Fatalna wycieczka
Sobota, 4 czerwca 2011
· Komentarze(0)
|
Kontynuacja wycieczki "Kwietniowy tułacz" - poznanie dalszych terenów.
W Płokach kupuję 3l. wody mineralnej, mam dwa bidony - bardzo dobrze bo ciężko jest dziś znieść ten skwar. Dopijam resztę i uzupełniam do pełna. Zostało mi 2/3 w butelce, na siłę nie chcę pić więc zjechałem na dół, za tablicami obok szlaku wchodzę w krzaki i zostawiam butelkę wody na powrót :D
Jadę czerwonym szlakiem przy cmentarzu, przekraczam drogę 791 (Trzebinia-Olkusz) i ponownie jadę w nieznane. Teren z dość sporą ilością przewyższeń, teraz dla mnie dobrze bo większość z górki (drogą powrotną masakra - ale o tym potem). Zjechałem do małej miejscowości, zaraz się troszkę piąłem w górę, skręciłem w prawo. Gdy tylko wyjechałem na skraj lasu w oddali mogłem podziwiać fajne widoczki, przyjrzałem się i olśnienie.. widzę jakiś zamek. Nie byłem pewny ale zdawało mi się że jest to Tenczyn, który chciałem zdobyć już od zeszłego roku. Zachwycony, bo wycieczka znalazła swój cel ruszyłem. Zamek jeszcze przez chwilę mogłem widzieć, potem gdy znów droga poprowadziło mocno w dół już nie miałem okazji. Dojechałem do Dulowej, do drogi 79 na Kraków i... Gdzie jest ten zamek? Zupełnie go nie widziałem bo byłem zbyt nisko. Stracił się też czerwony szlak który się trzymał ciągle ze mną od Płoków, gdyby prowadził w kierunku zamku zapewne ciągle bym nim jechał.
Szybko popędziłem w prawo tą 79, rozglądając się za zamkiem, przejechałem sporo i ciągle go nie było widać, okazało się że jadę w złą stronę bo wjechałem prawie do Trzebini. Więc zawracam i jadę za Dulową, gdzieś w Woli Filipowskiej dopiero zamek się ujawnia i przez chwilę go podziwiam. Szybko kalkuluję czy wystarczy mi czasu by dziś to obskoczyć, niestety było już dość późno więc wracam z planem, że przyjadę jeszcze o wcześniejszej porze i na pewno zdarzę.
W drodze powrotnej jeszcze przed wszystkimi podjazdami poczułem duży spadek sił, jestem wkurzony że w Płokach zadbałem tylko o płyny nie kupując nic do jedzenia. Pierwsze podjazdy w Dulowej idą jeszcze dobrze, na kolejne nie mam już sił. Czuję się słabo i wiem, że nie jest to kryzys a brak energii. Zaczynam się oszczędzać jak tylko mogę i największe podjazdy wypycham rower pieszo. Idzie to żmudnie a podjazdy są strasznie długie i strome. Martwię się już bardzo, bo droga do domu jeszcze długa a ja już bym najchętniej był już na miejscu i odpoczywał.
Dojechałem do drogi 791 i jednak zdecydowałem się na szosę, w terenie chyba bym się wykończył i został gdzieś w lesie. Jadę na Myślachowice myśląc jaka mnie czeka długa droga, a krócej byłoby przez te Płoki. Rozmyśliłem się i kręcę jednak w prawo, staram się ominąć wzniesienie i jakoś udaje mi się trafić na Czyżówkę. Widziałem jakiś grill i już tylko o jedzeniu myślałem, chciałem się zatrzymać i poprosić o coś do jedzenia bo naprawdę tak bardzo słaby się jeszcze nie czułem. Dopóki był asfalt droga jakoś mijała, trochę się ciągła i czułem jak robię się coraz słabszy. Przed Bukownem wjeżdżam w las, w tereny piaskowni. Tam już z wyczerpania zaliczam glebę i zauważam jak bardzo chce mi się spać, powieki same się zamykają i jestem przestraszony co by było gdybym zasnął, czy zregenerowałbym się czy już bym się nie obudził. Ciężka droga po piachu i notoryczne zamykanie się oczu. Jadę już w połowie przytomny, trasę przez tą piaskownie w większości NIE pamiętam, przejechałem nią jak w jakimś transie, jak naćpany, zauważyć się też dało spóźnione reakcje, szczególnie reakcje na kręcenie kierownicą którą nie zdarzałem łapać równowagi i często mnie w tym piachu przechylało.
Dojechałem do Ciężkowic, zadzwoniłem do Agusi, z myślą że zgodzi się by mnie wyratować jakaś kromeczką i herbatką, a nawet kilkoma złotówkami bo tamtejszy sklep był do 21 więc jeszcze przez chwile był otwarty. Usłyszałem tylko tyle, że nie ma jej w domu i czy nie jestem przypadkiem pijany !? No tak, dało się zauważyć jak trochę nieskładnie się wysławiam bo byłem na progu wycieńczenia :/ Trudno, jadę maksymalnie głodny, wycieńczony i zawstydzony do domu, został sam asfalt więc takie małe pocieszenie. Na końcu Ciężkowic dziwna sprawa, włącza mi się zapasowy akumulator i idzie to troszkę lepiej, trochę późno się włączył ale mam podczas drogi rozkminę z czego to? Jakby organizm spalił wszystko co miał a teraz bierze energię z samego siebie spalając własne białka? Katabolizm? Kurde gliny mnie wyprzedziły! .. jest już ciut szarawo ale nie reagują - ja się cieszę bo za brak świateł mam mandat. Podjazd przy szpitalu w Jaworznie już za mną, jadę tyłem przy stadionie "Azotania" już jestem przy elektrowni i niewiele mi zostało do domu.
Wreszcie dojechałem, wydawało mi się że zjem wszystko, ale byłem tak zamulony że zjadłem niewiele i błyskawicznie zasnąłem.
W Płokach kupuję 3l. wody mineralnej, mam dwa bidony - bardzo dobrze bo ciężko jest dziś znieść ten skwar. Dopijam resztę i uzupełniam do pełna. Zostało mi 2/3 w butelce, na siłę nie chcę pić więc zjechałem na dół, za tablicami obok szlaku wchodzę w krzaki i zostawiam butelkę wody na powrót :D
Jadę czerwonym szlakiem przy cmentarzu, przekraczam drogę 791 (Trzebinia-Olkusz) i ponownie jadę w nieznane. Teren z dość sporą ilością przewyższeń, teraz dla mnie dobrze bo większość z górki (drogą powrotną masakra - ale o tym potem). Zjechałem do małej miejscowości, zaraz się troszkę piąłem w górę, skręciłem w prawo. Gdy tylko wyjechałem na skraj lasu w oddali mogłem podziwiać fajne widoczki, przyjrzałem się i olśnienie.. widzę jakiś zamek. Nie byłem pewny ale zdawało mi się że jest to Tenczyn, który chciałem zdobyć już od zeszłego roku. Zachwycony, bo wycieczka znalazła swój cel ruszyłem. Zamek jeszcze przez chwilę mogłem widzieć, potem gdy znów droga poprowadziło mocno w dół już nie miałem okazji. Dojechałem do Dulowej, do drogi 79 na Kraków i... Gdzie jest ten zamek? Zupełnie go nie widziałem bo byłem zbyt nisko. Stracił się też czerwony szlak który się trzymał ciągle ze mną od Płoków, gdyby prowadził w kierunku zamku zapewne ciągle bym nim jechał.
Szybko popędziłem w prawo tą 79, rozglądając się za zamkiem, przejechałem sporo i ciągle go nie było widać, okazało się że jadę w złą stronę bo wjechałem prawie do Trzebini. Więc zawracam i jadę za Dulową, gdzieś w Woli Filipowskiej dopiero zamek się ujawnia i przez chwilę go podziwiam. Szybko kalkuluję czy wystarczy mi czasu by dziś to obskoczyć, niestety było już dość późno więc wracam z planem, że przyjadę jeszcze o wcześniejszej porze i na pewno zdarzę.
W drodze powrotnej jeszcze przed wszystkimi podjazdami poczułem duży spadek sił, jestem wkurzony że w Płokach zadbałem tylko o płyny nie kupując nic do jedzenia. Pierwsze podjazdy w Dulowej idą jeszcze dobrze, na kolejne nie mam już sił. Czuję się słabo i wiem, że nie jest to kryzys a brak energii. Zaczynam się oszczędzać jak tylko mogę i największe podjazdy wypycham rower pieszo. Idzie to żmudnie a podjazdy są strasznie długie i strome. Martwię się już bardzo, bo droga do domu jeszcze długa a ja już bym najchętniej był już na miejscu i odpoczywał.
Dojechałem do drogi 791 i jednak zdecydowałem się na szosę, w terenie chyba bym się wykończył i został gdzieś w lesie. Jadę na Myślachowice myśląc jaka mnie czeka długa droga, a krócej byłoby przez te Płoki. Rozmyśliłem się i kręcę jednak w prawo, staram się ominąć wzniesienie i jakoś udaje mi się trafić na Czyżówkę. Widziałem jakiś grill i już tylko o jedzeniu myślałem, chciałem się zatrzymać i poprosić o coś do jedzenia bo naprawdę tak bardzo słaby się jeszcze nie czułem. Dopóki był asfalt droga jakoś mijała, trochę się ciągła i czułem jak robię się coraz słabszy. Przed Bukownem wjeżdżam w las, w tereny piaskowni. Tam już z wyczerpania zaliczam glebę i zauważam jak bardzo chce mi się spać, powieki same się zamykają i jestem przestraszony co by było gdybym zasnął, czy zregenerowałbym się czy już bym się nie obudził. Ciężka droga po piachu i notoryczne zamykanie się oczu. Jadę już w połowie przytomny, trasę przez tą piaskownie w większości NIE pamiętam, przejechałem nią jak w jakimś transie, jak naćpany, zauważyć się też dało spóźnione reakcje, szczególnie reakcje na kręcenie kierownicą którą nie zdarzałem łapać równowagi i często mnie w tym piachu przechylało.
Dojechałem do Ciężkowic, zadzwoniłem do Agusi, z myślą że zgodzi się by mnie wyratować jakaś kromeczką i herbatką, a nawet kilkoma złotówkami bo tamtejszy sklep był do 21 więc jeszcze przez chwile był otwarty. Usłyszałem tylko tyle, że nie ma jej w domu i czy nie jestem przypadkiem pijany !? No tak, dało się zauważyć jak trochę nieskładnie się wysławiam bo byłem na progu wycieńczenia :/ Trudno, jadę maksymalnie głodny, wycieńczony i zawstydzony do domu, został sam asfalt więc takie małe pocieszenie. Na końcu Ciężkowic dziwna sprawa, włącza mi się zapasowy akumulator i idzie to troszkę lepiej, trochę późno się włączył ale mam podczas drogi rozkminę z czego to? Jakby organizm spalił wszystko co miał a teraz bierze energię z samego siebie spalając własne białka? Katabolizm? Kurde gliny mnie wyprzedziły! .. jest już ciut szarawo ale nie reagują - ja się cieszę bo za brak świateł mam mandat. Podjazd przy szpitalu w Jaworznie już za mną, jadę tyłem przy stadionie "Azotania" już jestem przy elektrowni i niewiele mi zostało do domu.
Wreszcie dojechałem, wydawało mi się że zjem wszystko, ale byłem tak zamulony że zjadłem niewiele i błyskawicznie zasnąłem.