Dystans całkowity: | 304.84 km (w terenie 72.00 km; 23.62%) |
Czas w ruchu: | 17:43 |
Średnia prędkość: | 17.21 km/h |
Liczba aktywności: | 8 |
Średnio na aktywność: | 38.11 km i 2h 12m |
Więcej statystyk |
Skoro wszystko po wczorajszym wypadzie do Krakowa było brudne, to można się jeszcze bardziej ugnoić skoro ciuchy brudne.
Od domu zjechałem za autostradę i wzdłuż Przemszy pojechałem pod Brzęczkowice na miejscówkę. Po wczorajszych harcach w Lasku Wolskim czułem moc i umiejętności by odważniej zaszaleć. Pierwszy przejazd zwykle najsympatyczniejszy, liści sporo że moja przyczepność odrobinę się zatraciła, ale właśnie dzięki temu jest "fun". Przy kolejny podejściu rozważnie pilnuję przyczepności i to nie jest to co za pierwszym razem, ale wyskakuję na przedostatniej hopce mocniej i lądując wklejam się w bandę jak na wczorajszej trasie w Lasku Wolskim.
Dalej jadę na stację kolejową w Brzęczkowicach, przekraczam torowiska i jadę w stronę Kępy Bagienikowej. Następnie kieruję się do lasu przy leśniczówce i wzdłuż A4 jadę do Dziećkowic. Stąd już bez urozmaiceń przez Łęg, obok elektrowni i do domu
Krzysiek studiuje na Krakowskim AGH'u i również w tym Krakowie mieszka w ciągu tygodnia. Poznał dobrze tereny w około i jak zapewniał warto ruszyć się do Lasu Wolskiego, bo ten las jest ciekawszy niż nasze i jest w nim budowana przez zapaleńców traska.
Przyjechałem pociągiem, podróż spędzona przy oknie wagonu nie należała do najnudniejszych, obserwowałem widoczki i czasem ustrzeliłem jakąś fotkę. Dojeżdżając do stacji głównej dałem cynk by się już zbierał, wysiadłem i troszkę poczekałem,na placu przed galerią podziwiałem piękną choinkę. Ruszyliśmy na kopce, pogoda była mglista ale dodawało to klimatu, później w końcu w teren, pierwsza techniczna trawersowa ścianka, Krzysiek uprzedza że jest parszywa a w dodatku jak to jesienią jest mokro, tak więc i ślisko. No to jadę... skoro ślisko to trzeba oszczędnie z hamulcem... gleba. Ale prędkość i próby zapanowania nad sytuacją zostały docenione szyderczym śmiechem Krzyśka :) Udaliśmy się pod Zoo, tutaj przerwa na posilenie się i wabienie słonia, było do śmiechu. Teraz przyszedł czas na ważny punkt programu, mianowicie traska z muldami, bandami, korzeniami i hopkami. Choć ja ledwo co ogarniam latanie i szybką jazdę na takich trasach to staram się i nawet udaje mi się jakieś tempo i flow złapać. Górna część trasy ok, nawet mój klimat, dolna z dużymi hopkami zupełnie nie. Po harcach wracamy na mieszkanie do Krzyśka, ponieważ nie spieszy mi się wracać do domu korzystam z zaproszenia i zostaję, piwkujemy i gramy wraz z jego współlokatorami w Eurobiznes.