Sprawdzam kurtkę Trespass
Sobota, 22 września 2012
· Komentarze(1)
|
Maxym mi wysznupał u siebie w Bytomiu fajną kurtkę przeciwdeszczową w ciuchlandzie/szmacie/lumpeksie, tego typu sklepie. Przyjechałem wczoraj, zrobiłem szybką przymiarkę i bez zastanowienia biorę kurtkę, którą uznałbym za nową bo nie wiedzę śladów użytkowania.
Dziś wybieram się z tą kurtką mimo, że pełne słońce i nawet ciepło, ale wieje więc wiatro-szczelność sprawdzimy. Ledwo zajechałem na ściankę śmierci i już musiałem ją zdejmować bo robiło się za ciepło a dwie koszulki wystarczały. Dalej była Krasowska kępa, później Lędziny i terenem w lesie za S1 śmigam sobie nieszlakowymi ścieżkami w stronę Tychów. Później udaję się na Bieruń Stary, skąd Wiślanym szlakiem rowerowym jadę kawałeczek i odbijam do Lędzin przez Górki.
Zaczyna się zbierać lekko na deszczyk, póki co jest tak mały że szkoda zakałdać kurtkę. Pokazuje się przede mną szosowiec i staram się mu dorównać, ogólnie mamy ciągle tą samą odległość między nami i nie przyspieszam go gonić. Zaczyna mocniej lać więc w czasie jazdy wydobywam kurtkę i zakładam nią na siebie. Strata się powiększyła ale nadrabiam w momencie gdy szosowiec zwalnia prawie do zera na strasznie nierównym przejeździe kolejowym a ja przelatuję przez niego bez spowolnienia. Podjeżdżając pod Krasowską Kępę jedziemy nawet razem, ale u szczytu odchodzi, a na zjeździe szkoda gadać bo mnie brakło przełożeń a on pognał pełnym gazem w dół dokręcając ciągle. Aby wskoczyło coś jeszcze terenu jadę ulica Dziubka w dół i przy cmentarzu wracam do domu.
Dziś wybieram się z tą kurtką mimo, że pełne słońce i nawet ciepło, ale wieje więc wiatro-szczelność sprawdzimy. Ledwo zajechałem na ściankę śmierci i już musiałem ją zdejmować bo robiło się za ciepło a dwie koszulki wystarczały. Dalej była Krasowska kępa, później Lędziny i terenem w lesie za S1 śmigam sobie nieszlakowymi ścieżkami w stronę Tychów. Później udaję się na Bieruń Stary, skąd Wiślanym szlakiem rowerowym jadę kawałeczek i odbijam do Lędzin przez Górki.
Zaczyna się zbierać lekko na deszczyk, póki co jest tak mały że szkoda zakałdać kurtkę. Pokazuje się przede mną szosowiec i staram się mu dorównać, ogólnie mamy ciągle tą samą odległość między nami i nie przyspieszam go gonić. Zaczyna mocniej lać więc w czasie jazdy wydobywam kurtkę i zakładam nią na siebie. Strata się powiększyła ale nadrabiam w momencie gdy szosowiec zwalnia prawie do zera na strasznie nierównym przejeździe kolejowym a ja przelatuję przez niego bez spowolnienia. Podjeżdżając pod Krasowską Kępę jedziemy nawet razem, ale u szczytu odchodzi, a na zjeździe szkoda gadać bo mnie brakło przełożeń a on pognał pełnym gazem w dół dokręcając ciągle. Aby wskoczyło coś jeszcze terenu jadę ulica Dziubka w dół i przy cmentarzu wracam do domu.