Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2012
Dystans całkowity: | 1334.41 km (w terenie 492.00 km; 36.87%) |
Czas w ruchu: | 62:35 |
Średnia prędkość: | 21.32 km/h |
Liczba aktywności: | 20 |
Średnio na aktywność: | 66.72 km i 3h 07m |
Więcej statystyk |
Udało się pobić rekordzik, skromnie ale z powodzeniem gdyż dopiero od 3 dni wiedziałem ile brakuje i się zmobilizowałem.
Łęg, przez mostek kolejowy na Dziećkowice, obok zbiornika na Chełm Śląski, Kopciowice, Bieruń Nowy, Bieruń Stary, Lędziny.
Zachodzące słońce nad zbiornikiem w Dziećkowicach
© Kysu
Wyruszyłem na Jaworzno, przez kamieniołom na bazę nurków, Ciężkowice i szlakiem na Górki Luszowskie. Zjazd przez pole do takiej mieściny której nie znam z nazwy, przedostanie się lasem i osiedlem pod elektrownię Siersza, potem mocny podjazd na górkę i kierowanie się na Płoki. Drogi nie znałem na pamięć, trochę zmodyfikowałem i spotkałem rzeczkę przez którą przeprawiłem się znajdując poniszczoną betonową zaporę. Gdy już trafiłem na drogę przy lesie, która prowadzi wokoło Płoków podjechałem pod wiatę przy asfalcie, zjadłem szybko i pojechałem dalej w teren.
Moją trasą odkrytą zeszłego roku było już nudno jechać, to odbiłem sobie aby nie wyjechać bezpośrednio na Bukowno i trafiłem na Żuradę. Świetnie bo przejadę sobie terenowym skrótem na Bukowno i zobaczę ile lasu spłonęło. Gdzieś 300m tego terenowego skrótu licząc od asfaltowej drogi z Bukowna zostało pochłonięte, tylko czarne gałęzie i pusto, nic zielonego.
Zrobiło się późnawo, a nie chciałem wracać gdy zrobi się ciemniej i chłodniej, więc popędziłem asfaltem do Jaworzna, przez PKP Szczakowa i wzdłuż torów wyjechałem na miejsce gdzie już dawno zdemontowali most (ulica Stefana Batorego) i przez osiedle Stałe oraz ścieżkę rowerową do domu.
Wyruszyłem chwile za tatą i nieźle musiałem go gonić, grzałem mocno bo wiedziałem że gdy dołączę to będzie rekreacja i nie będzie chwili na szarże. Wyjechałem gdzieś 7 minut za nim a dogoniłem go na światłach przy Realu.
Na początku nie wiedziałem jakie tempo trzymać aby go nie przemęczyć, spokojnie na prostych odcinkach jechaliśmy 25km/h i tak dość ciekawie to szło. Na skrzyżowaniu gdzie mieliśmy się spotkać z bratem dzwonię do niego gdzie jest... 15minut zanim dojedzie do nas, to jedziemy sami zaproponowanym objazdem przez brata. W wyniku jakbyśmy pobłądzili, ale ogólnie nasza trasa trzymała się kupy i kierunek wskazywał, że dojedziemy bez błądzenia. Wojkowice i Bobrowniki, są to miasta o których tylko słyszałem a nigdy ich nie szukałem na mapie czy jechałem przez nie, dziś w spokoju od natłoku samochodów przejechaliśmy przez nie. Zobaczyliśmy przed samymi Piekarami nową obwodnice (całkiem całkiem), a już na początku miasta sprawnie omijaliśmy piesze pielgrzymki, standardowo przejechaliśmy obok komendy policji i terenowym podjazdem na wzgórze.
Powrót po spotkaniu się z rodziną i krótkim pogadaniem. Początkowo tłoczno i pchanie w tłumie ludzi, potem przeciskanie się obok samochodów aż do skrótu przez tory, a za torami luz, puste ulice aż przyjemnie się jechało. Na Siemianowicach brat się odłącza i jadę z tatą gładko do domu. Na Brzęczkowicach krótki klakson na nas - wujek nas pozdrawia - i on dopiero tutaj bo tak musiały go korki zatrzymać. Wjazd do domu prosto na rosół.
W trakcie obiadu przyjechał Krzysiek, zapraszam go do domu i zostawiam z kompem to sobie ogarnie dojazd do Barneya. Po obiedzie ubieram się, pakuję pyszności na wycieczkę, jeszcze założyć świeżo nasmarowany łańcuch Rohloffem i jazda... Krzysiek dostaje telefon od instruktorki, że może mieć za niecałą godzinę jazdy, a że bardzo często ma problemy z ugadaniem się to nie chce przepuścić takiej okazji.
Prędko jedziemy do niego, czuję kolano ale jakoś za nim daję radę. Raz daję mu zmianę a asfalcie a potem czuje się jak kotwica, bo niełatwo mi się za nim utrzymać. Chciałem się jeszcze utrzymać i na szosie od Szczakowej dać zmianę by sobie odpoczął i na końcu ewentualnie sam dojechał, ale już za osiedlem Stałym na podjeździe wymiękłem. Doturlałem się na górę i zjechałem pod zlikwidowany mostek.
Lekkim terenem na skraju lokomotywowni jadę sobie przy torach na stację PKP, dalej na Sosinkę gdzie wysyłam Krzyśkowi esa co planuję i dobrze że popędził sam bo bym go spowalniał. Ruszyłem inną ścieżką na Ciężkowice, a dalej na Dolinę Żabnika. Oczywiście stawiki objeżdżam sobie, na koniec wąski odcinek gdzie na centymetry przechodzi się z tą szeroką kierownicą i.. znów przyjebałem w tą samą gałązkę która komuś wyższemu może wydłubać oczy. Szarpłem nią i poszła bez oporów bo sucha, zaraz ktoś swe lamenty wylał w moją stronę, co za rozbójnik ze mnie jak się zachowuję i niszczę w rezerwacie - A idź pan chce mieć oczy całe następnym razem jak tu pojadę.
Następnie udaję się na Bór Biskupi, asfalcikeim na Bukowno w trakcie wcinam jabłko, i chciałem pod fontannę ale godzina do spotkania z Krzychem u niego, więc wolałem się nie spóźnić. Dojazd na Sosinę poszedł sprawnie, mały popas bo już zgłodniałem czyli ostatnie jabłko i banan. Płytami na Maczki, później znów szosa na Strzemieszyce, mam jeszcze sporo czasu to zajechałem do parku Leśna gdzie pożeram połowę paczki ciastek. Turlam się powoli pod dom Krzycha bo już wiem że mu się jazdy przeciągają, zatrzymuję się na skrzyżowaniu i wypatruję L'ke
W końcu się zjawia, wpadamy po Gianta i jedziemy na Ryszkę. Zahaczyliśmy o miejscówkę prawdziwych bikerów, wiele hopek ale za dużych dla nas, ale bany i jakieś uskoki są do ogarnięcia. Kilka zjazdów i jedziemy na tą Ryszkę. Tam zajadamy się bułkami od Krzycha i moimi ciasteczkami. Znów dałem się nakłonić by wskoczyć na tą linę i dać się pobujać, na szczęście nie przewracało mi tak moim błędnikiem jak ostatnio do czasu gdy nie zakręcił mną. Polecam, ale samo bujanie ;p
Wracamy nieco modyfikowaną drogą, taką że na końcu kilka znanych mi ścieżek przecinamy w poprzek i wyjeżdżamy na ulice Spacerową w Maczkach. Jeszcze krótki odcinek mamy do przejechania wspólnie, wspominam że pewnie przydałby się autobus do domu, i jak na życzenie jedzie. No to szybkie pożegnanie i Krzysiek rusza za nim, zrodził się pomysł by kawałeczek jeszcze pojechać razem, w chwile zmieniłem zdanie i gdy autobus z Krzyśkiem opuszcza skrzyżowanie przyspieszam za nimi i wołam mu "Posuń się" byśmy się we dwóch za autobusem zmieścili. Zupełnie rekreacyjnie nie mniej niż 40km/h jedziemy sobie na Balaton, jakiś pedał z Audi A3 opuścił szybę z pytaniem "nie da się bliżej" a jasne że się da wszak rowerem wszystko można, tylko popędził dalej nie chciał oglądać. Zza autobusu robimy zjazd na parking przy Balatonie, jeszcze toczymy się i widzę gest kierowcy busa - kciuk do góry - jedyny mądry facet który wie co dobre :)
Gadamy sobie jak zawsze i jedzie znów pedał w A3, ja nie widziałem ale Krzychu widział jego środkowy palec.
Kolego, nie tylko ty chcesz być panem szos, to że gaz do dechy to znacznie mniej niż jazda metr za autobusem nie znaczy, że musisz się chwalić że masz dłuższy palec od penisa.
Natchnęło mnie by pojechać na singiel wzdłuż Przemszy, gdzie ostatnio tam byłem chyba we wrześniu 2011.
Od domu pod Hashion House terenem, potem chwilkę asfalcikiem i na hałdę przy Jęzorze. Tam się troszkę pokręciłem, zajechałem pod DB Schenker i mostkiem przedostaję się na drugą stronę Przemszy gdzie zaraz zaczyna się singielek. Długi ale nie za wiele nakręcisz się kierownicą bo jest prosty.
Szybko dojechałem do jego końca, miało się wrażenie że będzie go więcej. Napotkałem trochę piachu, z kłopotami i bez pchania przejechałem, potem łąkami i do lasu za którym były Maczki. Skontaktowałem się z Krzychem ze podjadę do niego, był jeszcze na angolu. Drogę do Niego urozmaicam o lasy za Balatonem i przyjeżdżam do niego chwilę po nim. Odbieram 50tkę Rohloff'a i gadamy sobie a on łata dwa kapcie w Giancie. Po niecałej godzinie u Niego zbieram się bo już chłodno, ale zagrzewam się na asfaltach. Standardowo wracam czarnym szlakiem, i asfaltami przez osiedle Stałe.
Wyruszyłem na hałdę za cmentarzem, wdrapałem się na nią i robię zjazd w tym samym miejscu co poprzednio (jeszcze moje ślady były). Potem do lasu przy leśniczówce, trasą jak na wyścigu jadę na Dziećkowice, w Jęzorze na szlak przez Wygodę, przejazd mrocznym tunelikiem na drugą stronę A4. Jestem obok stawu Belnik, chwilka asfaltem i do lasu gdzie poznałem ostatnio łącznik z Byczyną.
Jadę na górę Grodzisko, robię podjazd na nią i zjazd, kieruję się na Wilkoszyn, trochę w górę jak pod Szpital i zjazd do parku. Przez Centrum obok hali sportowej kręcę na osiedle Stałe, a tak właściwie Park Lotników. Tam robię sobie podjazd na górkę którą od najmłodszych lat zdobywałem. Wracam ścieżką rowerową do domu.
Ścieżką rowerową do Jaworzna, przez Park Lotników, kamieniołom, bazę nurków do Ciężkowic, w sklepie pustki i wychodzę tylko z dwoma jabłkami. Przez mosteczek na Dolinę Żabnika, robię kółeczko wokół stawików i jadę na Bór Biskupi. Od czasu do czasu będąc tam zawsze kusiło mnie sprawdzić gdzie zajadę odbijając przed Bukownem na Przeń, początkowo asfalt, potem szuter a w końcu leśna droga, dwie wystraszone dziewczyny (znienacka) na mój widok. Znalazłem się na drodze, którą zwykle jeździmy na Płoki, tutaj w pobliżu jest jedno wzniesienie, dość spore i z jakąś tam jaskinią. Jadę sobie asfaltem i widzę wiejski pub "POD DIABLĄ GÓRĄ" czyli to wzniesienie, które właśnie widzę naprzeciw tego pubu to jest ta Diabla. Challenge accepted i zdobywam ją, podjazd do ogarnięcia cały, tylko luźne kamyczki bardzo przeszkadzają. Na szczycie popas :) zjazd na dół i objeżdżam sobie nią w około bo chce zobaczyć te skalne ściany i być może tą jaskinię. Ale widzę dość równy stok i ślady od hamowania, najwyraźniej czasem ktoś sobie tu zjeżdża, wypycham rower na samą górę, okazuje się że dokładnie tam gdzie dopiero co jadłem. Staję na krawędzi kukam jak stromo i się jeszcze waham. Odchodzę od krawędzi, wpinam się i jazda, na początku takie staczanie się, ale grawitacji nie oszukasz na samym końcu prawie 40km/h i do tego na zakręcie w miękkiej ziemi trochę miotało Meridą jak szatan ;)
Daję znać Krzychowi ze dziś nie bardzo do niego zajadę, bo jestem jeszcze przed Bukownem a mam plany się jeszcze pokręcić, jedyną szansą powrót szosą co też czynię, przez płyty i na Maczkach jesteśmy już razem, wspólnie kręcimy i badamy za czymś nowym, przy odkrywkowej kopalni się poszwędaliśmy. Powrót asfaltem przez Długoszyn, i jeszcze lasem do Parku Lotników i prosto ścieżką do domu.
Ruszyłem sobie wpierw na "ściankę śmierci" w mojej dzielnicy, potem na Morgi, zjazd ulicą Graniczną w dół, asfaltem na Murcki. Udaję się w las gdzie jest lekka trasa zjazdowa z atrakcjami (Krzychu najbliższa okazja jedziemy właśnie tam) niby prosto i niestromo w dół a jest frajda, szczególnie że wybrałem sobie kilka niższych hopek i poczułem choć na chwilę koła w powietrzu, nieco niżej są dwie wyprofilowane bandy - jeszcze za ostrożnie na nie najeżdżam.
Potem Lasami na Lędziny, przez park wypoczynkowy obok boiska, asfaltem na Kosztowy, zahaczam jeszcze o "Kępę" i robię sobie jeden stromy zjaździk. Dalej asfaltem i odbijam na ulicę Dziubka by dojechać pod las i w terenie dojechać do domu.
Musiałem przepalić do końca te promile z wesela :D
Krzycha łapie przy obwodnicy Jaworzna, jedziemy przez Park Lotników szlakiem na kamieniołom. Potem asfaltem na Sosinę i postój. Objeżdżamy sobie zbiornik i kierujemy się na Ciężkowice do sklepu, kupuję banana i dwa jabłka. Następnie przez mosteczek na Dolinę Żabnika, objeżdżamy te stawki w około po wąskich oraz miejscami bardzo wąskich singielkach. Znów odpoczynek i rozmowa. Wracamy na Sosinę, potem płytami na Maczki. Po wjechaniu na asfalt widzimy autobus w stronę Krzycha, więc żegnamy się już bo za chwilę będzie za nim jechał. Wracam czarnym szlakiem, potem terenowy podjazd i wyjeżdżam lasem obok cmentarza na osiedlu Stałym, śmigam prosto w las i dojeżdżam na Park Lotników, ścieżka rowerową dojeżdżam do domu.