Lekko spontaniczne góry - Szyndzielnia, Salmopol, Brenna, Równica
Niedziela, 22 lipca 2012
· Komentarze(0)
|
Kategoria Full suspension z Krzychem, Górskie wojaże |
Pogoda taka nieco jakby miała się popsuć, ale ogólnie bardzo przyjemna -
przynajmniej upał nie doskwierał i troszkę błocka się znalazło.
Rozpoczynamy podjazdem na Szyndzielnię, szlak nam się trochę gubił z oczu ale bez wielkich kłopotów dojechaliśmy. Fragment do Klimczoka pokonujemy z przyjemnością, bo jest właściwie płaski w porównaniu do podjazdu jaki już przejechaliśmy.
Kierujemy się czerwonym szlakiem na Salmopol, jechaliśmy już nim ale w przeciwnym kierunku i był nieprzyjemny z powodu korzeni i uskoków na które trzeba było podnosić rower. Dziś sytuacja odwrotna, wszystkie korzenie i uskoki terenu pięknie pokonujemy na rowerach co sprawia radochę.
Zjazd pozwolił na zwiększenie prędkości i oczywiście komuś musiał się przytrafić snejk, dziś nie mnie.
Chata Wuja Toma - robimy małą szamę i wyciągamy mapę aby ustalić gdzie dalej, ponieważ dziś nie jedziemy sztywno narzuconej trasy.
Spoglądając na poziomice i chęć poznania czegoś nowego decydujemy się zjechać do Brennej i opłacało się, bo czarny szlak do którego musieliśmy jeszcze trochę dojechać pozwolił dobrze grzać w dół. Na polanie robimy kolejny postój na jakąś szamę.Dalej też jest gdzie pogrzać w dół, na zmianę teraz ja przysnejczyłem a Krzysiek gdzieś dalej pognał w dół.
Jesteśmy w Brennej i jest za wcześnie aby kończyć tripa, zdecydowanie chcemy podjechać na Równicę i z niej zjechać, obieramy trasę zielonym szlakiem, dalej niebieskim. Na szczycie rozbijamy się na polanie, słońce wyszło i fajnie pogrzało więc z przyjemnością siedzimy nie licząc czasu.
Czas ruszyć w dół, mniej więcej wiemy czego się spodziewać ponieważ podjeżdżaliśmy już tym szlakiem, pewne jest to, że będzie stromo. Krzychu poszedł ostro i prawie miał bezpośredni kontakt z pieszą idącą ku górze, bo chciała mu wskoczyć pod koło. Jesteśmy na dole i jest sporo czasu do odjazdu pociągu, aby się nie nudzić wpadamy do sklepu po piwka.
Pociąg przyjechał napchany, w nim sporo rowerzystów na zjazdówkach i innych tęgich maszynach, z którymi sobie pogadaliśmy dzięki czemu podróż się nie dłużyła. Wysiadamy w Sosnowcu i jedziemy w swoje stronny
Rozpoczynamy podjazdem na Szyndzielnię, szlak nam się trochę gubił z oczu ale bez wielkich kłopotów dojechaliśmy. Fragment do Klimczoka pokonujemy z przyjemnością, bo jest właściwie płaski w porównaniu do podjazdu jaki już przejechaliśmy.
Kierujemy się czerwonym szlakiem na Salmopol, jechaliśmy już nim ale w przeciwnym kierunku i był nieprzyjemny z powodu korzeni i uskoków na które trzeba było podnosić rower. Dziś sytuacja odwrotna, wszystkie korzenie i uskoki terenu pięknie pokonujemy na rowerach co sprawia radochę.
Zjazd pozwolił na zwiększenie prędkości i oczywiście komuś musiał się przytrafić snejk, dziś nie mnie.
Chata Wuja Toma - robimy małą szamę i wyciągamy mapę aby ustalić gdzie dalej, ponieważ dziś nie jedziemy sztywno narzuconej trasy.
Spoglądając na poziomice i chęć poznania czegoś nowego decydujemy się zjechać do Brennej i opłacało się, bo czarny szlak do którego musieliśmy jeszcze trochę dojechać pozwolił dobrze grzać w dół. Na polanie robimy kolejny postój na jakąś szamę.Dalej też jest gdzie pogrzać w dół, na zmianę teraz ja przysnejczyłem a Krzysiek gdzieś dalej pognał w dół.
Jesteśmy w Brennej i jest za wcześnie aby kończyć tripa, zdecydowanie chcemy podjechać na Równicę i z niej zjechać, obieramy trasę zielonym szlakiem, dalej niebieskim. Na szczycie rozbijamy się na polanie, słońce wyszło i fajnie pogrzało więc z przyjemnością siedzimy nie licząc czasu.
Czas ruszyć w dół, mniej więcej wiemy czego się spodziewać ponieważ podjeżdżaliśmy już tym szlakiem, pewne jest to, że będzie stromo. Krzychu poszedł ostro i prawie miał bezpośredni kontakt z pieszą idącą ku górze, bo chciała mu wskoczyć pod koło. Jesteśmy na dole i jest sporo czasu do odjazdu pociągu, aby się nie nudzić wpadamy do sklepu po piwka.
Pociąg przyjechał napchany, w nim sporo rowerzystów na zjazdówkach i innych tęgich maszynach, z którymi sobie pogadaliśmy dzięki czemu podróż się nie dłużyła. Wysiadamy w Sosnowcu i jedziemy w swoje stronny