przyjechał z Wisły po zrobieniu 90km i jeszcze wystartował robią niezły czas.

Wyścig zakończony wielkim leżeniem gdzie się da, udało się dojść do siebie i rozdano nam pamiątkowe statuetki i nagrody. Dla mnie wpadły białe okularki Meridy oraz płyn do nabłyszczania lakieru. Zadowolony bardzo jak każdy biorący udział w tym wyścigu, było nas tak mało (zapewne z powodu tej gorącej temperatury którą było ciężko znieść) że dla każdego była nagroda niezależnie od zajętego miejsca.

Zdobycze w wyściugu bez przegranych © Kysu

Statuetka za II miejsce © Kysu


Po takim wysiłku należy się nam konkretny odpoczynek w bezruchu, wpadamy do sklepu, Krzychu zakupuje browarki i ciastka. Jedziemy bez napiny na Pogorie i tam nieco dalej za plażą rozbijamy się przy wodzie, wyciągamy się leżąc, siedząc... pijąc piwo wpiepszając babeczki i ciastka.

Jaworzno, Bukowno, Płoki, Trzebinia, Jaworzno

Sobota, 30 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Spotykamy się przy lokomotywowni w Szczakowej i ruszamy na bobrowy szlak, dalej kierujemy się na Ryszkę, tam skromna przerwa i atakujemy terenem na Bukowno. Trochę jestem zniesmaczony tamtą trasą, zrobiło się tam bardziej piaszczysto i przez to nie da się gibko pokonać tego odcinka, rekompensata były jagody, mnóstwo jagód, aż dwa raz zatrzymywaliśmy się by się porządnie najeść nimi.
Pod fontanną wypijamy tylko sok, Krzychu troszkę pada bo już dziś jeździł, a ja mam ochotę na więcej ale nie udaje mi się go przekonać więc jadę sam.
Jadę asfaltem jak na Olkusz, obok jakiegoś domu seniora (w okolicy gdzie Krzych złamał ostatnio hak) wbijam w las i staram się kierować na Żuradę, droga dość ładna, wyraźne ścieżki jak na przeciwpożarowych, czasem trochę kręciła na boki ale nie było problemów z utrzymaniem kierunku. Wyjechałem na niebieski szlak na wschód od Żurady, więc jeszcze lepiej niż liczyłem. Szybko wpadam na własną ścieżkę na Płoki i tam robię szybki popas. Tyłem przy lesie jadę sobie szutrem, ostatnio wyjechałem z tego lasu i musiałem się przeprawić przez rzeczkę, teraz szukam trasy jak tą część objechać, już troszkę znam ale muszę uaktualnić własnego GPSa ;) Potem wspinam się na górę którą zjadę pod elektrownię Siersza, szczerze mówiąc ten zjazd nie jest przyjemny i dziwię się jak mogłem na sztywniaku jeszcze rok temu tu zjeżdżać.
Teraz trochę asfaltu, przy osiedlu wbijam w małe singielki w lesie, przez kolejne osiedle jadę i troszkę kluczę, ostatecznie decyduję się zajechać trasą tak jak wracaliśmy z Tomkiem z Tenczynka. Były Ciężkowice, była Sosina no i powrót do domu

Tychy - Piernik, hydro-masaż i ból przepony

Piątek, 29 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Okazuje się, że jest możliwość ruszenia się grupką z naszej ekipy, więc Krzyśki decydują się dołączyć. Krzychu robi podjazd pod moją chatę i zaraz dołączam, jedziemy na Morgi i zjeżdżamy do Giszowca. Przed stawkiem Janina gubi klocek no i trzeba się wrócić poszukać go, szczęśliwie tylko 200m drogi i został znaleziony.
Jedziemy dalej na punkt odpoczynkowy i jesteśmy już wszyscy - Monika, Adam, Tomek i my Krzyśki.
Udajemy się w stronę Tychów, nieopodal hałdy na Murckach przedostajemy się pod drogę Katowice-Tychy i przekraczamy nią. Mamy miły szybki zjazd w stronę Lędzin, potem przekraczamy stara drogę na Tychy i ponownie śmigamy szutrami. Zostałem zapytany o drogę czy znam. Oczywiście że tak, ale dla mnie to już nudna droga dlatego gdy reszta zaczęła sama szukać jak po swojemu trafić na Tychy było mi to bardzo na rękę. Z lasu wyjeżdżamy na drogę krajową 86, troszeczkę się cofiemy, wypychamy na most i przekraczamy nią na drugą stronę. Tam przez Czułów spora dawka szutrów i ubitych ścieżek.
Po wjeździe w zabudowę jedziemy sobie obok rynku na starym mieście, potem ścieżkami rowerowymi wzdłuż ulicy Edukacji, trafiamy na osiedle Filaretów i tam witamy się ze znajomą Moniki, dostajemy też zaproszenie ale bardziej wolimy kręcić niż zasiedzieć się. Zahaczamy też o Tesco bo jeszcze troszkę dziś będziemy jeździć a głód już doskwiera. Akcja w sklepie wyglądała tak, że wędrujemy razem z Krzyśkiem a czasem Tomek też jest przy nas, patrzymy na półki co na nich jest i bierzemy jeśli mamy ochotę. Nagle Krzysiek wydaje z siebie okrzyk radości "JEST PIERNIK !" no i właśnie rozwiązał się nasz problem co kupić by się najeść.
Po zakończonych zakupach udaliśmy się w okolice fontanny i wygodnie rozsiedliśmy się na ławkach obok. Towarzyszyły nam ataki śmiechu, tak że każdy z naszej trójki przypomniał sobie jak to nieraz bolały nas przepony od śmiania się.
Jest piernik jest impreza #1 © Kysu

Jest piernik jest impreza #2 © Kysu

Powrót wykonujemy bardzo podobną trasą, miejscami uproszczoną. Gdy wdrapaliśmy się na Murckowską hałdę zrodził się pomysł przejechać nią i gdzieś dalej wykombinować powrót, ostatecznie stało się tak, że zjechaliśny niewiele dalej do asfaltów, i skierowaliśmy się na terenową drogę pod zalew Janina. Tam już ciemno się zrobiło ale dopadamy resztki jedzenia i jeszcze napełniamy brzuchy. Czeka nas tylko asfaltowa trasa na Mysłowice, która przebiega sprawnie. Na dole ulicy Mikołowskiej zatrzymują się by jeszcze ze mną pogadać, tak zleciało może 15 minut i ruszamy się do swoich domów.

Kruchy materiał

Niedziela, 24 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Po obiedzie na 16:30 spotkanie pod Sosiną z Krzychem. Jemy od razu czekoladę na pół bo zaczyna przybierać płynna formę i jedziemy nieco zmodyfikowaną trasą na Ryszkę. A tam normalnie plażowicze, grill, przyczepa kempingowa, kuce i masa ludzi. Ale co tam, znajdujemy swój skrawek trawy a Krzychu sięga po niespodziankę wprost ze spokojnego nurtu Ryszki... zimne butelkowe piwko :D
Dalej terenem na Bukowno, i zmartwiło nas że fajna trasa zamieniała się w bardziej piaszczystą i uciążliwą, na tym odcinku robimy też przerwę na jagody. Przedostajemy się na drugą stronę Bukowskiej, terenikiem wpadamy w betonową rynnę i jedziemy w stronę singla wzdłuż Sztoły. Wyjeżdżamy nieopodal fontanny i kierujemy się na jakiś specjał ze sklepu - dziś sztrucla brzoskwiniowa.
Gdy już zjedliśmy pojechaliśmy asfaltem w stronę Olkusza, a w miejscu gdzie droga zakręca w lewo mykamy prosto w las gdyż chcemy zbadać coś nowego. Krzychu ciągnął po krzakach jak najęty do czasu gdy pękł mu hak w ramie, ostudził on jego zapał oraz uniemożliwił dalsze śmiganie. Przepycha rower pod asfalt i tam robi sobie singla, dość to kłopotliwe bo zawieszenie się ugina i zmienia się odległość korby od kasety. Wracamy asfaltem do Jaworzna, przez płyty na Maczki i tam się rozstajemy.
Wracam całym szlakiem pod cmentarz na Stałym, dalej laskiem dojeżdżam do Parku Lotników, jeszcze jadę w stronę centrum i przejeżdżam przez Podłęże. Wskakuję do lasu i jadę przez Łęg, jeszcze potem ścieżką rowerową przy ogrodzeniu elektrowni i prosto do domu