Pyrzowice, Przeczyce, Błędów, Sławków

Sobota, 29 października 2011 · Komentarze(0)
Ruszam na Balaton z lekkim opóźnieniem ale nadrabiam na trasie. Gdy już wszyscy w komplecie i jedziemy przez hałdę do parku Leśna (całkiem ładny ten park). Jedziemy na Pogorie. W trakcie drogi ciągle co jakiś czas czuję na korbie jakieś drgania/drobne przeskoki, cykliczne ale nie co obrót korbą ani nie co obrót koła. Wreszcie nie wytrzymuje i rozporządzam przerwę z serwisem. Prostuję hak bo krzywy, po wczorajszym jaworznickim pechowym szlaku (już mnie tam nie zobaczycie). Przeglądam jeszcze łańcuch i jestem zaskoczony bo czegoś takiego się nie spodziewałem - pękła tulejka w jednym ogniwie, ale nie na pół tylko rozszerzyła się i to ona stukała co czułem pod stopami. Z użyciem skuwacza wywalam ten odcinek łańcucha. Po robocie chciałbym tylko wyczyścić ręce ale nie ma gdzie. Pojawia się też pies, pies złodziej! Podszedł do mnie i czując się niepewnie odsunąłem się bo nie znałem jego zamiarów. Poniuchał mi rękawiczki a gdy chciałem je przydepnąć by mi ich nie zabrał, to właśnie to zrobił. Tak mi ciśnienie skoczyło że zabrałem leżącą obok skrzynię na piwa i chciałem w niego przywalić gdy stał pod ogrodzeniem. Ale uciekł na posesję przez otwór w siatce. Przeszedłem za nim i aby oddał mi moją własność musiałem się z nim pobawić, pomachałem parę razy rękawiczką i w końcu tą z paszczy wypuścił. Pojawił się też właściciel ale nie miał pretensji czy coś, jedynie przeprosił że pies zrobił co zrobił bo się chciał bawić. Jedziemy wreszcie przy Pogorii 4 znaną drogą. Wbijamy na asfalt i przekraczamy S1, potem jedziemy obok tej ekspresówki szutrową drogą i dojeżdżamy pod Terminal.

Humory dopisują a najlepsze przed nami. Ruszamy teraz na początek płyty lotniska jadąc przez stary wojskowy teren, potem przy samym odgrodzeniu lotniska gdze jeszcze zatrzymujemy się na kilka fotek.

Za chwile jesteśmy już przy opuszczonym budynku na który wspinamy się by coś zjeść i oglądać lądujące samoloty. Robi się śmiesznie gdy Tomek napotyka problemy z wspinaczką na dach tego budynku.

Chcemy ruszyć dalej ale znów atak śmiechu skutecznie powstrzymuje nas od tego. Tomek nie potrafi się zdecydować jak dostać się na ziemię z budynku, zeskoczyć czy opuścić się? Trudna decyzja (zobaczcie film na dole wpisu). Gdy już wszyscy twardo stali na ziemi ruszyliśmy na Przeczyce, ledwo co odjechaliśmy od lotniska a słyszymy lecący samolot, zatrzymujemy się, odwracamy i widzimy jak na tle pięknego jesiennego lasu przelatuje maszyna Wizzer (jestem zły że nie wyciągnąłem aparatu a był na to czas - miałbym naprawdę świetne zdjęcie). Jedziemy asfaltem a potem jak deklaruje Krzychu na swoim blogu ile się dało terenem choć zupełnie nie pamiętam tej części wycieczki. W Przeczycach jedziemy sobie płytami po zaporze, potem brzegiem zalewu po piasku. Następnym punktem wycieczki jest Dębowa Góra, Krzysiek prowadzi na czuja ale wie gdzie musimy się kierować, konieczne było też przekroczenie ekspresówki i podjechanie kawałek jej skrajem. Po drodze mamy Zawarpie i Trzebiesławice, przez pole podjeżdżamy pod górę i możemy już dojrzeć naszą Dębową Górkę.

Krzychu pojechał swoją ścieżką a my z Tomkiem swoją, równoległą do tej od Krzyśka. Teraz jedziemy wspólnie w dół pola i spoglądam na Krzycha, bardzo ładnie to wygląda gdy odległości między nami się nie zmieniają a całe otoczenie: pole pomiędzy nami i lasy w dalszym planie przemieszczają się. Niewiele czasu mija i jesteśmy już na górze.

Troszkę dalej mamy dobry zjazd, dość długi bo trochę minęło zanim znaleźliśmy się na dole, trochę wymagający bo nawierzchnia nie była równa a ścieżka trochę kręta, czasem pozwalałem sobie na dokręcanie jeśli było prosto i mało szybko ;) W Tucznawie odnajdujemy sklep i robimy zakupy, dla siebie biorę 2 drożdżówki z budyniem, banana i rogala z nadzieniem, po wyjściu od razu biorę się za zjedzenie tego zostawiając jedynie drożdżówkę z budyniem.

Ruszamy teraz na Błędów, kręcę troszkę materiału na film i robię zdjęcia w trakcie jazdy.

Trafia się odcinek w którym się świetnie relaksuję, zapominam że w ogóle jadę, nie odbieram żadnych sygnałów bólu czy zmęczenia tylko spoglądałem ciągle przed siebie i w lewo na jesienny las. Okradzionków, Błędów, Laski..

Tak leci nam droga, napotykamy przeszkodę terenową o wilgotności 100% czyli wodę i nie wiadomo jak ją przekroczyć. Krzychu zobaczył kładkę i bez wahania po niej przejechał, za nim Tomek próbuje i daje nura w bajoro aż po główkę ramy. Śmiejemy się z nieszczęścia kolegi ale nie dało się powstrzymać, Tomek ochrzcił swój nowy amortyzator fundując mu wodowanie.

Alternatywnie to zdarzenie mogę opisać tak: "Po nieudanej próbie przejazdu przez kładkę Tomek musiał się wynurzyć z wody a Krzychu opanować śmiech"
Wycieczka się powoli kończy, Krzykawka, Sławków (zamknięta ścieżka rowerowa z powodu meczu), Miedawa (terminal), jedziemy w stronę Ryszki, obok chatki wróżbity i dojeżdżamy do Maczek. Żegnam się z towarzyszami i jadę do domu przez czarny szlak.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa dwina

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]