Czyżówka, czyli gdzie jechać by wracać po zmroku
Poniedziałek, 10 października 2011
· Komentarze(0)
|
Na 16:00 do Krzyśka pod dom. Mini gościna z ciastem i herbatą [ dziękuję :) ] a po kwadransie ruszamy. Początkowo niezdecydowani jedziemy na Jaworzno, ale zawracamy i Krzysiek prowadzi znanymi mu drogami przez Niwę i gdzieś w teren. Dojeżdżamy do szutrów które już razem eksplorowaliśmy i wzdłuż torów jedziemy do Bukowna. Standardową drogą kierujemy się na Czyżówkę. Przy elektrowni wjeżdżamy na chwilę w teren, który sprawia mi mały problem bo zapomniałem jak to się tu jedzie - ale szybko kojarzę obrazy i już wiem gdzie jechać. Wylatujemy z lasu na asfalt i po chwili z lewej strony za szlabanem zaczyna się ten podjazd. Gdzieś do połowy podjeżdżamy, resztę wypychamy na szczyt gdzie przerwa na pogawędkę.
Zjeżdżamy, początkowo z równym odstępem od Krzycha, ale gdy najgorszy odcinek za nim puścił hamulce i przyspieszył momentalnie. Ja się troszkę wolniej grzebałem gdyż zjechało mi się w mały rów na środku, ale zaraz po nim też puszczam hamulce.
Wracamy już do domu, nie ma co wybierać tylko gnać asfaltami. Przed Bukownem zrobiło się już ciemnawo, jedziemy cały czas dając sobie zmiany co kilka minut. Idzie to całkiem sprawnie ale przed Jaworznem gdzie trzeba wdrapać się na most nad torami nie daję już rady i wlokę się. Przepychamy rowery na drugą stronę torów i jedziemy boczną drogą w stronę Maczek, zaczyna też delikatnie kropić. W okolicach lokomotywowni oznajmiam Krzyśkowi, że pojadę sobie krótszą dla mnie drogą. Jedyne czego mogłem się obawiać to SOK-istów gdy przechodziłem z rowerem przez sporą ilość torowisk, ale zaoszczędziłem kawałek drogi bo wyjeżdżam nieopodal przejazdów kolejowych na granicy Jaworzna. Jadę i brakuje mi już kopa, wlokę się z prędkością niewiele większą od 20km/h zaczyna też coraz mocniej wiać i padać. Jestem już blisko domu, muszę się tylko wydostać z lasku na drogę rowerową, przypominam sobie o szlabanie jaki postawili przy wjeździe, lecz równie szybko zapominam o nim. Moje myśli o ciepłym pokoju i kolacji przerywa impuls "coś znienacka pojawiło się przed tobą" odruchowe hamowanie z dębem na mniej niż metr przed szlabanem. Nieszczęśliwie lampkę miałem skierowaną bardziej w dół przez co późno zobaczyłem szlaban. Na szczęście w ogóle ją miałem :] Przed ostatnim przejazdem kolejowym znów mi zamykają szlabany, tak samo jak jechałem do Krzyśka. Teraz prócz utraty czasu, są jeszcze niska temperatura i deszcz jako argumenty by przejść pod szlabanami. Wracam strasznie zmęczony.
Zjeżdżamy, początkowo z równym odstępem od Krzycha, ale gdy najgorszy odcinek za nim puścił hamulce i przyspieszył momentalnie. Ja się troszkę wolniej grzebałem gdyż zjechało mi się w mały rów na środku, ale zaraz po nim też puszczam hamulce.
Wracamy już do domu, nie ma co wybierać tylko gnać asfaltami. Przed Bukownem zrobiło się już ciemnawo, jedziemy cały czas dając sobie zmiany co kilka minut. Idzie to całkiem sprawnie ale przed Jaworznem gdzie trzeba wdrapać się na most nad torami nie daję już rady i wlokę się. Przepychamy rowery na drugą stronę torów i jedziemy boczną drogą w stronę Maczek, zaczyna też delikatnie kropić. W okolicach lokomotywowni oznajmiam Krzyśkowi, że pojadę sobie krótszą dla mnie drogą. Jedyne czego mogłem się obawiać to SOK-istów gdy przechodziłem z rowerem przez sporą ilość torowisk, ale zaoszczędziłem kawałek drogi bo wyjeżdżam nieopodal przejazdów kolejowych na granicy Jaworzna. Jadę i brakuje mi już kopa, wlokę się z prędkością niewiele większą od 20km/h zaczyna też coraz mocniej wiać i padać. Jestem już blisko domu, muszę się tylko wydostać z lasku na drogę rowerową, przypominam sobie o szlabanie jaki postawili przy wjeździe, lecz równie szybko zapominam o nim. Moje myśli o ciepłym pokoju i kolacji przerywa impuls "coś znienacka pojawiło się przed tobą" odruchowe hamowanie z dębem na mniej niż metr przed szlabanem. Nieszczęśliwie lampkę miałem skierowaną bardziej w dół przez co późno zobaczyłem szlaban. Na szczęście w ogóle ją miałem :] Przed ostatnim przejazdem kolejowym znów mi zamykają szlabany, tak samo jak jechałem do Krzyśka. Teraz prócz utraty czasu, są jeszcze niska temperatura i deszcz jako argumenty by przejść pod szlabanami. Wracam strasznie zmęczony.