Haratał Magurkę razy kilka

Poniedziałek, 5 czerwca 2017 · Komentarze(0)
Świetny wyjazd lecz z nieszczęśliwym finałem. Kolejny raz zjawiamy się na Magurce Wilkowickiej, jest ciepło, sucho, jeździ się przyjemnie a nawet spotykamy ekipę z którą się później trzymamy.
Przy chyba trzecim zjeździe wybieramy Boxxera, jedziemy jeden za drugim w rozsądnych odstępach, staram się trzymać tempo poprzednika i idzie dobrze - za dobrze. Opóźniłem hamowaniem tak, że musiałem heblować jeszcze w bandzie i przednie koło się zblokowało i przekręciło, że się wyłożyłem przez kierę. Szybko się otrzepałem, spojrzałem na nogi bo nimi gdzieś przywaliłem i pojechałem dalej. Troszkę niżej kończy się pierwsza sekcja i czekamy aż wszyscy dojadą. Krzysiek zwraca mi uwagę że mam krew przy nadgarstku, patrzę i jest mały zaciek który ciągnie się w stronę góry ręki, wzrokiem wodzę i widzę rozszarpaną ranę tusz pod łokciem.
Łukasz, którego tamtego dnia miałem okazję poznać miał ze sobą apteczkę i ile się dało mi pomógł  opatrzyć ranę.
Ostrożniej ale dalej z przyjemnością zjechałem na dół, zapakowaliśmy się do samochodu i Krzysiek zajechał pod szpital w BB. Zostałem na izbie a on dołączył do Violka, który jeździł z dziewczyną na ścieżkach. Na izbie byłem 2 godziny, i z osób oczekujących (około 20 osób) przyjęli tylko dwie bo ciągle wozili ludzi karetkami z wypadków, w ogóle ludzie się burzyli bo nie było obsady i byli tacy, którzy czekali od 12 i nie zostali jeszcze przyjęci. Wobec czego jak Krzysiek skończył jeździć podjechał pod szpital i wracamy do siebie, ja temat ogarnąłem od ręki w Mysłowickim szpitalu czekając tylko 20 minut, dostałem też szczepionkę przeciw tężcowi bo jak doktor powiedział, było dużo gleby w człowieku i zakażenie mogło by się wdać.

Fotosy z wypadu








Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa serwo

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]