Dystans całkowity: | 485.41 km (w terenie 149.00 km; 30.70%) |
Czas w ruchu: | 23:48 |
Średnia prędkość: | 20.40 km/h |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 40.45 km i 1h 59m |
Więcej statystyk |
Sterydach może nie, ale na mocnych lekach zregenerowało mi w błyskawicznym czasie bolącą pachwinę, że rano do pracy rowerem zajechałem bez problemów i wieczorem też udałem się ostrzej pośmigać.
Lek przepisany tacie na podobną przypadłość zadziałał genialnie, zaledwie trzy saszetki a całkowicie zostałem wyleczony.
Trasa była taka: Lęg, Podłęże, żółtym szlakiem do osiedla Stałego. W trakcie mijam kilka osób z jakimiś światełkami, ale lichutko świecą jakbyś jechał ze świeczką ;]
W Parku Lotników szybka pętla przez las. Noc tak pogarsza postrzeganie terenu, że przez kawałek jechałem znanym mi odcinkiem, a zupełnie go nie poznałem. W charakterystycznym miejscu dopiero go poznałem i nie dowierzałem, że to on. Nawet odtwarzając obrazy z pamięci jak on wygląda za dnia zupełnie nie mogłem go przypasować do tego co teraz widziałem, takie zdziwko miałem.
Gdy wyleciałem pod cmentarz, trochę się zastanawiałem gdzie dalej jechać, miałem możliwość długiej trasy w terenie, jednak zrezygnowałem gdyż była już prawie 21. Wybrałem mix asfaltu z terenem, i wracałem prawie taką samą trasą jaką przyjechałem, a od Lęgu dokładnie tą samą.
Wczoraj odebrałem Astrę z malowania, rower został w samochodzie i dziś rano jadę do brata pomagać mu przy odświeżaniu garażu. Robota jak robota troszkę się zrobiło a do zrobienia jest jeszcze sporo. W trakcie coś mnie zaczyna boleć pachwina, i podczas powrotu rowerem ból się potęguje.
Wróciłem do domu i zastanawiam się co z jutrem, bo mamy z Krzyśkiem jechać w góry a ja mogę sobie jeszcze gorsze kuku wysiłkiem zrobić. Posiedziałem przed kompem i gdy chciałem gdzieś się udać, miałem jeszcze większy problem przy wstawaniu z krzesła. Niestety nici z górskiego tripa, który się nam już należał bo ten rok jest strasznie kiepski pod tym względem.
Jadę na Bojszowy do Kamila, zostawiliśmy u niego Astrę brata do poprawek. Jadę asfaltami klasycznie przez Lędziny i na samym początku miasta przed przejazdem kolejowym wyprzedza mnie ciągnik siodłowy i zwalnia do przejazdu. Takiej okazji nie odpuściłem i zaliczyłem mega długi bo na 3km tunel. Prędkość w okolicach 50, kierowca nie przesadzał i wyrabiałem za nim ;]
Dalej już przez Górki na Bieruń i do celu na Bojszowy.
Wpierw miejscówka na mojej dzielnicy, dalej do ciemnych już lasów na Słupnej i Morgach. Wpadłem na pomysł by zajechać na Wesołą, i ulicą Graniczną zjeżdżam w dół by od strony Katowic podjechać. Zaobserwowałem że na plaży nie ma już ciekawej budki obserwacyjnej, szkoda bo była ona wyjątkowa i nie spotkałem nigdzie indziej takiej. (Znalazłem zdjęcie autorstwa Amigi)
Zajechałem jeszcze na Kępę Bagieniokowa, wróciłem do domu bo drugi rower i pojechałem z nim odebrać siostrę z przystanku.
Spotkanie na kapliczce, sosina, powrót na Maczki płytami, czarnym szlakiem potem park lotników
U Kamila w Bojszowach ciekawa impreza/spot fanów motoryzacji pod nazwą Rock 'n' LOW. Później jadę na Trzebinię, poznawczo kręcę się i łapie się czerwonego szlaku - spontaniczna jazda i ciekawość dokąd zajadę. Zadzwonił Krzysiek i zgadałem się z nim, że wracam do Jaworzna i wpadniemy na Sosinę z piwkiem.
Ścianka śmierci, Kępa Bagieniokowa, las Dziećkowice, mostek A4 i zjazd. powrót przez Łęg