Na wyścig przyjechał Tomek, Krzychu oraz Jacek jako obserwator. Ruszyliśmy spod mojego domu spokojnym tempem na miejsce wyścigu. Odebraliśmy numerki oraz spożywcze pakiety startowe (Napoje Oshee oraz jakieś małe batoniki). Zanim ruszyliśmy minęło trochę czasu, ciągle w dobrym humorze bez żadnych stresów - przeciwnie niż podczas wyścigu w Jaworznie.
Ruszyliśmy i ktoś już urywa przerzutkę na co zwraca uwagę Krzysiek. W miarę szybko przedostajemy się do przedniej części peletonu. Lekkie zdziwienie bo Piotrek Buczek został gdzieś za mną, ale niedługo czekałem by to się zmieniło. Skok adrenaliny pojawił się przy kamienistym skręcie z góry, przednie koło uślizguje grożąc glebą. Na tym zakręcie Krzychu jedzie po swojemu - znaczy szybko, a ja nie zdając sobie sprawy tak samo za nim, gdzie normalnie jadę wolniej niż on. Po szybkiej narazie zakładamy taktykę wspólnej jazdy ze zmianami. Do części terenowej jedzie on ciągle przede mną, na asfalcie ja wskakuję na przód i daję zmianę. Chciałem to uciągnąć co najmniej do następnego kółka, ale na odcinku z górki przed metą Krzychowi się tak lekko jedzie, że wyrywa na przód.
Zaczynamy drugie kółko, tempo jest moim zdaniem szybkie i wystarczające. Jednak przed podjazdami łapie mnie kolka i znacznie zwalniam, krzyknąłem o tym Krzyśkowi. Zwolniłem i już na wypłaszczeniu obok A4 wszystko wróciło do normy. W dalszej części czasem spoglądałem czy wiecej mnie wyprzedza, czy więcej ścigam. Osoby, które były w zasięgu widoczności raz się zbliżały, raz oddalały, jednak ich nie wyprzedzałem, za to osoby w wyższych pozycji wymiękały i raz za jakiś czas zostawiałem w tyle.
Trzecie kółko: Za połową wyprzedzam Daniela Golę, najwyraźniej to nie był jego dzień. Zresztą przed startem przyznał, że w tym sezonie nie prowadził konkretnego treningu więc i wynik będzie kiepski.
Czwarte kółko: Trochę zdziwiony bo doganiam Adama Buczka, powoli powoli zrównuję się z nim. Adam dopinguje mnie bym cisnął i jechał bo on to jest słaby, mógłbym ruszyć z kopyta ale bałem się o kolejny podjazd czy się nie wypalę na nim, a nie chciałbym być zaraz wyprzedzany przez Adama bo równie dobrze mogłem utrzymywać jego tempo gdyż było niewiele gorsze od mojego. Gdzieś od tego kółka zacząłem dostrzegać słabo narastający spadek mocy, czułem że wyrabiam i dojechanie na metę z takim tempem jest możliwe, jednak nie chciałem wykorzystywać wszystkich sił już teraz by trochę przyspieszyć, wolałem zostawić siły na ostatnie kółko.
Piąte kółko przebiega sprawnie bez niespodzianek, sił jest jeszcze dużo.
Szóste kółko to już myśli o taktyce na ostatnie kilometry, czuję że sił jest mniej ale podołam. Trochę przed asfaltem wyprzedzam bikera, który uczepia się mnie i jedzie w tunelu. Trochę mnie to wkurzyło jednak nie zabronię mu tego, ale mogę poprosić o zmianę by wspólnie w ten sposób dojechać ostatnie kółko. Zgodził się a ja odpoczywam za nim, jednak nie potrafi utrzymać dobrego tempa mimo że odpoczywał przed chwilą dość trochę. Nagle orientujemy się, że z tyłu nas doganiają i dublują ... on odpuszcza?! Ale ja nie! Zaoszczędzone siły się przydały, ruszam z kopyta za nimi i trzymam się krótko. Mieli naprawdę zabójcze tempo, ich ostatnie kółko a jadą ciągle grubo ponad 30km/h nawet pod górkę. Myślę kiedy się wyrwać przed nich, albo negocjować. Zrównuję się i szybko zadaję pytanie czy dadzą się wyprzedzić bo chcę jeszcze ostatnie kółko dojechać zanim oni zakończą wyścig. Spotkałem się z kompletnym niezrozumieniem bo jak się okazało za metą koleś miał słuchawki w uszach i co prawda podszedł i zapytał się co chciałem, jednak nie miało to już znaczenia bo chcąc być fair musiałem zakończyć wyścig bo nie jeździmy dubli.
Wyścig dla mnie udany, jednak bardzo żałuję tego ostatniego kółka, którego nie mogłem dojechać, trochę zawiedziony bo zdublowany, czułem się jak jeden z tych gorszych/słabszych. Patrząc na sam wynik jest OK, ale nie uniknę porównania choćby do Krzyśka. Wypadł lepiej a wydawało mi się, że możemy ze sobą konkurować
Galeria zdjęć Karola Proksy