EMTB Szklarska Poręba - objazd odcinków
Sobota, 9 lipca 2016
· Komentarze(0)
|
Kategoria Górskie wojaże, Full suspension z Krzychem, CH2 |
Wyjazd do Szklarskiej Poręby zorganizowaną grupą był spoko pomysłem, zakwaterowanie w hoteliku "Nimfa" niczego sobie.
Budzimy się dość późno ale w miarę szybko ogarniamy się i ruszamy na OS'y. Trochę nie zrozumiałem zamiaru reszty i prowadzę na pierwszy OS by zgodnie z kolejnością je przejechać, oni jednak chcieli zacząć od ostatniego bo był najbliżej. Skorzystali z tego wszyscy bo będąc w centrum wskoczyli do Lidla.
W chwilę wróciliśmy z powrotem i zajechaliśmy za kościół skąd startuje OS 4. W porównaniu do zeszłego roku gdzieś 1/3 została zmieniona, głównie sam początek leśno-ściółkowy był nowym fragmentem. A na pozostałym powtórzonym fragmencie zaszły drobne kosmetyczne zmiany, wydaje mi się, że kilka zakrętów było poprowadzone za innymi drzewami i tyle. Odcinek równie fajny jak zeszłego roku, nic trudnego technicznie.
Jesteśmy przy asfaltowej drodze, podjeżdżamy do miasta i kierujemy się na stok narciarski. Dzwonię do Matiego bo gdzieś tam śmiga na trasie DH by się na chwilę spotkać. Jak już chwilę pogadaliśmy to jedziemy dalej szutrami, i rozpoczynamy mordercze wpycho-podejście, które w tym roku jest jeszcze dłuższe.
Przed startem kilka minut pauzy, zjedliśmy coś i ruszamy. Szlakiem tym jechałem już 2 lata temu sam, i pamiętam, że był tam kamień na kamieniu i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Ciężko było znaleźć linię gdy z głazów mogłem się tylko staczać. Wpadamy na szuter i nim kawałek odbijamy w lewo, a zaraz skręcamy do lasu, gdzie rok temu rozpoczynał się OS2. Teraz przejechany rockgardenowy szlak wraz z zeszłorocznym odcinkiem, który jeszcze przed nami, tworzą jeden bardzo długi OS. Więc jadąc pamiętam zeszłoroczne zawody i tu nic się nie zmieniło, po przerzedzonym lesie jest błotny odcinek, później trochę szybkiego singla, szybka i prosta ścianka, przeprawa przez rzekę, jeszcze trochę kręcenia i finisz poniżej Starej Chaty Walońskiej.
Odpoczywamy niedługo, przechodzimy po kamieniach na drugą stronę rzeki i własną krótszą dojazdówką zmierzamy na następny OS. Po drodze znajduje się czas na dłuższy odpoczynek i konkretniejszą szamę.
Ponieważ dziś nie ma zawodów, to jak zeszłego roku podchodzimy trasą odcinka i przyglądamy się trudnością terenu. Dłuższy czas chłopaki spędzają na ogarnięciu skalnego uskoku, za którym jest mało miejsca.
Wypychamy jeszcze chwileczkę do góry i nie zwlekamy ze startem bo jak zeszłego roku drobne muszki dają popalić. Jedzie się spoko, z większym luzem ale bez fajerwerów w porównaniu do zeszłego roku. Chciałem szybko i sprawnie pokonać duży kamień, objeżdżając go wymytym korytem, które przez rok się powiększyło więc niby łatwiej, ale popełniłem błąd i musiałem się zatrzymać do zera, oprzeć o ścianę tego koryta i startować od zera. Dalsza część bez zmian, bardziej płaski odcinek równie mokry co rok temu, później trochę kręcenia po trawie, kilka zakrętów i szybki zjazd w rowem na finiszu.
Dojazd na trzeci odcinek przebiega sprawnie i szybko, nieco gorzej z jazdą bo gdzieś z początku gdy się wypłaściło postanowiłem energicznie dokręcić i pedałem przygrzmociłem w kamień, że aż zrobiłem otb. Chłopaki zdziwione co mnie tyle nie było bo sztyca się przekręciła, a mostek również co później poprawiłem. Przed nami skalne schody i kilkuminutowa rozkmina jak jechać.
Radek poległ, ale szczęśliwie bez urazu czy uszkodzeń, a Krzysiek choć schody się po roku coś rozjechały na niekorzyść to elegancko zjechał.
Kolejną atrakcją jest ścianka w Kamieniołomie, z którą sobie radzili właśnie tak jak na filmie
Dalsza część odcinka to trochę nudnego lasu aż w końcu trochę kamieni po których można przyjemnie się nagimnastykować. Zostaje jeszcze taki trawersik nad rzeką, gdzie Radek ma niespotykaną przygodę. Chcąc przeskoczyć jakiś kamień depnął mocno w korby i łańcuch pękł, stracił równowagę i spadł z rowerem w dół zbocza. Mówił, że nieco kostkę obił ale, problemem był łańcuch, który zaginął gdzieś pod liśćmi. Szczęśliwie się znalazł, dojeżdżamy do końca odcinka, my z Krzyśkiem wracamy asfaltem na kwaterę, a Kinga rusza samochodem po chłopaków.
Ogarniamy się i z końcem dnia idziemy na jedzenie do lokalu gdzie przychodzimy na ostatnią minutę.
Budzimy się dość późno ale w miarę szybko ogarniamy się i ruszamy na OS'y. Trochę nie zrozumiałem zamiaru reszty i prowadzę na pierwszy OS by zgodnie z kolejnością je przejechać, oni jednak chcieli zacząć od ostatniego bo był najbliżej. Skorzystali z tego wszyscy bo będąc w centrum wskoczyli do Lidla.
W chwilę wróciliśmy z powrotem i zajechaliśmy za kościół skąd startuje OS 4. W porównaniu do zeszłego roku gdzieś 1/3 została zmieniona, głównie sam początek leśno-ściółkowy był nowym fragmentem. A na pozostałym powtórzonym fragmencie zaszły drobne kosmetyczne zmiany, wydaje mi się, że kilka zakrętów było poprowadzone za innymi drzewami i tyle. Odcinek równie fajny jak zeszłego roku, nic trudnego technicznie.
Jesteśmy przy asfaltowej drodze, podjeżdżamy do miasta i kierujemy się na stok narciarski. Dzwonię do Matiego bo gdzieś tam śmiga na trasie DH by się na chwilę spotkać. Jak już chwilę pogadaliśmy to jedziemy dalej szutrami, i rozpoczynamy mordercze wpycho-podejście, które w tym roku jest jeszcze dłuższe.
Przed startem kilka minut pauzy, zjedliśmy coś i ruszamy. Szlakiem tym jechałem już 2 lata temu sam, i pamiętam, że był tam kamień na kamieniu i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Ciężko było znaleźć linię gdy z głazów mogłem się tylko staczać. Wpadamy na szuter i nim kawałek odbijamy w lewo, a zaraz skręcamy do lasu, gdzie rok temu rozpoczynał się OS2. Teraz przejechany rockgardenowy szlak wraz z zeszłorocznym odcinkiem, który jeszcze przed nami, tworzą jeden bardzo długi OS. Więc jadąc pamiętam zeszłoroczne zawody i tu nic się nie zmieniło, po przerzedzonym lesie jest błotny odcinek, później trochę szybkiego singla, szybka i prosta ścianka, przeprawa przez rzekę, jeszcze trochę kręcenia i finisz poniżej Starej Chaty Walońskiej.
Odpoczywamy niedługo, przechodzimy po kamieniach na drugą stronę rzeki i własną krótszą dojazdówką zmierzamy na następny OS. Po drodze znajduje się czas na dłuższy odpoczynek i konkretniejszą szamę.
Ponieważ dziś nie ma zawodów, to jak zeszłego roku podchodzimy trasą odcinka i przyglądamy się trudnością terenu. Dłuższy czas chłopaki spędzają na ogarnięciu skalnego uskoku, za którym jest mało miejsca.
Wypychamy jeszcze chwileczkę do góry i nie zwlekamy ze startem bo jak zeszłego roku drobne muszki dają popalić. Jedzie się spoko, z większym luzem ale bez fajerwerów w porównaniu do zeszłego roku. Chciałem szybko i sprawnie pokonać duży kamień, objeżdżając go wymytym korytem, które przez rok się powiększyło więc niby łatwiej, ale popełniłem błąd i musiałem się zatrzymać do zera, oprzeć o ścianę tego koryta i startować od zera. Dalsza część bez zmian, bardziej płaski odcinek równie mokry co rok temu, później trochę kręcenia po trawie, kilka zakrętów i szybki zjazd w rowem na finiszu.
Dojazd na trzeci odcinek przebiega sprawnie i szybko, nieco gorzej z jazdą bo gdzieś z początku gdy się wypłaściło postanowiłem energicznie dokręcić i pedałem przygrzmociłem w kamień, że aż zrobiłem otb. Chłopaki zdziwione co mnie tyle nie było bo sztyca się przekręciła, a mostek również co później poprawiłem. Przed nami skalne schody i kilkuminutowa rozkmina jak jechać.
Radek poległ, ale szczęśliwie bez urazu czy uszkodzeń, a Krzysiek choć schody się po roku coś rozjechały na niekorzyść to elegancko zjechał.
Kolejną atrakcją jest ścianka w Kamieniołomie, z którą sobie radzili właśnie tak jak na filmie
Ogarniamy się i z końcem dnia idziemy na jedzenie do lokalu gdzie przychodzimy na ostatnią minutę.