Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2017

Dystans całkowity:484.57 km (w terenie 236.00 km; 48.70%)
Czas w ruchu:33:41
Średnia prędkość:14.39 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:34.61 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Piwosze z Promusa

Poniedziałek, 31 lipca 2017 · Komentarze(0)
Ustawiliśmy się z Krzyśkiem i Łukaszem na brower, spotykamy się na Szczakowej pod sklepem. Jedziemy prosto na Sosinę i rozsiadamy się na ławce wypijając po kilka butelek złotego trunku. Powrót przez płyty na Maczki był szybki i z dawką adrenaliny, jadąc ciemnym lasem w krzakach prawdopodobnie siedziały dziki, zerwały się i biegły lasem obok drogi zgodnie z naszym kierunkiem. Ja z Krzyśkiem bez większej reakcji, nie pierwszy raz takie szelesty się słyszało, ale Łukasz nie wytrzymał krzyknął "spierdalamy" i poszła para w korby. Z Maczek wracam sam terenem przy Przemszy a potem asfaltami za osiedlem Stałym

Tour de dobre miejsca

Niedziela, 30 lipca 2017 · Komentarze(0)
Do centrum Mysłowic, obok giełdy do Sosnowca. Przez stawiki na traskę w Milowicach. Zrobiłem kilka zjazdów i się znudziło a nikogo też nie było. Odpaliłem GPS i pojechałem do Siemianowic na pumptrack, po drodze zatrzymałem się obejrzeć przejazd kolumny wyściugu Tour de Pologne. Na pumpie zabawiłem się dłużej niż na Milowicach, zrobiłem kilka serii pętelek po 4 okrążenia. Dalej do parku Chorzowskiego, tam też pusto ale na dole spotkałem Janka, który choć już wracał to sprzedał mi info, że na innej trasce obok są ludzie.
Pogadałem z nimi, skoczyliśmy po piwko i czas fajnie leciał, przyjechała później Marta startująca w Enduro, a potem jeszcze Patryk. Potem wracam z nim do centrum Katowic, skąd jadę już sam do domu głównie asfaltami i bez lampek bo nie przewidziałem, że tak długo będę na rowerze.

Nocny wypad przed burzą

Sobota, 22 lipca 2017 · Komentarze(0)
Kategoria CH2, Night Ride
Zapowiadali mocne burze, sprawdziłem mapę wyładowań i faktycznie coś zbliżało się do nas ale był jeszcze czas. Fajna, chłodna, jak po takim ciepłym dniu temperaturka, a było już grubo po 21. Ruszam wzdłuż Przemszy aż do Sosnowca, dalej przy Białej Przemszy dojeżdżam na Jęzor, potem trochę przy torach w kierunku Maczek i przedostaje sie tunelem na drugą stronę nasypu. Przejeżdżam przez osiedle Stałe i ścieżką rowerową cisnę do domu bo już widać rozbłyski na niebie i czuć silniejszy wiatr. Idealnie wracam do domu, na ostatnich 100m spadają pierwsze krople a ja już tusz tusz i w domu, ale jednak burzy w ogóle nie było a miałem ochotę obserwować sobie ją z okna.

Wieczorne Lędziny

Wtorek, 18 lipca 2017 · Komentarze(0)
Kategoria CH2, Night Ride
Lasem za cmentarz, nieopodal leśniczówki i terenem na Lędziny. Obok kopalni Ziemowit na hałdę, podjazd i zjazd po ściance. Klimont i tam chill, potem powrót przez małpi gaj, Imielin, Teksas, leśniczówka i do domu

Festiwalówka i niebieski szlak do Czeskiej kładki

Poniedziałek, 10 lipca 2017 · Komentarze(0)
Kategoria CH2
Z Łukaszem zbieramy się pojeździć bo jeszcze jest trochę czasu do odjazdu, jedziemy pod Wyciąg i wchodzimy na trasę festiwalową, zjeżdżamy ją raz i odeszła nam chęć katowania jej raz po razie. Jedziemy na skromną pętle, tak aby zjechać niebieskim szlakiem przez Czeską Kładkę. Aby wydłużyć wrażenia podchodzimy trochę wyżej tym niebieskim i gdy uznaliśmy że wystarczy to ruszamy. Zjazd udany chociaż miałem bardziej epickie wrażenia gdy zjeżdżałem tym szlakiem lata wcześniej. Zjechaliśmy dość nisko ale nie na tyle by dymać asfaltem do Szklarskiej w górę. Zjechaliśmy do Lewiatana i z powrotem do noclegowni. Zabrałem swoje rzeczy na dół i zanim przyjechał po mnie Krzysiek samochodem to odwiedziłem Anię by się pożegnać

Okolice Wałbrzycha

Poniedziałek, 10 lipca 2017 · Komentarze(0)
Kategoria CH2
Wracając ze Szklarskiej Poręby Agata z Krzyśkiem chcieli zwiedzić zamek Książ w Wałbrzychu, mnie takie coś nie rajcuje więc umówiliśmy się, że ja w tym czasie pośmigam sobie po okolicach rowerem. Nie przygotowałem się przeglądając jakąś mapę czy czytając co tam jest ciekawego, pojechałem na spontanie aby zrobić jakąś pętlę i wyszło znośnie. Odjechałem jakiś kilometr od bramy zamku i zobaczyłem wypłowiały znaczek szlaku, podążyłem nim dalej, przeskoczyłem przez tory i wjechałem na jakieś wysypane żwirkiem ścieżki dydaktyczne, dalej znalazłem zwykłe leśne ścieżki oznaczone normalnym znaczkiem jak szlak, było tam troszkę do podjeżdżania i też do zjazdu. W pewnym miejscu pani z pieskami ich nie upilnowała i mnie męczyły przez dłuższą chwilę, pojechałem wówczas na dzidę przez las i wpadłem na dość ciekawą ściankę, ale przez te manewry zjechałem ze szlaku i ominąłem Jeziorko Daisy, które w rezerwacie w który wjechałem było warte obejrzenia.
Dojechałem do asfaltu i jak spojrzałem w telefon czekałby mnie asfaltowy powrót, więc odbiłem wzdłuż torów i zupełnie bez żadnej szlakowej ścieżki wracałem w kierunku zamku. Było trudno bo musiałem się przedzierać przez lasy i krzaki, potem przez pole, które widziałem z drogi pod zamkiem. Skontaktowałem się z Krzyśkiem ile jeszcze czasu, i dał mi zielone światło wiec pojechałem w stronę Wałbrzycha, ledwo co zjechałem z głównej drogi pod jakieś ogródki działkowe i teren, który zapowiadał się ciekawe a on dzwoni abym zawijał na parking. No niestety musiałem wracać, w 15 minut byłem już na miejscu i wracamy na Śląsk.


Kellys Enduro Szklarska Poręba 2017

Niedziela, 9 lipca 2017 · Komentarze(0)
Kategoria CH1, Zawody
Na odprawę swojej grupy prawie się spóźniłem, wjechałem na styk. Było dużo pytań gdzie w ogóle jechać na ten pierwszy oes, więc wyszedłem z inicjatywą i poprowadziłem po swojemu tak aby nie zjeżdżać nisko do centrum i nie korbować później wiele w górę. Już od samego początku zawody on sight pozytywnie mnie zaskoczyły, bo dopiero co ruszyliśmy z bazy a już jestem w nowych miejscach. Patrząc po samej mapce lokalizacja oesów jest zupełnie inna niż ta, którą serwowała nam ekipa EMTB w ostatnich latach, więc nie trafimy na odsmażanego kotleta (choć smacznego to jednak odsmażanego ;) )

OS1 - zaskoczył podjazdem, który mogłem zrobić szybciej bo nie był taki długi, później fajny klimacik w ciemnym lesie lecąc po igliwiu gdzieniegdzie podskakując na muldach. Końcówka bardziej otwarta po trawie, ale chlupająca woda z wielkiego rozlewiska średnio mi się spodobała. Jeszcze był mały epizod z wjazdem do lasu po trawersie, tam mała pętelka i wylot z dropem.

Dojazd do kolejnego odcinka w części asfaltowy, wspinamy się dość wysoko skąd widać kopalnie kwarcu, tam będzie też dzisiejsza trasa i po cichu liczę, że czerwony szlak.

OS2 - początek polanką w dół, przypomina to trochę zawody EnduroTrophy gdzie musisz uważać czy w trawie nie wyrośnie kamcor czy kłoda. Po chwili wpadam w bagno/torfowisko/błotne spa po pół piszczela, niosę rower rozglądam się i myślę, czemu jak ostatni kretyn tak pomyliłem trasę, przecież obok koleś jedzie... nie, też się topi. Najbliższe 200m pokonywałem tempem jakbym wnosił rower, i gdy to się skończyło to mimo twardego podłoża jazda również była dla mnie niemożliwa ze względu na zbyt duże uskoki skalnych półek mokrych od cieknących strumieni z torfowiska. Dalej tylko lepiej, bo chyba gorzej być nie mogło, jakaś wąska ścieżka przez las obok normalnej trasy zwózkowej, na którą później i tak wpadamy i lecimy dzidą. Końcówka to podpucha bo z pełną prędkością na płaskim odcinku lecimy na pień z wystającym korzeniem i jak widziałem po zdjęciach wiele osób tam leżało, ja tempem emeryta podciągnąłem przednie koło a tylne z pomocą też wskoczyło.

Koniec tej masakry, jeszcze mi się nie zdarzyło aby zdejmować buty i wykręcać skarpety bo tak przemokły, powtarzałem tą czynność jeszcze później bo cała wilgoć z butów znów przesiąkła i zrobiła potop w obuwiu. Chwilę dalej był bufet, nikogo znajomego nie było wiec nie traciłem czasu na gadanie tylko usiadłem zjadłem co dali, zapakowałem jeszcze trochę na potem i jadę z ekipą Eskimoo. Dojazd uleciał mi już z pamięci, ale było dość trochę pod górę i oczywiście jechaliśmy przez widokową kopalnię kwarcu, którą każdy się zachwycał. Będąc coraz bliżej startu trzeciego odcinka nadzieje rosły na myśl, iż będzie to czerwony szlak, który znam i który jest świetny.

OS3 - Nie myliłem się typując go, jedyne co mnie zaskoczyło to ostry zakręt na otwartej polance zaraz na początku co wybiło z tempa, ale reszta poszła koncertowo. Załapałem się też na konkret foto (drugie na dole). Ale zapomniałem, że są to zawody on sight i sam odcinek czerwonego szlaku to będzie za mało, dostałem w bonusie podjazd asfaltem (100m) i krótka mini kąpiel w bagnie po skręcie do lasu. Tam przez spory kawałek trzeba było korbować, i ponownie się nie popisałem bo warto było cisnąć w opór. Od momentu zjazdu z asfaltu ścieżka to singielek, łagodnie przechodzący z podjazdu do lekkiego podjazdu i płynnie zmieniając się w coraz większy zjazd. Początkowo prostą linią w dół potem jakieś skalne półki gdzie trzeba było się namanewrować aby zmieścić się rowerem. Zmęczył mnie ten odcinek najbardziej, dość długo siedziałem i ładowałem baterie dogryzając coś i pić.

Zadzwonił Krzysiek z prośbą o pomoc, zamleczona opona mu się rozszczelniła na oesie i potrzebuje dętki. Zbieram się nie czekając na członków z Eskimoo ani z mojej grupy i jadę sam jak palec. Na długich prostych szutrówkach, których jest w dolnych partiach gór Izerskich mnóstwo, nie widzę nikogo na kilometr przed siebie ani za siebie, jadę i konsternuję nad egzystencją (; Generalnie te długie proste i brak innych trochę wprowadziły niepewności, a już na pewno musiałem dobrze przejrzeć mapę gdy zobaczyłem stromy szeroki na dwa samochody podjazd, nietypowy jak na zawody enduro. Upewniwszy się, że jednak tak ma być jadę dalej, dostaję tel od Krzyśka, że dętki już nie potrzebuje. Nadrobiony czas wykorzystuję przed startem ostatniego odcinka na leżakowanie i suszenie skarpet na kamieniu.

OS 4 - Kamienisty, od samego początku tej edycji brakowało kamieni, ten odcinek nadrobił ten brak. Trasa głównie prosta i w dół, ale mnogość dużych luźnych i nieruchomych kamieni oraz taśmy tworzące szykany spowodowały, że nie jest to proste zadanie. Gdzieś w połowie za kiepsko przeskoczyłem nad wystającym kamieniem i przysnejczyłem tylnym kołem. Z racji, iż ścigam się o pietruszkę na luzaku wymieniam dętkę. Mijało mnie też kilku, którzy w pośpiechu znosili rowery sugerując, że szkoda czasu. Mieli rację bo żadnego z nich nie dogoniłem, ale szkoda też zjazdu. Zreperowany ruszam z większą ostrożnością, przez jeszcze spory odcinek mam tylko kamienie, później trochę wymieszało się to z trawiastym podłożem. Końcówka to szutrowy sprint i nawrotka w lewo na krótki uskok i finisz po nieruchomych kamieniach, które dały satysfakcję gdy się je zgrabnie i szybko pokona.

Podsumowując zawody - nieźle mimo błota, nieźle mimo snejka. Naprawdę dobrze zapamiętałem te zawody gdyż piszę tą relkę rok po zawodach.