Tychy - Piernik, hydro-masaż i ból przepony
Piątek, 29 czerwca 2012
· Komentarze(0)
|
Kategoria Full suspension z Krzychem |
Okazuje się, że jest możliwość ruszenia się grupką z naszej ekipy, więc Krzyśki decydują się dołączyć. Krzychu robi podjazd pod moją chatę i zaraz dołączam, jedziemy na Morgi i zjeżdżamy do Giszowca. Przed stawkiem Janina gubi klocek no i trzeba się wrócić poszukać go, szczęśliwie tylko 200m drogi i został znaleziony.
Jedziemy dalej na punkt odpoczynkowy i jesteśmy już wszyscy - Monika, Adam, Tomek i my Krzyśki.
Udajemy się w stronę Tychów, nieopodal hałdy na Murckach przedostajemy się pod drogę Katowice-Tychy i przekraczamy nią. Mamy miły szybki zjazd w stronę Lędzin, potem przekraczamy stara drogę na Tychy i ponownie śmigamy szutrami. Zostałem zapytany o drogę czy znam. Oczywiście że tak, ale dla mnie to już nudna droga dlatego gdy reszta zaczęła sama szukać jak po swojemu trafić na Tychy było mi to bardzo na rękę. Z lasu wyjeżdżamy na drogę krajową 86, troszeczkę się cofiemy, wypychamy na most i przekraczamy nią na drugą stronę. Tam przez Czułów spora dawka szutrów i ubitych ścieżek.
Po wjeździe w zabudowę jedziemy sobie obok rynku na starym mieście, potem ścieżkami rowerowymi wzdłuż ulicy Edukacji, trafiamy na osiedle Filaretów i tam witamy się ze znajomą Moniki, dostajemy też zaproszenie ale bardziej wolimy kręcić niż zasiedzieć się. Zahaczamy też o Tesco bo jeszcze troszkę dziś będziemy jeździć a głód już doskwiera. Akcja w sklepie wyglądała tak, że wędrujemy razem z Krzyśkiem a czasem Tomek też jest przy nas, patrzymy na półki co na nich jest i bierzemy jeśli mamy ochotę. Nagle Krzysiek wydaje z siebie okrzyk radości "JEST PIERNIK !" no i właśnie rozwiązał się nasz problem co kupić by się najeść.
Po zakończonych zakupach udaliśmy się w okolice fontanny i wygodnie rozsiedliśmy się na ławkach obok. Towarzyszyły nam ataki śmiechu, tak że każdy z naszej trójki przypomniał sobie jak to nieraz bolały nas przepony od śmiania się.
Powrót wykonujemy bardzo podobną trasą, miejscami uproszczoną. Gdy wdrapaliśmy się na Murckowską hałdę zrodził się pomysł przejechać nią i gdzieś dalej wykombinować powrót, ostatecznie stało się tak, że zjechaliśny niewiele dalej do asfaltów, i skierowaliśmy się na terenową drogę pod zalew Janina. Tam już ciemno się zrobiło ale dopadamy resztki jedzenia i jeszcze napełniamy brzuchy. Czeka nas tylko asfaltowa trasa na Mysłowice, która przebiega sprawnie. Na dole ulicy Mikołowskiej zatrzymują się by jeszcze ze mną pogadać, tak zleciało może 15 minut i ruszamy się do swoich domów.
Jedziemy dalej na punkt odpoczynkowy i jesteśmy już wszyscy - Monika, Adam, Tomek i my Krzyśki.
Udajemy się w stronę Tychów, nieopodal hałdy na Murckach przedostajemy się pod drogę Katowice-Tychy i przekraczamy nią. Mamy miły szybki zjazd w stronę Lędzin, potem przekraczamy stara drogę na Tychy i ponownie śmigamy szutrami. Zostałem zapytany o drogę czy znam. Oczywiście że tak, ale dla mnie to już nudna droga dlatego gdy reszta zaczęła sama szukać jak po swojemu trafić na Tychy było mi to bardzo na rękę. Z lasu wyjeżdżamy na drogę krajową 86, troszeczkę się cofiemy, wypychamy na most i przekraczamy nią na drugą stronę. Tam przez Czułów spora dawka szutrów i ubitych ścieżek.
Po wjeździe w zabudowę jedziemy sobie obok rynku na starym mieście, potem ścieżkami rowerowymi wzdłuż ulicy Edukacji, trafiamy na osiedle Filaretów i tam witamy się ze znajomą Moniki, dostajemy też zaproszenie ale bardziej wolimy kręcić niż zasiedzieć się. Zahaczamy też o Tesco bo jeszcze troszkę dziś będziemy jeździć a głód już doskwiera. Akcja w sklepie wyglądała tak, że wędrujemy razem z Krzyśkiem a czasem Tomek też jest przy nas, patrzymy na półki co na nich jest i bierzemy jeśli mamy ochotę. Nagle Krzysiek wydaje z siebie okrzyk radości "JEST PIERNIK !" no i właśnie rozwiązał się nasz problem co kupić by się najeść.
Po zakończonych zakupach udaliśmy się w okolice fontanny i wygodnie rozsiedliśmy się na ławkach obok. Towarzyszyły nam ataki śmiechu, tak że każdy z naszej trójki przypomniał sobie jak to nieraz bolały nas przepony od śmiania się.
Jest piernik jest impreza #1© Kysu
Jest piernik jest impreza #2© Kysu
Powrót wykonujemy bardzo podobną trasą, miejscami uproszczoną. Gdy wdrapaliśmy się na Murckowską hałdę zrodził się pomysł przejechać nią i gdzieś dalej wykombinować powrót, ostatecznie stało się tak, że zjechaliśny niewiele dalej do asfaltów, i skierowaliśmy się na terenową drogę pod zalew Janina. Tam już ciemno się zrobiło ale dopadamy resztki jedzenia i jeszcze napełniamy brzuchy. Czeka nas tylko asfaltowa trasa na Mysłowice, która przebiega sprawnie. Na dole ulicy Mikołowskiej zatrzymują się by jeszcze ze mną pogadać, tak zleciało może 15 minut i ruszamy się do swoich domów.