Znów na ściance śmierci - jest tam całkiem fajnie dlatego powtarzam. Przez Kosztowy i Ławki do Lędzin. Wyjeżdżam na szczyt i patrzę trochę na lipny (zamglony) zachód słońca. Zjeżdżam od strony schodów i kieruję się na basem w parku, gdzie czeka niespodzianka - bo nie wiedziałem że obok basenu postawili skatepark. Powrót nieco zmodyfikowaną trasą, przed przejazdem kolejowym na samym początku Mysłowic wskakuję do lasu, z buta przez tory i widzę że stoi fajna lokomotywa podpięta do składu towarowego. W Kosztowach odbiłem z głównej ulicy na ulice Dziubka, zjechałem pod kapliczkę i spokojnie obok lasu zajechałem do domu.
Wpierw na ściankę śmierci w mojej dzielnicy, potem przez ogródki działkowe na Brzęczkowicach podjechałem pod Przemszę i przedostałem się mostem kolejowym na drugą stronę. Tam górą przy stawkach na Wysokim Brzegu, potem wzdłuż linii kolejowej pod Fashion House i próbuję trafić na tą trasę od Krzycha którą do mnie raz przyjechał. Zbaczam z tropu ale na hałdę trafiam, chwila i jestem w Jaworznie. Czarnym szlakiem aż do rury a tam wskakuje na asfalty i dojeżdżam do Szczakowej, skręcam pod stadninę koni i jadę Kawałeczek płytami. Gdy z lewej ukazuje mi się wąska ścieżka wskakuję w nią i wspinam się na Sodową Górę. Jadę przy krawędzi kamieniołomu i dojeżdżam do nieczynnego mostu. Sprowadzam rower na dół kamieniołomu i wracam przez Niedzieliska do domu. Ostatnim fragmentem jest asfaltowa ścieżka rowerowa, która strasznie mnie znudziła, więc podjechałem pod Elektrownię i przebiłem się lasem na boczną drużkę, wyjeżdżam przy przejeździe kolejowym a że jeszcze mi było mało to objechałem stawki na Wysokim i dopiero wróciłem do domu.
Co się dzieje, zapanował chaos wśród mieszkańców wioski nieopodal Ryszki, wszyscy przychodzą sprawdzać co się stało z tamą.. została przerwana! Wrogie siły znad "Pobudki Sosnowca" wtargnęły niezauważone wczorajszego dnia niszcząc ją. Woda nieustannie się przelewa a mieszkańcy z niepokojem myślą o kolejnych dniach, przyspieszony spływ wody spowoduje przedwczesne wyczerpanie źródła Ryszki. Dzisiejszego dnia dostaliśmy potajemne informacje o obecności kogoś w okolicach tamy. Wysłaliśmy naszego tajnego zwiadowcę: szeregowego Karola S
który wykonał z ukrycia zdjęcia obecnych tam intruzów. To Pobudka Sosnowca znów przebywa na naszych terenach i szykuje coś niedobrego! Szeregowy Karol nie mógł podjąć działań obronnych ze względu na przeważającą liczebność wroga. Co więcej, aby nie zostać zauważonym musiał udawać suchą gałąź, tak suchą jak żart z familiady. Formacja Pobudki opuściła Ryszkę kierując się na wschód, szeregowy ruszył na przeszukanie terenu i znalazł ślady jakie pozostawili po sobie. Był to upierdolony stół, który jest odwetem za zapiaszczone łańcuchy. I nie był to jedyny ślad, kolejnym jest postawiona solidna ława na sosnowych pniach, wykończona starannym oheblowaniem siedziska. to znak, że możemy szykować się na najgorsze, będą chcieli przejąć Ryszkę a już dziś przygotowali siedzibę dowodzenia bo są pewni zwycięstwa. Ostatnie informacje jakie dostaliśmy o ich położeniu to okolice Bukowna, mocne pogłoski mówią o rozdzieleniu ich na dwie grupy, z czego jedna szybko wróciła na swoje terytorium. Zapewne utworzenie tych grup jest efektem niecnego planu o jakim będziemy starali się dowiedzieć stosując nasze najlepsze techniki szpiegu.
Załącznikiem do tego raportu są dwie klisze z aparatu naszego szpiega, szeregowego Karola S Klisza nr. I Klisza nr. II
Zapakowałem się z piłką i piłą do drzewa i ruszyłem do Krzyśka. On zabrał siekierkę, młotek, łopatę i ładnie oheblowaną deskę pod pachę. Gdzieś bokami przejechaliśmy na Ostrowy Górnicze, a potem na remontowany most. Przejechaliśmy cicho niezauważeni, ale Krzychu niechcący zahaczył deską w barierkę, ona spadła z hukiem, po czym słupek z oświetleniem powoli odchylał się od pionu i też spadł, a my w nogi bo więcej hałasu się już nie dało zrobić. Jemu było ciężko z tą deską pod pachą, wiec dokonaliśmy zespolenia naszych Krosów i każdy trzymał za jeden koniec. Dojechaliśmy na Ryszkę i po szybkim rozpoznaniu terenu okazało się, że tak jak w wakacje leżą do teraz powalone drzewa. Z sosny odpiłowaliśmy dwa sporej długości pieńki, które wkopaliśmy przy ławce obok wody. Potem drobne poprawki i przybiliśmy deskę od Krzyśka i tak wykonaliśmy nową ławkę na Ryszce. Potem przygotowaliśmy trochę drewna na opał i patyki na kiełbaski. Powrót trochę przed zachodem słońca, ale gdzieś od połowy drogi jazda w całkowitych ciemnościach.
Krzychu22 i t0mas82 zjawili się u mnie o dobrym czasie. Wyskoczyłem z domu, zabrałem rower i jeszcze zadzwoniliśmy do Barneya by namówić go na wyjście z domu. Zagubił gdzieś w domu rękawiczki, więc zabrałem dla niego jakieś zimowe. Ruszyliśmy przy Przemszy na Brzęczkowice, przejechaliśmy obok stacji PKP i lasem obok Słupnej na działki w Morgach. Tyłem działek wpędziliśmy się do lasu i troszkę musieliśmy się przedzierać przez krzaki i chaszcze. Gdy dotarliśmy na drogę ruszyliśmy w górę Morgów pod ulicę Graniczną, po czym zjechaliśmy nią do Giszowca. Obok stawu Janina asfalcikiem w lesie dojechaliśmy do drewutni. Stąd na Muchowiec pod pub Wiocha gdzie puszczano sporych wielkości spalinowe modele samolotów. Tak samo jak na treningach MTB dostaliśmy się do parku Chorzowskiego. Usiedliśmy na ławce i zaczęło robić się śmiesznie. W pewnym momencie nie usłyszałem co powiedział Tomek, a on wraz z Krzyśkiem wybuchli śmiechem. Po chwili zaraziłem się tą chorobą i śmiałem się wraz nimi choć nie wiedziałem z czego. Śmiechu nie było końca, jeszcze bardziej mnie rozbawiło jak Krzysiek wydusił z siebie że już bo boli z tego śmiechu, ale i na mnie przyszła kolej, czułem ból że już odszedłem od nich byle by tylko się uspokoić. Po opanowaniu tej głupawki Tomek powtórzył "Ciekawe czy Cannondale odważył by się zrobić taką ramę Krossa" zdanie wyrwane w tej chwili z kontekstu, jednak nawiązywało do naszej rozmowy i miało podstawę do śmiechu. Po zjedzeniu wszystkiego zajechaliśmy na trasę z hopkami i bandami za planetarium. Tam nakręciłem tylko trochę materiału wideo gdyż baterie odmówiły posłuszeństwa, zmontowany film zaprezentuję na samym dole wpisu. Wykonaliśmy kilka zjazdów, rozejrzeliśmy się też po sąsiednich trasach i zdecydowaliśmy się na powrót. Obok Ikei, przez stawiki i na Dańdówkę gdzie odłączam się i jadę do Niwki. Następnie Jęzor i pod wiaduktem S1 przedostaję się na wschodnią stronę i terenem jadę na Wysoki Brzeg i do domu.
Na dzień dobry jadę spotkać się z Krzyśkiem na Maczkach, razem już jedziemy na remontowany most i tam całą ekipą atakujemy w teren. Liści całe mnóstwo aż koło czasem się w nich topiły. Na Pogorii dołączają się do nas nowi kompani, już w pierwszych słowach powstaje mały żarcik, który brzmiał mniej więcej tak: -Dziś jedziemy tylko w tlenie... -Nikt z nas nie ma pulsometru, jeździmy dopóki ostatni nie zemdleje ;]
Ruszyliśmy i chwilę potem Tomek glebie (nie wiem dlaczego tak się zagapił) a ja w nawiązaniu do żarciku dopowiadam "już pierwszy mdleje". Jedziemy na Pogorię IV by tam wskoczyć w teren i dojechać do Wojkowic Kościelnych, a następnie na Bukową Górę. Ja już bym coś zjadł bo odczuwałem braki paliwa, musiałem jeszcze jechać ciągle robiąc się bardziej głodny. Sikorka, Tucznawa, Błędów i w końcu przerwa na jedzenie! Pospieszyli mnie bo już marzli, więc trzeba było się zbierać. Mnie też ciepło nie było szczególnie, że rękawiczki zamarzły i dopiero za kilka kilometrów ręce się w nich zagrzały. Krzykawka, Sławków, Bukowno - Przymiarki, Ryszka - tu bez słowa Andrzej się odłącza, korzystając z chwili pochłaniam czekoladę. Na Sosinie trzeba było czekać 20 minut na przyjazd ekip rajdowych, więc wykonaliśmy jedno kółeczko wokół zalewu i mogliśmy już oglądać rajd. Słońce coraz niżej a nam coraz zimniej, powrót przez betony na maczki, tam żegnam się i jadę na czarny szlak do Jaworzna. Następnie jeszcze niebieskim na Park Lotników i ścieżką rowerową do domu. Remontowana droga przy osiedlu Stałym nie jest jeszcze gotowa - ale wygląda na to że wnet zostanie ukończona.
Szosowy wypadzik godzinę przed zachodem słońca. Powrót po zmierzchu testując Lidlowy Buff/Komin, który założony na buzię doskonale ją ogrzewał, szyja również dobrze chroniona przez polarową wstawkę, jedynie w głowę było trochę zimno.
Cel wyznaczony niecały miesiąc temu został osiągnięty, miałem wtedy ciut ponad 6000km i marzyłem o zakończeniu tego sezonu liczbą 7000km. Liczyłem ile to dziennie kilometrów by wyrobić się do końca listopada, myślałem czy będę musiał ganiać po śniegu by uzyskać ten przebieg, a tu jeszcze przed połową miesiąca robota wykonana.
Kolejny cel? Nie wyznaczam bo będzie bardzo trudno go wykonać, ale teraz marze o szczęśliwych siódemkach - 7777km (: