Dystans całkowity: | 497.42 km (w terenie 247.50 km; 49.76%) |
Czas w ruchu: | 28:43 |
Średnia prędkość: | 17.32 km/h |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 38.26 km i 2h 12m |
Więcej statystyk |
Krótka późnopopołudniowa wycieczka. Ruszyłem w stronę elektrowni, terenem wzdłuż Przemszy na Sobieski jakieś 2 miesiące temu był spory pożar, teraz już po tym zdarzeniu ani śladu. Teren został zaorany i posiany bo coś tam już rośnie w dość regularnych odstępach, pojawił się piach ale jest lepiej niż było, wyraźne wyjeżdżone drogi prowadzą jak po staremu, na długi czas nie będzie przepraw na dziko po krzakach.
Podjechałem na górę Sobieskiego i udałem się pod kopalnię, później zjazd do asfaltu i wyjazd na Grodzisko, rok temu o tej porze niesamowite pole maków a teraz zwykłe zboże, więc efektu wow niestety nie ma (zdjęcie z zeszłego roku)
Zmierzam dalej przez rynek w Jaworznie do Geosfery, jadąc obok cmentarza na terenowy zjazd. Na kładce odpoczynek póki jeszcze nie zrobiło się chłodno a jest już tusz tusz przed zachodem. Asfaltem do Szczakowej, z samej góry jadę mniej uczęszczaną ścieżkę, którą kiedyś podjeżdżałem z Krzyśkiem, kręcę przez Długoszyn i wjeżdżam na teren szkoły aby przedostać się przez bramkę w ogrodzeniu na pola i dojechać pod osiedle Stałe. Później powrót ścieżką rowerową do domu.
Ruszyłem za cmentarz do lasu, na Lędziny standardową trasą. Poźniej udałem się na hałdę kopalni Ziemowit, wypchałem i ujrzałem całkiem niezłe widoki, jest kilka miejsc do treningu zjazdów też.
W poszukiwaniu nowego max terenowego wariantu na Klimont udaje się przez mokre lasy i docieram jak zawsze. Po odpoczynku na wzniesieniu ruszam dalej wystrzegając się asfaltów, więc jadę na pogranicze Miasta ostatnio wyszukaną trasą. Jadąc o zgrozo asfaltem do Mysłowic czym prędzej uciekam do lasu i zaczyna się mokra eksploracja całkowicie nowych ścieżek. Wysokie trawy, które jeszcze nie wyschły po popołudniowym deszczu zmoczyły buty, ale nie było źle, znalazła się wysypana tłuczniem ścieżka i krążyłem nią i innymi leśnymi ścieżkami aż wyjechałem na dzielnicę Ławki. Kawałek asfaltem podjechałem i skręciłem wzdłuż torów, które prowadzą mnie z powrotem do wysypanej tłuczniem ścieżki. Lecę dalej wzdłuż nich, raz po nich raz obok, zależnie od wielkości wyrw pomiędzy podkładami. Odbijam kilka razy w stronę pól by sprawdzić czy jest jakaś sensowna ścieżka, ale zwykle prowadzi mnie to pod ambony, które na skraju lasu i pól występują dość gęsto. W końcu pola się kończą i jest ścieżka, którą przebijam się w poprzek asfaltu i podjeżdżam przy Kępie. Od Krasów jadę już asfaltem do domu
Ponad tydzień temu uznałem, że trzeba wykonać kolejny serwis amortyzatora, olej był już lekko mętny i brudny więc sensowny powód był by się za to zabrać. Niespodziankę ufundowałem sobie na samym końcu, nie spodziewałem się że nakrętka u spodu goleni dolnych trzymająca tłumik jest taka delikatna. Dokręcałem bo jednocześnie tłumik się kręcił i trach, śruba pękła i nici z uszczelnienia kąpieli olejowej, do tego ryzyko że urwie się i rzygnie całym olejem. Tak na ponad tydzień zostałem bez roweru, długo męczyłem temat dorobienia jej, jednocześnie pytając dystrybutora o kupno nowej i kombinując rysunek tego kawałka aluminium by dać komuś toczyć. Ostatecznie samemu udało się coś "utoczyć" wykorzystując wiertarkę stołową i ręczną, szlifierkę stołową, brzeszczot (jako nóż skrawający) nożyk (jako nóż skrawający wykończający) gwintownik, pilniki i papiery ścierne. Finalna nakrętka prezentuje się tak z porównaniem do uszkodzonego oryginału.
Pomógł też Krzysiek, który przywiózł sporo drobnych oringów i miałem z czego dobrać pasujące uszczelnienie wewnątrz, a pod nakrętkę poszedł wycięty kawałek dętki aż zamówię toczone uszczelnienie OP
Szybko złożyłem amortyzator do kupy i pojechaliśmy przez osadniki elektrowni na Sobieski, przez Starą Hutę do centrum Jaworzna. Następnie w kierunku Geosfery, zjazd krawędzią kamieniołomu i na bazę nurków. Tam z sukcesem podejmuję trudną sypką ściankę, którą ponad miesiąc temu odpuściłem. Jedziemy na Sosinę po drodze wstępując po browarki. Usiedliśmy na ławce i mieliśmy widok na zorganizowaną ekipę inscenizującą perypetie z czasów komuny - ładnie odrestaurowane pojazdy milicji, pogotowia ratunkowego, straży i innych służb,
oraz proste scenki gdzie milicjant zagaduje obywatela, pałuje i czekają aż ktoś z pogotowia pobiegnie z noszami.
Powrót płytami na Maczki, dalej sam czarnym szlakiem, przez Park Lotników i ścieżką rowerową do domu.
Dane interwału serwisowego:
Poprzedni serwis - 1.01.2016
Przejechany dystans - 1462 km
Czas jazdy - 90 h