Szlak Orlich Gniazd - kolejna wyrypa
Sobota, 30 września 2017
· Komentarze(0)
|
Kategoria Enduro Jura, Full suspension z Krzychem |
Jakiś tydzień wcześniej uznaliśmy z Krzyśkiem aby pojechać na jakąś dłuższą turystyczną trasę i obaj myśleliśmy o Jurze. Ruszam rano i jest bardzo zimno, ale udaje mi się wybrać taki ubiór aby nie mieć problemu z wożeniem go w nerce. Wsiadam do pociągu i dzwonię do Krzycha i dowiaduje się, że on mi wysłał MMS'a którego mój tel nie odebrał z rozkałdem i aby jechać późniejszym. No cóż szybko zdecydowałem że na Dąbrowie wysiadam i albo pójdę pokręcić albo wyjadę mu naprzeciw. Odjechałem jakieś 3km od stacji pod Kaufland ale coś niebardzo mi się wydawało aby to miał być ten sklep pod którym sie umówiliśmy, zawracam i spotykamy się przy Intermarche. Podróż pociągiem odbyła się sprawnie, wysiadamy z pociągu na stacji Częstochowa Raków i wita nas nieśmiało przebijające się przez mgłę słoneczko.
Zamiast jechać terenami jak ostanio początek wybieramy asfatowy i zdaje się że zaoszczędziliśmy dobry kawałek czasu. Do Olsztyna dojeżdżamy nieco inaczej omijając wysoką górkę. Wpadamy do sklepu i kupujemy dobroci aby je zaraz zjeść na skałkach. Potem wybieramy się poszukać dobrej ścianki, którą zamierzamy zjechać do szlaku i wpadamy na taką, którą co niektórzy na zlocie sprzed kilku lat odpuścili. Faktycznie wyglądała dziś stromo i u dołu luźne kamienie, ale spokojnie dało się zjechać. Zaczyna się fajna część szlaku gdzie na dłuższy czas pojedziemy lasem z kilkoma lajtowymi zjazdami a potem płaskimi szutrami aż do Złotego Potoku.
Zaraz za nim jest fajny odcinek szlaku, po liściach był mega klimacik ale przeszkadzali piesi turyści, których dziś było jakoś wyjątkowo dużo i to na całym szlaku i mijanych przez nas mieścinach.
Mirów i Bobolice również bez długiego postoju, dopiero na górze Zborów siadamy na nieco dłużej a mnie już odcinało, na szczęście batonik pomógł i dałem radę aż do sklepu przy którym zrobiliśmy długi popas z Cocacolą. Słońce wyraźnie niżej ale czasu jeszcze wystarczająco dużo, jedziemy przez mniej ciekawą część gdzie sporo asfaltów i omijamy nieciekawy teren prowadzący przez puste pole. Przed Ogrodzieńcem szlak przypomniał nam swoje piaszczyste oblicze, odcinek hymmm... dwu a może i więcej kilometrowy po wciągającym piasku zmęczył, na szczęście do Podzamcza jest już stąd niewiele a to znaczy dla nas koniec ze Szlakiem Orlich Gniazd a początek asfaltowego powrotu do domu. Trasa powrotna przebiegła sprawnie, tempo jak na tyle kilometrów było równe i co jakiś czas zmienialiśmy się na czele. W okolice Krzyśka dojechaliśmy jeszcze zanim zrobiło się wyraźnie szaro, mi pozostało jeszcze jakieś 20km.
Zdjęć dziś jak na lekarstwo, te z terenu mdłe i nijakie więc pokazuję jakim industrialnym widokiem rozpoczęła się dzisiejsza trasa
Zamiast jechać terenami jak ostanio początek wybieramy asfatowy i zdaje się że zaoszczędziliśmy dobry kawałek czasu. Do Olsztyna dojeżdżamy nieco inaczej omijając wysoką górkę. Wpadamy do sklepu i kupujemy dobroci aby je zaraz zjeść na skałkach. Potem wybieramy się poszukać dobrej ścianki, którą zamierzamy zjechać do szlaku i wpadamy na taką, którą co niektórzy na zlocie sprzed kilku lat odpuścili. Faktycznie wyglądała dziś stromo i u dołu luźne kamienie, ale spokojnie dało się zjechać. Zaczyna się fajna część szlaku gdzie na dłuższy czas pojedziemy lasem z kilkoma lajtowymi zjazdami a potem płaskimi szutrami aż do Złotego Potoku.
Zaraz za nim jest fajny odcinek szlaku, po liściach był mega klimacik ale przeszkadzali piesi turyści, których dziś było jakoś wyjątkowo dużo i to na całym szlaku i mijanych przez nas mieścinach.
Mirów i Bobolice również bez długiego postoju, dopiero na górze Zborów siadamy na nieco dłużej a mnie już odcinało, na szczęście batonik pomógł i dałem radę aż do sklepu przy którym zrobiliśmy długi popas z Cocacolą. Słońce wyraźnie niżej ale czasu jeszcze wystarczająco dużo, jedziemy przez mniej ciekawą część gdzie sporo asfaltów i omijamy nieciekawy teren prowadzący przez puste pole. Przed Ogrodzieńcem szlak przypomniał nam swoje piaszczyste oblicze, odcinek hymmm... dwu a może i więcej kilometrowy po wciągającym piasku zmęczył, na szczęście do Podzamcza jest już stąd niewiele a to znaczy dla nas koniec ze Szlakiem Orlich Gniazd a początek asfaltowego powrotu do domu. Trasa powrotna przebiegła sprawnie, tempo jak na tyle kilometrów było równe i co jakiś czas zmienialiśmy się na czele. W okolice Krzyśka dojechaliśmy jeszcze zanim zrobiło się wyraźnie szaro, mi pozostało jeszcze jakieś 20km.
Zdjęć dziś jak na lekarstwo, te z terenu mdłe i nijakie więc pokazuję jakim industrialnym widokiem rozpoczęła się dzisiejsza trasa